„Ratownicy czasu. Nad wodami Nilu” to moje kolejne spotkanie z podróżami w czasie w wykonaniu Sary, Daniela i trochę ekscentrycznego kota o imieniu Mutek. Tak się wkręciłam w wykreowany przez autorkę świat, że przeczytałam obie części cyklu pod rząd i żałuję, że więcej nie ma. Bo to nie tylko fantastyczna przygoda, podczas której czas mija niezwykle szybko. Ta książka sprawi, że poszerzycie swoją wiedzę w przyjemny, niewymuszony sposób.
Sara i Daniel to dwójka zupełnie zwyczajnych nastolatków, których pewnego dnia odwiedza kot z przyszłości i oznajmia im, że kiedyś napiszą książkę „Ratownicy czasu”, która będzie miała ogromny wpływ na losy ludzkości. Oni sami staną się sławni za sprawą skonstruowanego na podstawie ich książki urządzenia umożliwiającego podróże w czasie. Dzięki temu każdy będzie mógł odwiedzić dowolny zakątek globu z dowolnej ery nie narażając na szwank swojego bezpieczeństwa. W pierwszym tomie cyklu nastolatkowie podróżowali do Bolonii w XV wieku. Tym razem również pragną tam wrócić, aby odstawić na miejsce kogoś, kogo przypadkiem zabrali ze sobą do swoich czasów. Zastajemy ich w momencie, kiedy próbują z pomocą chronoorganizera uruchomić przejście tunelu czasowego. Okazuje się jednak, że lokalizacja, którą wybrali jest niedostępna. Mało tego, w skutek zakłóceń zostały zablokowane też inne kierunki podróży w czasie. Dzieciaki nie mają już zbyt wiele czasu na myślenie, bo Gulia z Bolonii, która utknęła z nimi w 2018 roku, wkrótce zacznie się budzić. Postanawiają przenieść się do Egiptu, a stamtąd mają nadzieję udać się do Bolonii. Coś jednak znów idzie nie tak i cała grupa ląduje wprawdzie w Egipcie, ale dwadzieścia sześć wieków wcześniej niż było w planach. Do tego w tym miejscu nie ma przygotowanego azylu dla archeoturystów, gdzie czekałyby na nich odpowiednie ubrania i jedzenie. Muszą radzić sobie sami i dlatego szukają pomocy u miejscowych. W skutek różnych zbiegów zdarzeń trafiają na dwór lokalnego dostojnika, gdzie ktoś chce pozbawić ich życia. Jak uda im się w tego wykaraskać? Kogo tym razem spotkają na swojej drodze? Czy wrócą do domu? Czy odstawią Giulię do jej czasów?
Następny geniusz. Mózg to nie smartfon. Nie można go wyciszać bez przerwy.
Tego wszystkiego dowiecie się z tej książki. Jak już pisałam w recenzji pierwszego tomu, książka dostarcza nie tylko rozrywki (a przy tym całkiem niezłej adrenaliny), ale też ogromnej dawki wiedzy, podanej w taki sposób, że nawet się nie zauważa, kiedy się ją przyswaja. Dodatkowo, jeśli ktoś ma ochotę poszerzyć swoją wiedzę, od czasu do czasu pojawiają się w książce przypisy, które to umożliwiają. Wszystkie przeczytałam z ogromnym zainteresowaniem, chociaż zazwyczaj omijam takie dodatki, bo są zwyczajnie nudne. Nie tutaj. Jestem pod wrażeniem pracy autorki włożonej w research. Potrafiła wynaleźć takie informacje, które będą ciekawe nie tylko dla młodszej młodzieży, ale też dla dorosłych, którzy historię znają gorzej lub lepiej z podręczników szkolnych i innych pozycji historycznych. I poparła je naprawdę imponującą, bo liczącą aż 72 pozycje bibliografią. Zachwyciło mnie połączenie autentycznej historycznej wiedzy i mnóstwa ciekawostek z gadżetami z przyszłości, które do odwiedzanej epoki wnoszą bohaterowie. Bałam się trochę, że takie ingerowanie w historyczne fakty może się źle skończyć, ale autorka połączyła wszystko bardzo zgrabnie i wyszło z tego coś naprawdę dobrego.
Jeśli kojarzycie takie filmy jak „Mumia” i „Mumia powraca”, znacie też Imhotepa, egipskiego kapłana, który dał się tu poznać jako tyran, zły do szpiku kości morderca. I to on właśnie jest postacią, o której opowiada książka „Nad wodami Nilu”. I chociaż autorka dodała do tej postaci coś od siebie, jej finalna wersja jest zgodna z tym, co wiemy ze skąpych źródeł historycznych. Imhotep był bowiem architektem i lekarzem, a także człowiekiem pogodnym kochającym życie. Dał się poznać jako osoba życzliwa ludziom, nie miał w sobie nic z niegodziwca, którego pokazują filmy. Był też geniuszem swoich czasów. Takiego Imhotepa możecie poznać w tej książce. Ale nie od razu. Zanim to nastąpi czeka Was niesamowita przygoda, okraszona dawką niebezpieczeństwa (bo przecież ktoś dybie na życie nastolatków), świetnego humoru i niesamowitych emocji.
Sar, droga duszko, pewne dowcipy są jak wino, muszą dojrzeć. Stają się zabawne dopiero wtedy, gdy powtórzy się je odpowiednio wiele razy, zwłaszcza tym mniej kumatym. Zamiast mędrkować, obserwuj mnie i się ucz. Jestem mistrzem subtelnej kpiny.
Tym, co bardzo przypadło mi do gustu w obu częściach, było pokazanie podejścia do roli kobiety w różnych czasach, do jej statusu społecznego i praw. Sara to przedstawicielka naszych czasów, wyzwolona, nie uznająca podziału zadań na kobiece i męskie. Jak sama już na wstępie powieści zaznacza, jej rodzice dzielą się obowiązkami po równo. I taki podział zadań jest dla niej oczywisty. Również zainteresowania Sary dalekie są od typowo kobiecych. Giulia, pochodząca z Bolonii w XV wieku jest zaskoczona swobodnym zachowaniem Sary. W jej czasach panowały zupełnie inne obyczaje, rola kobiety była podrzędna w stosunku do roli mężczyzny, kobiety nie stanowiły o sobie w takim stopniu jak w czasach Sary, a nawet, co przyjęła ze zdziwieniem, w czasach starożytnego Egiptu. Egipcjanki mogły dużo więcej. Pracowały zawodowo, sprawowały urzędy, dysponowały swoim majątkiem. Przyznam, że jeśli chodzi o fakty historyczne, ta część podobała mi się najbardziej. Zresztą sam pomysł z umieszczeniem akcji w starożytnym Egipcie uważam za trafiony w dziesiątkę. To jeden z moich ulubionych okresów w dziejach ludzkości, dlatego zupełnie zatraciłam się w świecie przedstawionym przez autorkę. A jest się w czym zatracać. Justyna Drzewicka skupiła się nie tylko na tym, aby fakty przedstawione w książce miały poparcie w rzeczywistości. Stworzony przez nią fantastyczny świat jest wielobarwny, wciągający i interesujący. Nawet bez mnóstwa ciekawostek historycznych ta historia byłaby ciekawa. Autorka idealnie połączyła emocjonującą intrygę z wiedzą, którą chciała przekazać młodym czytelnikom. Zadbała o wszystkie detale. Odmalowała przepiękny obraz starożytnego Egiptu, przesycony plastycznym opisem ówczesnych miejsc i ludzi. O głównych bohaterach powieści pisałam sporo w recenzji poprzedniej części. Nadal uważam, że Sara i Daniel to bardzo rezolutne nastolatki, które świetnie sobie radzą w przeróżnych okolicznościach. Jednak dla mnie mistrzem tej powieści pozostaje Mutek. Bo ten nieco narcystyczny kot to mistrz retoryki, sarkazmu i główna postać odpowiedzialna za genialny humor w tej książce. Humor, którego świetnym dopełnieniem są, obecne w obu częściach, komiksowe ilustracje autorstwa Jędrzeja Łanickiego.