Gdy znika jeden człowiek wszczynane są poszukiwania a gdy się nie odnajdzie uznawany jest za zaginionego a jego rodzina musi to zaakceptować. A co jeśli w jednej chwili znika kilka milionów ludzi?? Właśnie taką straszną sytuację przybliżają nam Tim Lahaye i Jerry B. Jenkins we wspaniałej powieści jaką jest „Dzień Zagłady. Zarówno jak Zajdel i Dick przy „Deus Irae” lub King i Straub przy „Talizmanie” także ten duet autorski spisał się świetnie a owocem ich współpracy jest 16-częściowy cykl „Powieść o czasach ostatecznych”. Ponadto powieść dostała się na szczyt listy bestsellerów „The New York Times’a” i pozostała tam przez 57 tygodni.
Akcja w powieści toczy się niczym u Hitchcocka. Zaczyna się trzęsieniem ziemi, a potem napięcie wzrasta. Aczkolwiek te masowe zniknięcia wywołały szkody o wiele większe niż mogłoby wywołać trzęsienie ziemi. Wśród tych, którzy zaginęli bez śladu są przecież piloci, kierowcy, pracownicy straży i policji oraz osoby sprawujące władzę. Mija kilka tygodni zanim wszystko wraca do względnego porządku. Ci, którzy pozostali wciąż szukają odpowiedzi na to co się stało a tymczasem na światowej scenie politycznej pojawia się skromny i czarujący prezydent Rumunii – Nicolae Carpathia, zamierzający odmienić świat. Jednak czy zamierza odmienić go na dobre…?
Temat utworu jest na swój sposób nowatorski. Bardzo możliwe, że już wcześniej pisano książki o masowych zniknięciach, ale nigdy wcześniej nie pisano ich z takim rozmachem. Ponadto można by spekulować czy autor głośnej ostatnio serii Gone nie wzorował się czasem na serii „Powieść o czasach ostatecznych”
Autorzy świetnie łączą wątek polityczny z religijnym. Znajdziemy tu wiele cytatów i proroctw z Biblii, czemu towarzyszy wiele ciekawych, często niebezpiecznych wydarzeń. Dodajmy do tego dużą ilość akcji, ciekawo zakrojoną intrygę oraz mały wątek miłosny i wyjdzie nam właśnie powieść od której nie możemy się oderwać.
Ponadto, gdy wokół głównego bohatera Camerona „Bucka” Williama oraz jego przyjaciół zacieśnia się krąg intrygi a ludzie im bliscy zaczynają ginąć, my zastanawiamy się głębiej nad wartościami moralnymi poruszanymi w utworze. I to właśnie jest moim zdaniem wspaniałe. Powieść skłania nas do przemyśleń, głównie na tematy religijne ale i nie tylko.
To co może się w książce nie podobać to jej przewidywalność. W pewnym momencie gdy bohaterowie wciąż mówią: „Nie, to nie być to”, my już z pewnością możemy im zaprzeczyć i odpowiedzieć: „Tak, to to”. Kolejną aczkolwiek niedużą wadą książki jest „nieśmiertelność” głównego bohatera. To, że przeżył tę jedną z największych katastrof świata daje do myślenia, lecz potem dochodzi do tego świetne unikanie śmierci czyhającej z wielu stron.
Interesujące okazało się to w jaki sposób opowiadana jest akcja. Mamy tu bowiem dwóch bohaterów o zupełnie różnych z początku poglądach i cechach charakteru. I te właśnie antagonistyczne cechy przeplatają się w powieści w bardzo fajny sposób, tworząc w ten sposób spójną całość. Wszystko jest tu zrozumiałe, nie ma wątków wyrwanych z kontekstu.
Podsumowując, autorzy oddają nam do rąk wspaniały 400 stronicowy thriller polityczno-religijny od którego nie da rady się oderwać a który zmusza nas do przemyśleń. I choć ma on kilka wad, jestem całkowicie pewien tego że nie wpłynie to na opinie niej, gdyż są one ledwo dostrzegalne. Moim zdaniem jeśli ktoś jeszcze waha się nad kupnem tej książki, powinien jak najszybciej to zrobić. Gorąco polecam.