Dziękuję Chilli Books za przekazanie mi egzemplarza do recenzji.
Przyznam, że ani o Megan Mirandzie ani o „Dziewczynce z Widow Hills” wcześniej nie słyszałam. Opis fabuły zaintrygował mnie jednak wystarczająco.
Główna bohaterka, Arden zmienia nazwisko po tym jak ciągnie się za nią historia z dzieciństwa. Pewnej burzowej nocy lunatykowała, została porwana przez wodę i po trzech dniach odnaleziono ją w kanałach. Wydarzenie to odbijało się echem w niewielkim Widow Hilla jeszcze wiele lat. Dorosła już Olivia (kiedyś Arden) ma nadzieję, że wszystko to zostawiła za sobą. Jednak przeszłość znowu puka do jej drzwi w postaci trupa przed domem, a ona sama orientuje się, że właśnie znowu lunatykowała.
Fabuła miesza ze sobą zarówno przeszłość, (dostajemy po każdym rozdziale coś na kształt transkrypcji z poszukiwań małej Arden) jak i teraźniejszość. Autorka mocno skupia się na stanie psychicznym Olivii, która nie ma pojęcia, co jest prawdą a co kłamstwem; co zrobiła przez sen a czego nie, a w dodatku mimo upływu dwudziestu lat wciąż przeżywa wydarzenia z dzieciństwa. I choć na miejsce zdarzenia przybywa policja, bohaterka próbuje sama rozwikłać sprawę, początkowo ukrywając swoją tożsamość przed służbami a także najbliższymi.
To bardzo dobry thriller. Czyta się go szybko, mimo że angażuje czytelnika całkowicie. I choć chce się poznać rozwiązanie, z drugiej strony ma się też ochotę błądzić w labiryncie zdarzeń coraz bardziej i coraz dłużej. Najbardziej mi się podobało chyba to, że jakieś sto, osiemdziesiąt stron przed zakończeniem, wciąż nie domyślałam się kto i dlaczego. Nie chciałam się domyślić. Pozwoliłam autorce prowadzić się za rękę do samego końca. Który… mam wrażenie, że przyszedł za łatwo. Myślę, że końcowa scena mogła trwać dłużej, drażnić nasze emocje jeszcze bardziej. Ale to chyba mój jedyny „zarzut niezarzut”.
Narracja pierwszoosobowa pozwala nam lepiej zrozumieć działania Olivii, uczestniczyć w jej lękach, niepewnościach a nade wszystko nieufności do każdej napotkanej osoby. Niejednokrotnie pojawiało mi się w głowie pytanie: „Jezu, po tym wszystkim ona naprawdę nie boi się zostawać w domu sama?”
Pozostali bohaterowie są dobrze nakreśleni, stanowią wystarczające tło dla Olivii. I choć parę razy każde z nich wysuwa się na chwilę na przód, żebyśmy lepiej ich poznali, nie odrywamy swojego wzroku od głównej bohaterki. Nie rozpraszają nas. Są zawsze we właściwym miejscu i czasie, nie wciśnięci na siłę.
Doceniam też to, że całość rozgrywa się tylko w kilku miejscach. Domu Olivii, szpitalu, w którym pracuje i co jakiś czas w małym Widow Hills. Autorka nie ciągnie nas po połowie kuli ziemskiej, żeby rozwikłać zagadkę, a ja takie fabuły lubię.
Podsumowując, książkę czyta się dobrze, jest angażująca, zachęca do poznania zakończenia i fani thrillerów powinni być zadowoleni. Autorka do samego końca nie pozwoliła nam wytchnąć i aż do kilku ostatnich stron jednoznacznie nie określiła sprawcy. Bo kiedy już myślimy, że fabuła zmierza ku końcowi, Olivia się waha, sprowadzając na nas kolejne domysły i podejrzenia. A w pewnym momencie można podejrzewać już każdego, a nade wszystko samą Olivię. Ja z przyjemnością będę dzielić się tą książką.