Astrid wraz z Popy po śmierci matki, trafiają pod opiekę do jej siostry, Iony. Ciotka ta jest bardzo znanym onkologiem i prowadzi bardzo interesujące badania wraz z grupką studentów, które dotyczą zdrowego trybu życia. Tak dziewczyny trafiają do tajemniczej ekowioski, w której wszystko się zaczyna. Nie tylko ich nowe życie, ale i życie pozostałych mieszkańców wioski.
Zacznijmy od tego: ,,cel uświęca środki''. A teraz odnieście to do osiągnięć dzisiejszych ludzi w danych dziedzinach np. medycynie i działaniach, jakie naukowcy podejmują, aby wynaleźć cudowny lek na raka. Dobrze, a teraz wyobraźcie sobie, że jednak ktoś wynalazł specjalną terapię genetyczną, która pozwala na wyeliminowania tego raka, ale nie jest jej do końca pewien i musi ją sprawdzić na kimś. I tu zaczynają się schody, a powiedzenie, które wcześniej wypisałam nabiera sensu. Bo choć szlachetny cel, jaki posiada ciotka dziewczynek, jest warty takiego ryzyka i poświęcenia? Czy jest warty tego, do czego dopuściła się Iona? Tego drogi czytelniku musisz się dowiedzieć, czytając tę książkę, ale powiem tylko tyle: Podczas czytania tej książki chciałam wejść tam do środka i normalnie rozszarpać tę kobietę.
Zwłaszcza po tym, jak wygoniła wszystkich na statek, a potem znaleźliśmy się w sytuacji, która naprawdę mnie zdezorientowała. Czułam się tak, jakbym przegapiła zwrot w rozwoju jednej postaci. Nie potrafiłam zrozumieć, dlaczego stało się to oraz dlaczego odbyło się to bez zgody tych dziewczynek (na szczęście potem się to wyjaśnia). Przez to wszystko jeszcze bardziej wciągnęłam się w tę historię, która była jednocześnie dziwna, tajemnicza i fantastyczna. Autorka świetnie poradziła sobie z tematem oraz z tym że prawie do końca nie wiemy, kto jest tak naprawdę tym faktycznym złym.
A teraz coś, co mi przeszkadzało. Chodzi mi tu o to, że bohaterowie jak na mój gust są zbyt dojrzali jak na wiek, który autorka podaje. Jasne. Ukształtowały ich tragedie... ale jeny. Dziewczyna ma dopiero niedługo osiemnaście lat, a znalazła się w takiej sytuacji... i jakoś specjalnie nie wariuje. Przyjmuje to na spokojnie i prze do celu, czyli odnalezienia swojej siostry. Ja na jej miejscu od razu po ogarnięciu, co się stało, to zaczęłabym wariować, a potem dopiero po uspokojeniu zaczęła działać. Oczywiście Aster też do końca nie działa tak od razu. Ma napady paniki, ale mi chodzi tutaj o takie zatrzymanie się i ogarnięcie. Wypłakanie się albo chociażby wygarnięcie pewnej osobie tego i owego. Tak samo mam z Samem, który jest mega dojrzały jak na te dziewiętnaście lat i którego rodzice prawie w ogóle nie pilnują i się nie interesują. W ogóle jego postać to jest tutaj potrzebna tylko do dwóch rzeczy, ale niestety nie napiszę jakich, bo zakryje to o wielki spojler.
Historia o siostrzanej miłości, stracie najbliższych osób, chorobie oraz... Istotach zamieszkujących wody. Jeśli mam być całkowicie szczera, to nie spodziewałam się do końca takiego obrotu spraw, które kończą ,,Piekielną Głębinę''. Książka mile mnie zaskoczyła i szczerze porwała w swoje morskie objęcia. Uwielbiam taką mieszaną tematykę. Niby wszystko jest możliwe, ale nie do końca... a do tego dochodzi temat mojej ulubionej bajki z dzieciństwa i opis krajobrazu i aż człowiek chce spakować manatki i polecieć pierwszym samolotem do ciepłych krajów. Książka dostaje ode mnie 7/10.