Marta Grycan znana jest głównie z portali plotkarskich. Od jakiegoś czasu dzieli się jednak z nami czymś zupełnie innym, niż życiem osobistym. Pisze książki o swojej pasji – gotowaniu. Jedną z takich pozycji jest „Dziennik smaków”, wydany przez G+J w 2013 roku.
Co wam się kojarzy z miesiącami? Pory roku? A jedzenie? Marcie właśnie to się kojarzy – opisuje w swojej książce dania, które pasują do odpowiednich miesięcy. Zimą są to dania jarskie, wiosną związane ze świeżymi ziołami i Wielkanocą, latem pełne warzyw, jesienią związane z ostatnimi dobrami, pełne przetworów. Ale to nie tylko dania sezonowe, to dania uniwersalne. Przede wszystkim ułożono je mocno tematycznie. Gdy nadchodzi Halloween spotykamy w przepisach Marty dynie, gdy zbliżają się walentynki – masę czekolady. Czasem opisuje ona też swoje przygody życiowe, wyjazdy, wspomina dzieciństwo i wtedy dopasowuje przepisy do tego faktu – np. podróż do Włoch owocuje w dzienniku przepisami m.in. na bruschettę.
Jest to raczej rodzaj kalendarza niż książki. Niektóre kartki pozostawione są puste, by napisać coś od siebie, niektóre mają wytyczone to, co chce autorka, by się na nich znalazło. Czasem są to listy, czasem miejsce na zdjęcia. Wszystko jednak jest tylko tłem dla przepisów i opowieści Marty.
Przepisy są dość proste, niewymagające. Wydaje mi się, że większość z nich mogłaby wykonać każda pani domu. Na dodatek są dość uniwersalne, mimo że Marta dopasowała je do konkretnych miesięcy, czy świąt.
Zdjęcia, które zamieszczono w dzienniku pochodzą z archiwum prywatnego autorki. To różne sceny z jej życia, często pojawia się na nich z rodziną. Oprócz tego są fotografie jedzenia, które wygląda apetycznie i smakowicie. Naprawdę można poczuć się głodnym, gdy ogląda się te fotografie.
Język jest prosty, a autorka jest sympatyczna. Zachowuje się raczej, jakby pisała blog, albo właśnie dzienniko-kalendarz, a nie książkę. Wbrew pozorom to ciekawy zabieg, który nadaje książce charakteru. Pojawiają się też uśmieszki, które przybliżają nam autorkę, obdzierają ją z anonimowości. Bardzo dobry zabieg. Podobało mi się również, że Marta opisywała swoje życie, nie skupiała się tylko na jedzeniu.
Moim zdaniem książka jest ciekawa. Przepisy i historie autorki są wyważone. Zdjęcia są piękne, naprawdę dobrze się je ogląda. Poza tym książka jest bardzo dobrze wydana. Papier, okładka, jakość fotografii zachwyca.
Komu polecam? Tym, którzy szukają prezentu dla bliskich amatorów kuchni. Znajdziecie tu przepisy na dania mniej lub bardziej wykwintne, ale na pewno coś wam wpadnie w oko. ja mam ochotę spróbować kilku z zaproponowanych przez autorkę potraw, ciekawa jestem czy w moim wykonaniu będą równie apetycznie wyglądać.