W ramach wyjątku, nie będę szczegółowo skupiał się na analizie tekstu zawartego w książce pod tytułem – "Czy Unia Europejska przetrwa rok 2024?” autorstwa Dariusza Lipińskiego. Jak mniemam, chyba każdy dorosły, oczytany i zaangażowany człowiek ma świadomość tego, co dzieje się na świecie. Nie tylko w samej Unii, ale i na całym świecie. Niestety, świat jest taką instalacją złożoną z naczyń połączonych. Jeśli gdzieś na świecie dzieje się źle, to i u nas, prędzej, czy później, zacznie źle się dziać. A tak się składa, że żyjemy w ciekawych czasach, gdy wszystko, co dotychczas znaliśmy, co było w miarę przewidywalne, wywraca się do góry nogami. Świat zdominowały Chiny, zarówno gospodarczo jak i politycznie. Stany Zjednoczone są w kryzysie – politycznym, kulturowym, ideologicznym i przywódczym. Rosja rzuciła wyzwanie zachodniej cywilizacji i wraz z pariasami, typu Korea Północna, niszczy na oślep wszystko, co się da. Indie powoli, aczkolwiek coraz szybciej kroczą ku konfrontacji z Chinami. Kraje muzułmańskie przeżywają kryzysy religijne, gospodarcze i demograficzne. W Ameryce Południowej coraz więcej państw stacza się ku równi pochyłej (szykuje się kolejne bankructwo Argentyny, wojny z kartelami w Kolumbii, całkowita degradacja Wenezueli, itd.). A co robi Unia? Rozprawia, debatuje, czasem rzuci gdzieś kasą, to tu, to tam. i na tym w zasadzie się kończy. I właśnie o tym jest ta książka – o kryzysie przywództwa, kultury, pomysłów, gospodarki i tożsamości. O ile 200 lat temu Europa miała ogromne znaczenie, to obecnie coraz bardziej stajemy się marginesem. Cała gra toczy się wokół Pacyfiku. Afryka już jest zdobyta, choć bardziej gospodarczo, przez Chiny. Bliski Wschód znajduje się w kryzysie, wojnie i coraz bardziej się radykalizuje. Niestety Unia Europejska nie jest przygotowana na wyzwania przyszłości, wciąż kręci się wokół własnej osi, nie mogąc nic zrobić, lub robiąc coś w półśrodkach, bezładnie, niczym pijany, który systematycznie traci kontakt ze zmysłami…
Czy lubicie Unię Europejską? Ja tak, i doceniam tyle wspaniałych rzeczy, które pomogła nam stworzyć. Drogi, centra kultury, remonty, możliwości, szacunek… Jednak coraz bardziej obawiam się, że kierunek w jakim zmierza ta instytucja, niepokoi. I to pomimo faktu, że sam, zazwyczaj reprezentuje lewicowe poglądy. Nie ma co ukrywać, póki co, Unia znajduje się pod przemożnym wpływem lewicowej mniejszości. Nie mam nic przeciwko równouprawnieniu mniejszości czy tak zwanym ustawom klimatycznym. To konieczność, ale środki które zostają do tego przedsięwzięte, pozostawiają sporo do życzenia. Nie dość, że nie bierze się pod uwagę różnic pomiędzy krajami „Starej UE”, a tymi młodszymi członkami, to jeszcze narzuca się wszystkim światopogląd francusko-niemiecki, tak jak gdyby tylko te kraje stanowiły kwintesencję Unii Europejskiej. A przecież ojcowie założyciele chcieli wspólnoty małych ojczyzn. I moim zdaniem to była słuszna droga, która została porzucona dla „robienia wielkich pieniędzy”. Liczy się tylko Francja i Niemcy. To pod ich interesy geopolityczne, kulturalne i społeczne kroi się garnitur, w jaki obecnie przystrojona jest nasza wspólnota. Nic dziwnego, że nastąpił „brexit”. Nic dziwnego, że Unia staje się popadać w marazm gospodarczy (a wokół niego budowano szkielet Wspólnoty) i prawicowy nurt polityczny. Wynika to zarówno z faktu, że zdanie obywateli UE zdaje się być niezauważane w Brukseli, ale i dlatego, że różnego rodzaju mniejszości, instytucje i organa Unii ulegają degeneracji, prąc do zmian, nie biorąc pod uwagę tego, czego chcą ludzie. Nie ma już mowy o rozmowach na linii Bruksela-obywatele, liczy się tylko zdanie „oświeconej” unijnej wierchuszki. Nie wróży to niczego dobrego, ani dla nas, ani dla samej instytucji. A chciałbym przypomnieć, że bez współpracy, zostaniemy zjedzeni przez takich gigantów jak Stany Zjednoczone, Rosja, Indie, Brazylia czy Chiny. A zagrożeń geopolitycznych, cywilizacyjnych czy klimatycznych jest coraz więcej. Niestety Unia nie robi nic, co mogłoby przekonać ludzi do zmiany światopoglądu. W polityce mówi się o soft power, czyli stopniowym, delikatnym popychaniu ku swojemu stanowisku. Jednak UE nie jest już elastyczna, i zamiast ku sobie, popycha ludzi w objęcia skrajnej prawicy, prącej do rozłamu w tej wspólnocie.
A oto drobne przykłady. Unia nie była w stanie poradzić sobie z pandemią. Niemal wszystkie decyzje zostały oddane w ręce państw, a przecież Unia, jako jeden z największych organizmów geopolitycznych, powinna mieć wspólne stanowisko, wspólną siłę negocjacyjną… Zmiany klimatyczne. Mimo szumnych programów, rzekomo przełomowych, skuteczne programy nadal stoją w miejscu, a wszystko, co się wokół nich dzieje, odstręcza ludzi od chęci wzięcia na siebie współodpowiedzialności na siebie i za innych. Nadal nie mamy własnego ogólnoeuropejskiego wojska – stawiamy na pomoc Amerykanów, którzy też coraz bardziej grają na siebie. Co ich interesuje nasza stara Europa, borykająca się z problemami? Oni się zabezpieczyli, a my, rzekomo najbogatsi na tej planecie, nie potrafimy stworzyć odpowiednich procedur, struktur. Nie jesteśmy w stanie zabezpieczyć granic nawet przed atakami hybrydowymi Rosji czy małej Białorusi. Z Afryki i Bliskiego Wschodu nadciągają rzesze ludzi transportowanych przez wszelkiego rodzaju mafie, terrorystów i przemytników. A my nie mamy na to żadnej odpowiedzi. Chiny przejmują najważniejsze zasoby surowcowe świata, a my nie robimy z tym nic. Nawet nie mamy własnych firm farmaceutycznych, które byłyby w stanie, bez pomocy komponentów z Chin, wytworzyć szczepionki, o czym boleśnie przekonaliśmy się kilka lat temu. Sami obywatele Unii zaczynają mieć wątpliwości, czy warto brać w takim przedsięwzięciu udział. Bo nie dość, że nikt nas nie słyszy, to jeszcze nie ma nikogo, kto by próbował skutecznie nas bronić. Europa staje się tworem przypominającym Europę doby kongresu wiedeńskiego, gdy arystokracja, u nas tzw. eurokraci, podejmowali decyzje, nie licząc się ani z interesami ludów, ani państw mniejszych. Słowem autorytaryzm, czy jak woli Autor – deficyt demokracji.
Autor dosadnie pyta, w jakim kierunku Unia zmierza. I choć, spogląda on z perspektywy prawicowej, muszę przyznać, że wiele z jego uwag ma sens, rację bytu. Głupota - tak. Wielkie interesy – tak. Demokracja – coraz jej mniej. Więc nasuwa się pytanie – dokąd zmierzasz Unio? Ku chwale czy upadkowi. Choć odpowiedź wydaje się coraz bardziej przechylać ku temu drugiemu wariantowi, ja nadal liczę – nadzieja matką głupich – że projekt zwany Unią Europejską ma szansę przeobrazić się w coś wspanialszego, coś, co będzie przypominało pierwotne zamierzenia ojców założycieli. Skoro Amerykanom czy Chińczykom udało się stworzyć własne imperia, pomimo bogactwa w różnorodności, dlaczegóż by Unia Europejska nie miała pójść tą drogą? Czy jesteśmy aż tak bardzo zapatrzeni w dawną chwałę Europy doby mocarstw kolonialnych? Świat pognał do przodu, a my stoimy w miejscu jak starożytni Rzymianie, grzejący się w glorii chwały swych antenatów. Nie tędy droga.
Z pewnymi uwagami Autora mógłbym polemizować, ale ogół – daje sporo do myślenia. Lipiński zwraca uwagę na wiele aspektów, o których u nas się nie mówi, a raczej, które nie docierają do przeciętnego odbiorcy. Książka jest naprawdę super, i polecam ją każdemu, kto pragnie zachować wolny i świeży umysł.
Książka z Klubu Recenzenta serwisu nakanapie.pl.