Ja wiem, że ostatnio nie mam polotu czytelniczego i raczej sięgam po relaksujące i niezbyt ambitne książki. Jednak na swoje usprawiedliwienie powiem, że takie pozycje po prostu odpręzają, a chyba wszyscy się zgodzą, że w obecnej sytuacji, tego potrzebujemy najbardziej.
Do rzeczy. "Dziewczyna ze złotej klatki", to powieść dla młodzieży. Można by powiedzieć, że typowa, banalna, ale zdecydowanie mnie wciągnęła.
Amelia Raczyńska, to licealistka wywodząca się z obrzydliwie bogatej rodziny. Matka była aktorka, ojciec polityk. Bogactwo, przepych, markowe ubrania, prywatna szkoła. Dla jednych to raj, dla innych, klatka.. Eli (tak wołają na nią przyjaciele), ma wszystko ustawione od kołyski, wybrana kariera, przyjaciele, a nawet narzeczony. Jej rodzice dokładnie zaplanowali jej życie, nie pytając córki o zgodę. Dziewczyna ma dość i przez przypadek trafia do zwykłego publicznego liceum. Jak można się domyślić, tam poznaje buntownika z wyboru. Robert, przystojny, z zagadkową przeszłością, przywódca drobnego gangu z miejsca rozkochuje w sobie Amelie.
Pewnie większość z was już może domyślać się, co mogło stać się dalej. Bo przecież o to chodzi. On z klasy średniej i zły na cały świat, ona bogata i zagubiona. Razem znajdują drogę do miłością, na którą nikt się nie zgodzi.
Nie znam innych dzieł Anny Szafrańskiej, więc trudno mi się odnieść, ale niestety często gubiłam się dialogach. Były pisane nieskładnie i czasem nie wiedziałam, kto do kogo i o czym właściwie mówi. Brakowało mi gładkiego zakończenia. Pod koniec książki, wszystko działo się nagle, za szybko i cóż nie zdążyłam się nacieszyć szczęśliwym zakończeniem (przepraszam za spoiler, ale przecież wiecie, ze nie mogło skończyć się źle !).
Jednak, książka niesie ze sobą przesłanie. Bynajmniej nie mówię o tym, że miłość zwycięży wszystko, ale o tym, że pieniądze szczęścia nie dają. Jest tutaj rozbudowana relacja na poziomie rodzic-dziecko. Widać jak cierpi dziedzic fortuny, który miał wszytko, ale zabrakło miłości. Amelia w pewnym momencie, przedstawia swoją nianie jako osobę bliższą niż własna matka.
Podsumowując. Jako osoba dorosła mogła bym się doszukiwać miliona wad tej książki. Czytam ją już mniej emocjonalnie. Jednak abstrahując od mojego wieku, wciąż uważam, że jest to pozycja warta do podsunięcia swojej latorośli.