Nie poznałam cyklu od początku, a jedynie poprzez trzecią i obecną część, więc przyznam, że trudniej było mi wejść w życie postaci na stałe w niej zamieszkujących. Kilka odniesień do przeszłości Magdaleny Hansson ułatwiło mi rozeznanie się w sytuacji, pewien znaczący fakt z życia Petry też dał podstawy do wypełnienia luk w jej profilu, ale z pozostałymi już mi tak łatwo nie poszło. Co oznacza, że w tym wypadku najlepiej czytać cykl od a po z.
Dla mnie "Nasza słodka .." wypada lepiej niż poprzednia część, ale ewidentnie lekturze brak tego czegoś. W pewnych sytuacjach pojawia się napięcie, Autorka dobrze buduje sytuacje, w których emocje biorą górę i dostajemy, na przykład nieznośnie przykre sceny z życia małżeńskiego Andrei i Keitha. Ale po chwili jesteśmy świadkami rozmowy między prowadzącymi śledztwo i czuję, że brodzę w błocie, bo oto znów zostałam uraczona papką. Przemoc w rodzinie jest tu wiodącym motywem, a odczułam względem tematu taką samą bezradność Autorki, jak i urzędników. Urzędnik - albo więcej nie może zrobić, albo przymknie na coś oko, Autorka nie podtrzymuje równomiernie napięcia aż do finału, a tylko skacze doprowadzając akcję do arytmii.
I naprawdę nie wygląda korzystnie, gdy lokalna dziennikarka ma szersze spojrzenie na sprawę i umiejętniej wyciąga wnioski z miejsca zabójstwa, niż cała ekipa dochodzeniowa. Nikt, ale to dosłownie nikt nie sugeruje nawet podobnego wyjścia, jak to o którym od początku opowiada Magdalena. Kobieta dynamit w tej rozlazłej policyjnej akcji, a jakby była dla śledczych przezroczysta. Wygląda to tak, że Autorka daje tu dwie niezależne strony, które zamiast współdziałać, jedynie się tolerują.
Działania dziennikarki obracają się zazwyczaj przeciw niej, podważając tym samym podejście policji, gdzie czasem grupę dochodzeniową możemy wziąć za bezmyślne kukiełki. A to nie przyda uroku ani dziennikarce, ani fabule. Coś w tym jednak jest na plus, bo sceny, w których wkracza Magdalena przynoszą konkretne wyniki naprowadzania nas na i tak nieskomplikowaną intrygę oraz mamy szanse zastanowić się nad pewnymi dylematami moralnymi i ogólnie dzieje się więcej niż podczas prowadzenia śledztwa.
Rozumiem, że to Magdalena Hansson jest wiodącą postacią cyklu, dzięki temu zapewne nasi przemyślni wydawcy podkreślają związek między książkami Ninni Schulman i Camilla Läckberg, ale i tak ten zabieg z czasem będzie męczył czytelnika. U obu Autorek głównymi postaciami są kobiety spoza kręgu policyjnego, a zarazem mają więcej przemyśleń na temat śledztwa i w magiczny sposób rozwiązują sprawy. Ot, taki schemacik. Jednak dla mnie to jedyne podobieństwo, ponieważ u Läckberg więcej się dzieje na poziomie opisywanej społeczności lokalnej, natomiast Schulman pokazuje z czym muszą się zmagać prywatnie policjanci: Petra, Betty, Christer. A na tym poziomie dzieje się trochę i momentami przedstawiane wydarzenia odciągały moje myśli od zagadki kryminalnej.
Dla mnie przeciętna lektura i nie chcę sięgać po kontynuację, bo zapewne uznałabym to za stratę czasu.