W czasach studenckich natrafiłam na rewelacyjną antologię „Kroki w nieznane”. Kilka opasłych tomów zbierających opowiadania najlepszych pisarzy science-fiction. Wszystkich części nie przeczytałam – tylko te, które były dostępne w lokalnej bibliotece – ale to wystarczyło do doceniania klasyków fantastki. Nie wiem, czy trafiłam tam na braci Strugackich, bo o ich twórczości będzie w tym tekście mowa, odkryłam natomiast Kira Bułyczowa, i jego „Wielki Guslar”, który kazał mi spojrzeć ku radzieckim – tak chyba będzie poprawnie – pisarzom, sugerując, iż, walcząc z cenzurą, wnoszą w swoje prace niewiarygodne rozwiązania. Nadarzyła mi się okazja zapoznać ze zbiorczym wydaniem dzieł braci Strugackich. To samo pokolenie pisarzy, co uwielbiany przeze mnie Bułyczow, a do tego duet wychwalany przez czytelników science-fiction . Kiedy taka okazja pcha się w ręce nie można jej wypuścić.
„Wywrócony świat i inne utwory” zawiera – poza tytułową powieścią – teksty „Żuk w mrowisku”, „Fale tłumią wiatr”, „Niepokój”. Łączy je postać Maksa Kammerera – podróżnika, odkrywcy, kosmonauty. Jest to zdecydowanie przygodowa odmiana science-fiction (chociaż znajdziemy tu też co nieco z kryminału) i to jakże cudownie dopracowana. Jedna sprawa to uniwersum, jakie tworzą Strugaccy. Oczywistą oczywistością jest, że tu każdy detal musi ze sobą współgrać – inaczej pisarze nie wdarliby się do kanonu science-fiction. Jednak, kiedy czytamy te powieść właśnie w wydaniu zbiorczym widać, jak szeroki był to projekt, jak kolejne teksty są ze sobą powiązane, o ilu elementach autorzy musieli pamiętać, jak drobne rzeczy łączą te historie.
Natomiast mnie zaintrygowała inna kwestia. Publikacja opatrzona jest komentarzami autorów i w jednym wywodzie mowa jest o różnych scenariuszach tej samej opowieści. Czytelnik jest przepraszany, że finał jest tak oczywisty, a pisarze usprawiedliwiają się, że nie mogli inaczej. Opowiadają o innych pomysłach, jakie mieli i argumentują, dlaczego nie mogły zostać wykorzystane. I do mnie nagle coś dotarło. Do tej pory raczej poddawałam się temu, co autor książki proponuje, ewentualnie, kiedy pomysł wydał mi się absurdalny kwitowałam słowem: „Naciągane”. Im dłużej myślę o współczesnych pisarzach, mam coraz wyraźniejsze wrażenie, że większość z nich dopasowuje wydarzenia do pomysłu, że „wypełnia” go akcją, że fabuła nie zawsze jest przez nich „przepracowana”. A to błąd. Powieści nie można pisać wyłącznie od punktu A do B nie zważając na potencjalne przeszkody. Trzeba poddać się obranej ścieżce i podążyć tam, gdzie ona prowadzi.
W przypadku radzieckich twórców należałoby rzucić jeszcze jedno hasło: „idea”. Walka z reżimem odbywała się na różnych frontach, również tym literackim. Śmiejmy się, krytykujmy, ale tak żeby się nie zorientowali – można powiedzieć, że tak działali ówcześni pisarze (zresztą o konfrontacji z cenzurą możecie również poczytać w komentarzach). Do utworów przenikają elementy satyryczne, groteskowe, ale również symboliczne. Subtelne, acz mocne analogie, napomknięcia łechczą neurony czytelników. Cieszyć się tym możemy również u Strugackich. I żeby była jasność, na pierwszym miejscu jest przygoda, ale ubarwiona „ideą”.
Mnie nigdy nie trzeba było zachęcać do czytania klasyków. Uwielbiam poznawać twórczość ludzi, który kreowali literaturę, a do tego ich teksty to (zazwyczaj) gwarancja dobrej lektury. Strugaccy to „must read” i „must know” dla miłośników przygodowej odmiany science-fiction. W prezentowanym zbiorze mamy powieści lekkie, dynamiczne, acz ambitne i dopracowane. Bierzcie i czytajcie.