"Dziewczyna kata" to wielowątkowa opowieść, która przenosi nas do niespokojniego XVII wieku, wieku nękanego zarazami, palagami, zbrojnymi konfliktami, wieku pełnego zabobonów, dziwnych wierzeń i słynacego z ogromnego wachlarza stosowanych tortur i całej gamy pomysłów na zadawanie śmierci, w imię sprawiedliwości. Jest to również epoka wspaniale rozwijającego się złotnictwa i sztuki jubilerskiej. Na tym tle Magdalena Knedler snuje swoją opowieść o XVII w Presslawiu.
W moim odczuciu tytuł książki ma bardzo mało współnego z jej treścią. Dla mnie nie jest to opowieść od dziewczynie kata, jest to opowieść o historii pewnego kufla, złotej broszy, złotnictwie i różnych metodach zadawnia śmierci. Przystępując do czytania i już w trakcie lektury, moje oczekiwania co do powieści były zupełnie inne. Spodziewałam się pasjonującej i porywającej historii o "czarownicy", jej smutnym i tragicznym losie, spodziewałam się pięknego i pasjonującego romansu, zakazanej miłości i miliona emocji, które targałyby moją duszą i wprawiały moje serce w drżenie. Otrzymałam zupełnie inną opowieść i częściowo poczułam się rozczarowana i troszkę oszukana.
Według mnie książkę można podzielić na trzy części, które łączy w jedno tajemniczy kufel, złota brosza oraz nieszczęśliwa miłość, zawiedzione nadzieje i okrutny postępek, który wpłynął znacząco na życie wielu osób.
Na początku poznajemy historię Magdaleny. Opowieść o pięknej, wrażliwej, wyróżniającej się z otoczenia swoją innością dzewczynie, została nam przedstawiona dość szybko, pobieżnie, zabrakło mi nasycenia emocjami, tego czegoś co pozwala nam zżyć się z bohaterką i razem z nią przeżywać jej lęki, smutek, miłość, strach i ból.
Następnie zostajemy przeniesieni do świata kata Michaela. Bycie katem w tamtych czasach łączyło się z wykluczniem społecznym, życiem na marginesie, zmaganiem się z wieloma wątpliwościami i życiem ze świadomością, że w imię prawa pozbawia się ludzi życia. Była to profesja niehonorowa, a kat musiał żyć w samotności, za towarzystwo mając jedynie żonę, dzieci i pomocnika tzw katowczyka. W tej części dowiadujemy się sporo o metodach zadawnia śmierci w tamtych czasach, o metodach przesłuchań, o tym jak postępowano z samobójcami, kobietami które umarły w połogu, jakie groziły kary za kradzież, morderstwo i inne występki. Poruszany jest także wątek absurdalności oskarżeń o bycie czarownicą, nonsensownych zeznań umęczonych kobiet i ich straszna, okrutna śmierć w płomieniach.
Trzecia część odkrywa przed nami świat XVII w złotników. Poznajmemy historię kufla i broszy, dowiadujemy się jak wyglądało kształecnie/zdobywanie mistrzowskich papierów, poznajemy historię życia pewnego czeladnika złotniczego i tego jak jego okrutny postępek wpłynął na życie wielu osób.
Książkę czytało mi się miło i przyjemnie jednak nie mogę zaliczyć jej do grona mega fascynujących i porywających lektur. Cały czas towarzyszył mi lekki niedosyt, jednak część druga i trzecia były na tyle ciekawe, że z satysfakcją oddawałam się czytelniczej przygodzie. Autorka wplotła w swoją opowieść kilka historycznych ciekawostek, sprawnie połączyła fikcję z prawdziwymi wydarzeniami z historii Wrocławia.
Historia Magdaleny stanowi tylko tło, wyjście do snucia opowieści o tym, do czego może doprowadzić niespełniona miłość, niepohamowane pragnienie posiadania kobiety i zazdrość. Pokazuje jakie konsekwencje może za sobą pociągnąć, i jak wielki wpływ ma niespełniona namiętność jednego człowieka, w połączeniu ze złym słowem wypowiedzianym w chwili zaślepienia żądzą zemsty, i w konsekwencji jak może to wpłynąć na życie wielu osób, na ich losy. W połączeniu z historią złotnictwa, miejskimi legendami, opowieściami o karach za występki i drastycznych metodach oddawania sprawiedliwości, książka ta stanowi wielce interesującą i bardzo dobrą lekturę. Moja ocena to 7.5/10