Dmitry Glukhovsky to znany i ceniony na całym świecie rosyjski pisarz, ale również dziennikarz oraz korespondent wojenny. Na swoim koncie ma wiele dzieł, jednakże największą sławę przyniosła mu wydana w 2005 roku książka "Metro 2033", która była debiutem literackim autora. Niedawno było mi dane przeczytać tę książką. Spodobała mi się tak bardzo, że postanowiłam zapoznać się również z kolejną książką autora - "Metrem 2034". Czy i ta pozycja wywarła na mnie tak duże wrażenie jak jej poprzedniczka?
Od wydarzeń rozgrywających się na stacji WOGN, z której wyruszył na polecenie Huntera Artem do serca metra - Polis, aby uprzedzić mieszkańców o niebezpieczeństwie grożącym im ze strony ataku czarnych, minął rok. Ówczesne zagrożenie zostało zażegnane i wydawało się, że ludność zamieszkująca moskiewskie metro będzie mogła w końcu odetchnąć i żyć spokojnie.
Zaledwie rok czasu, tyle dane było mieszkańcom metra, zanim ponownie padła na nich groza nieznanego zła, czającego się gdzieś w czeluściach tuneli...
Stacja Sewastopolska to jeden z końcowych odcinków metra. Jest to ważne miejsce z punktu ekonomicznego. Na stacji znajduje się bowiem jedna z największych elektrowni wodnych w metrze, która dostarcza prąd pobliskim stacjom, a także Związkowi Stacji Lini Okrężnej, zwanemu Hanzą. Poza tym Sewastopolska jest również strategicznym punktem obrony zbrojnej broniącym ludność metra przed wtargnięciem straszliwych mutantów schodzących do tuneli z powierzchni ziemi. Jednakże pojawił się pewien problem. Sewastopolczykom zaczyna brakować amunicji, a bez niej nie będzie możliwa obrona przed kreaturami non stop atakującymi stację. Do tej pory amunicja była dostarczana regularnie z Hanzy. Jednakże ostatnia karawana zmierzająca na Sewastopolską nie dotarła na miejsce. Wysłana grupa zwiadowcza również przepadła bez śladu. Coś niedobrego dzieje się na stacji Tulskiej znajdującej się na trasie handlowej, którą podążała karawana i gdzie zniknął oddział zwiadowczy. Wyjaśnienia tej sprawy podejmuje się Hunter, który niegdyś zaginął podczas starcia z czarnymi. Dobiera on sobie tylko dwoje ludzi z Sewastopolskiej, którzy mają podążyć wraz z nim. Wybór pada na starego bajkopisarza Homera oraz młodego Ahmeda. Zachowanie Huntera budzi w towarzyszach niepokój. Czy to aby ten sam Hunter, który rok temu pomógł powstrzymać atak czarnych?
Wkrótce do wyprawy dołącza młoda dziewczyna, córka wygnanego naczelnika Awtozawodzkiej, Sasza. Czy dziewczyna zdoła przebić się przez skorupę otaczającą duszę Huntera? Czy uda im się wyjaśnić, co tak naprawdę dzieje się w mrocznych tunelach? Czy zdążą uratować ocalałych po katastrofie mieszkańców metra przed nowym zagrożeniem zanim będzie za późno?
"To świat, w którym nie ma jutra. Nie ma w nim miejsca na marzenia, plany, nadzieje. Uczucia ustępują tu instynktom, a najważniejszy z nich każe przeżyć. Za wszelką cenę przeżyć." (s. 10)
Świat stworzony przez Glukhovsky'ego to rzeczywistość po nuklearnym wybuchu. Tylko nielicznym osobom udało się uciec przed śmiercią. Schronienie dało im moskiewskie metro, największy istniejący bunkier na świecie. Jednak nie jest to miejsce, w którym można toczyć spokojne życie. Już podczas lektury "Metra 2033" mogłam się przekonać, że obecna egzystencja człowieka daleka jest od tej, jaką wiódł przed katastrofą. Zepchnięci w mrok tuneli metra musieli na nowo wypracować sobie namiastkę cywilizacji i bronić się przed utratą człowieczeństwa. Historia, którą dane mi było przeżyć poprzednim razem wraz z Artemem i Hunterem sprawiła, że bardzo chętnie powróciłam do podziemnego świata, skrywającego w swych czeluściach ostatnie bastiony ludzkości.
Jednakże wydarzenia rozgrywające się w "Metrze 2034" to już nie to samo, co w poprzedniej książce... Mimo czyhającego na ludzi nowego zagrożenia w mrokach tuneli, nie czułam już tej wszechobecnej grozy, tego dreszczyku emocji i skoków adrenaliny podczas czytania książki. Zabrakło mi bardziej dynamicznej akcji i elementów zaskoczenia. "Metro 2034" jest w dużej mierze przegadane. Na mój gust za dużo było wstawek rozmyślań Homera na temat życia jako takiego, czy to tego z czasów przed wybuchem, czy też obecnego, a nawet przyszłego - kwestii tego, co pozostanie po nim, kiedy śmierć zabierze go z tego świata. Wszystkie te filozoficzne wywody skutecznie spowalniały fabułę, wręcz ją usypiały! Powodowały obniżenie mego zainteresowania kolejnymi wydarzeniami, które miały się rozegrać już za kilka stron. Bywały nawet chwile, że miałam ochotę odłożyć książkę na bok, przerwać lekturę i do niej nie wracać... Jednak dawno obiecałam sobie, że przeczytam obie książki autora, zatem starałam się przebrnąć przez nużące momenty i brnąć dalej, aby poznać do końca losy bohaterów powieści.
Kwestia bohaterów. Na główny plan wysuwają się trzy postaci - Hunter, Homer oraz Sasza. Ten pierwszy sporo przeszedł od momentu, w którym rozstaliśmy się z nim podczas lektury "Metra 2033". Obecnie jest człowiekiem złożonym z dwóch skrajnych osobowości. Z jednej strony jest osobą prawą, kierującą się zasadami, posiadającą ludzkie uczucia. Jednak kontrolę stara się przejąć nad nim jego mroczniejsza cząstka, żądna krwi, pełna okrucieństwa. Autorowi świetnie wyszło ukazanie toczącej się w nim wewnętrznej walki o to, która strona przejmie całkowitą kontrolę. Homer to typowy starzec żyjący wspomnieniami, często się do nich odwołujący. Od momentu katastrofy stara się za wszelką cenę zrozumieć, dlaczego do niej w ogóle doszło, co kierowało ludzkością, że postanowiła sama siebie unicestwić. Za swój cel główny postawił sobie stworzenie swoistej kroniki wydarzeń rozgrywających się w metrze, aby dla potomnych pozostał jakiś ślad po dawnych mieszkańcach tego miejsca. Sasza natomiast to taka wrażliwa dusza postawiona pomiędzy dwoje zatwardziałych w swych przekonaniach mężczyzn. Jest młoda, nie pamięta w ogóle dawnego świata, przez co ciągle snuje marzenia starając się wyobrazić sobie, jak niegdyś musiało wyglądać życie. Przez swą młodość jest jeszcze pełna nadziei na lepsze jutro i tym stara się zarazić zarówno Huntera, jak i Homera. W tym pierwszym dostrzega tę lepszą stronę jego duszy i stara się sprawić, aby i on zauważył, że nadal ma w sobie pokłady człowieczeństwa, że jeszcze nie do końca stał się potworem, za którego on sam się od dawna uważa.
Na plus zasługuje wydanie samej książki. Wszystkie powieści napisane przez Glukhovsky'ego oraz te wchodzące w skład Uniwersum Metro 2033 autorstwa Andrieja Diakowa, przetłumaczone zostały przez jedną i tę samą osobę, tj Pawła Podmiotko. W moim odczuciu wykonał kawał dobrej roboty. Cenię sobie wydawane przez wydawnictwo Insignis książki również za to, że użyta w nich czcionka jest idealnie dobrana tak, aby nie męczyć oczu czytelnika podczas lektury. Odpowiednia wielkość, dobrze dobrana interlinia i marginesy sprawiają, że kolejne strony przebiegają nam przed oczami bez zbytniego zmęczenia narządu wzroku, co jest bardzo ważne, zwłaszcza kiedy pozycja liczy sobie blisko pięćset stron, jak w przypadku "Metra 2034". Dołączona mapa z planem moskiewskiego metra pozwala czytelnikowi na bieżąco śledzić przebytą przez bohaterów trasę podczas ich przygód.
Mimo że "Metro 2034" jest słabsze niż debiutancka powieść Glukhovsky'ego, to i tak zasługuje na uwagę. Każdy fan twórczości autora ma wręcz obowiązek zapoznania się z tą pozycją. Ale i pozostałe osoby powinna zainteresować, choć już nie powala na kolana tak, jak "Metro 2033", które otrzymało ode mnie maksymalną ocenę. Wszystkich tych, którzy jeszcze nie czytali poprzedniej książki pragnę uspokoić, że jej znajomość nie jest obowiązkowa, aby sięgnąć po "Metro 2034". Wydarzenia z poprzedniego tomu zostały w skrócie przybliżone w zamieszczonym na początku prologu, a pozostałe kwestie wyjaśnione w trakcie lektury samego "Metra 2034". Końcowa ocena? Daję mocną czwórkę. Mimo wspomnianych niedociągnięć uważam, że i tak warto sięgnąć po tę powieść, aby mieć szerszy obraz tego, jak wg autora wygląda wizja świata po apokalipsie.
Moja ocena: 4/6