Książka „Dziewczyny do wynajęcia” pierwszy raz na rynku wydawniczym pojawiła się w 2003 roku, a Wydawnictwo Prószyński i S-ka wznowiło wydanie powieści Ireny Matuszkiewicz.
Sam tytuł wprowadza małe zamieszanie i wywołał u mnie sporo skojarzeń. Przyznaję, że zanim zaczęłam czytać, stworzyłam kilka teorii co do fabuły. Żadna się nie sprawdziła i z pewnością mogę uznać to za szczęśliwy traf.
Zuzanna to dyplomowana polonistka. Sama skończyłam polonistykę i tak jak główna bohaterka, boleśnie doświadczyłam, jak współczesny rynek podchodzi do wykształcenia humanistycznego. Zuza nie miała złudzeń, że kierunek studiów zagwarantuje jej nieprzebrane ilości ofert pracy i przyczyni się do rozwoju zawrotnej kariery. Zdecydowanie jednak nie widziała siebie jako osoby, która z poświęceniem niesie kaganek oświaty.
Miała też fajnego chłopaka, kochających rodziców i zwariowaną, tajemniczą siostrę Wiktorię, która wpakuje Zuzę (w dosłownie) niezłą kabałę. W wyniku przeróżnych splotów wydarzeń, o których przeczytacie w książce, Zuza traci kilka filarów życiowej stabilizacji i wprowadza to w jej życie zamęt. Od tego momentu akcja nabiera rozpędu. Intryga, zemsta, osobiste dramaty, ale też wielka miłość, wieczna przyjaźń i nadzieja na to, że jednak będzie dobrze. Z takich elementów składa się ta powieść. Pojawiają się tajemnice, ciągłe niedopowiedzenia i zwroty akcji, które mieszają tak, że do końca powieści niczego nie można być pewnym.
A zakończenie? Absolutnie zaskakujące i tak naprawdę nadal nie wiem, co mam o tym myśleć. Nie spodziewałam się zupełnie, że tak to wszystko się potoczy.
Jako polonistka z wykształcenia, ubawiłam się setnie gdy czytałam o „rozmowach polonistycznych” na temat bohaterów literackich. Same perypetie z pozycji czytelnika też wydają się być zabawne i momentami opisane na wyrost, jednak gdyby komuś w rzeczywistości przypadła taka kumulacja zdarzeń, raczej nikomu nie byłoby do śmiechu. Tylko siła charakteru i pewność, że ma się wsparcie w zaufanych osobach, pozwoliło Zuzannie przetrwać wszystko i jakoś się pozbierać.
Kreacja bohaterów jest bardzo barwna. Każda postać jest zupełnie inna, to takie zbiorowisko charakterów kolorowe niczym indyjski festiwal. Podobnie jest z językiem powieści. Lekki, ale treściwy, z dużą zawartością ironii w dialogach i wyszukanymi, wręcz poetyckimi porównaniami. To mi się bardzo podobało, bo to właśnie język nadał fabule lekkości.
Gdybym miała sklasyfikować jednoznacznie tę powieść, musiałabym powiedzieć, że jest to absolutnie literatura kobieca. Powieść obyczajowa, która zawiera w sobie elementy romansu, dramatu i może coś z kryminału, choć pozwolę sobie być ostrożna w tej opinii. Zdecydowanie jest to też książka dla relaksu po ciężkim dniu. Taki rodzaj literatury jest potrzebny. Nie wiem, czy w mojej pamięci fabuła „Dziewczyn do wynajęcia” zostanie na dłużej, ale zdecydowanie dołączam autorkę autorów do obserwowania i czytania.
Dziękuję Wydawnictwu Prószyński i Ska za egzemplarz książki.