„Ein Arglose oznacza osobę pozbawioną przebiegłości, człowieka, który w środku jest dokładnie taki, jaki nam się ukazuje. Kogoś, dla kogo oszustwo jest nie do pomyślenia.”
Wszechświat kontra Alex Woods to książka co najmniej wybitna. Zawiera wszystko, co perfekcyjna powieść zawierać powinna: genialnie wykreowanych bohaterów, ciekawą fabułę i mnóstwo zwrotów akcji, niesamowity styl pisania oraz drugie dno, wiadomość dla czytelnika. Do tego sporo cytatów Kurta Vonneguta, meteoryt, malutką plantację marihuany i gotowe.
Głównego bohatera poznajemy w chwili, gdy w Dover przekracza granicę angielsko-francuską. Ma siedemnaście lat, a w jego aucie celnicy znajdują dwa woreczki z marihuaną i urnę z prochami niejakiego pana Petersona (przy okazji właściciela auta prowadzonego przez Alexa). Jakby tego było, chłopak w chwili zatrzymania dostaje ataku padaczki. Pytanie tylko, jak mogło dojść do takiej sytuacji? Jak się okazuje, wszystko zaczęło się siedem lat wcześniej, gdy Alexowi przydarzył się dość osobliwy wypadek, o którym pisał cały kraj. Przez całą książkę Gavin Extence opisuje, co działo się przez te siedem lat w życiu chłopca aż do zatrzymania w Dover.
Zdecydowanie trzonem powieści są niesamowici bohaterowie. Po pierwsze, Alex Woods, chłopiec z padaczką, którego mama wróży z tarota, a on sam przejawia zainteresowania mało popularne wśród swoich rówieśników. Właściwe on jedyny takie zainteresowania posiada, w przeciwieństwie do innych uczniów Asquith Academy. Lex uwielbia zadawać pytania, gdy czegoś nie wie, chce się dowiedzieć, nie ogranicza swoich pasji do astrofizyki czy neurologii, ale z równą chęcią sięga po wartościowe powieści i tworzy własny klub książki. To taki ein Arglose. Mówi to, co myśli i robi to, co uważa za słuszne. Po drugie, pan Peterson. Postać nietuzinkowa, która wywrze swój wpływ na Alexie i pokaże mu, na czym polega prawdziwa przyjaźń. Reszta postaci to bohaterowie drugoplanowi, jednakże nie mniej ważni. Każdy jest inny, każdy się czymś różni. Co wyjątkowo podoba mi się w książce to fakt, że nie mamy tu protagonisty i jego antagonisty. Pojawiają się na moment pewne zgrzyty między postaciami, ale nie wpływają one na ogólne przesłanie. Postać Alexa Woodsa, moim zdaniem, mogłaby mieć wydźwięk zarówno pozytywny i negatywny. Nie wszystkie podjęte przez niego działania uznałabym za właściwe, równie dobrze moglibyśmy nie usprawiedliwiać wszystkich jego dziwactw istnieniem choroby, jaką jest padaczka. U Extence’a znajdziemy bohaterów z krwi i kości. Sami podejmują i dobre, i złe decyzje.
Autor porusza w książce wiele istotnych tematów. Najistotniejszym z nich jest moim zdaniem śmierć. Czy człowiek ma prawo do podjęcia decyzji, kiedy i w jakich okolicznościach umrze? Czy ma prawo do godnego odejścia czy ma obowiązek trwać, nawet gdy choroba odbiera mu rozum i siły? Mowa tu też o prawdziwej przyjaźni, oddaniu, braku akceptacji ze strony rówieśników, wzajemnej pomocy, a nawet o tym, czy Bóg istnieje i kto go wymyślił. Z tym wszystkim musi się zmierzyć Alex. Nie wiem, jak Gavin Extence to zrobił, ale żaden z powyższych tematów nie przytłacza czytelnika. One po prostu wypływają w trakcie prowadzonych dialogów i są tak lekko konstruowane, iż czytelnik dopiero pod koniec zdaje sobie sprawę, czego tak naprawdę dotyczyła dana rozmowa.
Jeszcze raz, Wszechświat kontra Alex Woods to książka, którą każdy powinien przeczytać. Bawi i wzrusza, wywołuje tyle emocji, iż po prostu brakuje słów. Jest to jedna z najlepszych książek, jaką KIEDYKOLWIEK przeczytałam. Naprawdę warto sięgnąć po tę pozycję. Polecam z całego serca.