Tak, jest to kolejna powieść o miłości. Jednak całkiem różni się ona od tych gwałtownych porywów serca znanych nam z romansów czy melodramatów. Tym razem scenariusz napisało samo życie. W tym przypadku uczucie między dwojgiem ludzi rodzi się powoli, potrzeba tu czasu i zrozumienia, a przede wszystkim cierpliwości. Mamy nakreślony obraz miłości, który możemy spotkać w zwyczajnym życiu, wśród naszych znajomych czy w rodzinie. Dana i Charles zachowują się jak wiele zakochanych par, borykających się z problemami szarej rzeczywistości. Dlatego powieść wydaję się być bardziej autentyczna i łatwiej jest nam się z nią identyfikować. Moim zdaniem jest to największa zaleta tej książki.
Kiedy Dana Canedy po raz pierwszy spotkała się z Charlesem Monroem Kingiem, nie przypuszczała, że powiąże ją z tym człowiekiem tak silna więź. Na pierwszy rzut oka tych dwoje ludzi różniło zbyt wiele. On - introwertyk, oddany rodzinie lecz często zamykający się w sobie, ona - ekstrawertyczna dziennikarka, bardzo ceniąca swoją niezależność. Największą jednak "wadą", którą posiadał Charles było to, że swoje życie zawodowe związał z wojskiem. Wiązało się to licznymi i długimi wyjazdami. Dana - jako córka wojskowego - dorastała w bazach wojskowych albo w ich pobliżu. Wiedziała doskonale, jak wygląda życie w takiej rodzinie, dlatego nie chciała wiązać się z Charlesem, choć ten od początku bardzo jej się podobał. Jak wiadomo nie od dziś, życie lubi jednak pisać swoje scenariusze. Siła przyciągania tych dwojga ludzi była tak wielka, że nie dało się jej na dłuższą metę ignorować. Postanowili dać sobie szansę. Ale niech nam się nie wydaje, że odtąd wszystko będzie wyglądało jak w bajce. Dana musi dostosować się do trybu życia Charlesa, co nie zawsze jest łatwe. Kiedy rodzi im się synek, Jordan, jego przy niej nie ma. Prawdziwym sprawdzianem dla ich związku jest jednak wojna w Iraku. Charles, jako sierżant sztabowy armii USA, zostaje wysłany na wojnę. Jest to bardzo niebezpieczna misja, więc zarówno Dana, jak i Charles są świadomi tego, że może on zginąć. Zrodził się wtedy pomysł napisania dziennika dla Jordana, w razie gdyby już nigdy nie miał zobaczyć swojego ojca.
Charles Monroe King ginie 14 października 2006 roku, kiedy pod jego transporterem opancerzonym eksploduje domowej roboty mina. Jordan ma wtedy siedem miesięcy.
"Dziennik dla Jordana" to tak naprawdę zbiór listów Dany skierowany do jej syna. Opisuje w nich początki znajomości z Charlesem, ich miłość, ciążę, narodziny Jordana, a w końcu śmierć i żałobę po swym narzeczonym. Mamy tu więc sporą mieszankę ludzkich emocji. W treść listów wplecione zostają fragmenty dziennika pisanego przez Charlesa. Zawierają one wskazówki, którymi Jordan powinien kierować się w swoim życiu. Nie są to jednak jakieś filozoficzne mądrości. Prostota przekazu stanowi ich siłę.
"Co sprawia, że chłopak staje się mężczyzną? Musi osiągnąć dojrzałość i w pełni zrozumieć swoje dorosłe obowiązki. Chodzi mi o pracę, płacenie rachunków i odpowiadanie za własne czyny. O to, by stać się w pełni produktywnym obywatelem i opoką swojej rodziny, właśnie takie są moje wymagania względem Ciebie, synu" (str. 80).
"Jak traktujesz kobiety? (...) Zawsze musisz darzyć je szacunkiem. Jeśli zapraszasz którąś na randkę, zachowuj się tak, jakby była królową. (...) Nigdy nie bij kobiet. Mężczyzna, który bije kobiety, nie zasługuje na to miano. Zawsze wyznawaj te same co one zasady, co znaczy, że szacunek powinien być wzajemny... Kobiety są naprawdę niezwykłe. Ucz się od nich wszystkiego, czego możesz" (str. 129).
Czy tak właśnie wyglądałaby normalna rozmowa między ojcem a dorastającym synem? Możemy się tylko domyślać, lecz nie ulega wątpliwości, że dziennik jest czymś w rodzaju drogowskazu, a także rekompensatą za te wszystkie nie przeprowadzone męskie rozmowy. Można zarzucić autorce, że prezentuje nam troszkę wyidealizowany portret swojego narzeczonego, ale nie ulega wątpliwości, że był to człowiek honoru, nierzadko przedkładający dobro narodu i swoich podwładnych nad dobrem rodziny. Mądry, kochający, z wysokim poczuciem odpowiedzialności za swoje czyny.
Dana Canedy wplata w swoją opowieść problem segregacji rasowej w USA. Jako redaktorka "New York Timesa" wraz z zespołem publikuje serię reportaży o życiu kolorowych mniejszości w Stanach Zjednoczonych, za co zdobywa w 2001 roku Nagrodę Pulitzera.
Jest to wzruszająca powieść o miłości, która musi pokonać wiele przeszkód, miłości ojca do syna, o odwadze, akceptacji wyborów drugiego człowieka, a także próbie pogodzenia się z niewyobrażalną stratą.