Każdy z nas ma chyba swoją listę najulubieńszych i najważniejszych dla niego książek. Oczywiście też ją mam. Jest na niej trochę tytułów. Na pierwszym miejscu była, jest i myślę, że będzie już na zawsze, "Mała księżniczka". Utwierdzam się w tym za każdym razem, kiedy do niej wracam. Lata mijają, ja się zmieniam, a książka, choć znam ją prawie na pamięć, zachwyca i wzrusza tak, jak wtedy, kiedy czytałam ją po raz pierwszy. A moja przygoda z nią zaczęła się dość nietypowo (a może właśnie typowo?), tak, czy inaczej, na początku była... kreskówka. W pierwszej połowie lat 90-tych natrafiłam w telewizji na pierwszy odcinek serialu animowanego "Mała księżniczka" i zakochałam się w nim. Może część z Was też go pamięta? Nie pominęłam ani jednego odcinka.
Obok mojej podstawówki była księgarnia. Lubiłam tam zaglądać po lekcjach. Któregoś dnia wypatrzyłyśmy tam z mamą "Małą księżniczkę". Oczywiście nie było mowy, żeby wyjść ze sklepu bez tej powieści. Wtedy dopiero poznałam książkową, oryginalną wersję przygód Sary Crewe. Z tego, co pamiętam (niestety serial oglądałam tylko raz), okazało się, że jak to zwykle bywa z adaptacjami, ta różniła się trochę od książki. To jednak było dla mnie nieistotne. Nie byłam też już w stanie wyobrazić sobie innej Sary od tej, która znana mi była z kreskówki. Podobnie było z innymi postaciami. Nie mam jednak tego serialowi za złe. Noszę w sercu jednakowy sentyment zarówno do powieści, jak i do anime, jedno i drugie jest czymś, co kojarzy mi się z moim dzieciństwem. Z nieukrywaną przyjemnością sięgnęłam więc kilka dni temu po trochę już zniszczony od częstego czytania egzemplarz stojący na półce.
Frances Hodgson Burnett urodziła się w 1849 r. w Manchesterze. Jej debiut miał miejsce w 1877 r., kiedy to opublikowała powieść "Panna Lowrie". Prawdziwy rozgłos jednak przyniosła jej książka "Mały lord", a następnie "Mała księżniczka" oraz "Tajemniczy ogród". Zmarła w 1924 r. w Plandome (Nowy Jork).
Tytułowa księżniczka, Sara Crewe, przybywa w wieku 7 lat do Londynu, by zgodnie z decyzją jej ojca, pobierać przez kilka lat naukę na pensji panny Minchin. Ralf Crewe, choć kocha bezgranicznie swoją córkę (a może właśnie dlatego) uważa, że klimat Indii (gdzie do tej pory oboje mieszkali), nie jest odpowiedni dla dzieci Europejczyków i wcześniej powziętej decyzji nie zmienia. Matka dziewczynki nie żyje już od wielu lat. Po spędzeniu kilku ostatnich dni ze swoim dzieckiem, kapitan Crewe wraca do Indii. Na pensji Sarze niczego nie brakuje, jej ojciec jest majętnym człowiekiem, gotowym opłacać każdą jej zachciankę. Życie w luksusie i faworyzowanie jej przez przełożoną nie psuje jednak dziewczynki. Kilka lat później sytuacja zmienia się całkowicie. Sara musi odnaleźć się w zupełnie nowych okolicznościach. Z uwielbianej i chwalonej przez wszystkich księżniczki staje się biedną posługaczką. Czy w takich warunkach nadal będzie potrafiła kierować się uznawanymi przez siebie wartościami? Jaki los czeka dziewczynkę?
Książka jest dla mnie tak ważna, że nie potrafię spojrzeć na nią obiektywnie. Nie widzę w niej żadnych, najdrobniejszych nawet niedociągnięć. Owszem, można się przyczepić do tego, że tytułowa bohaterka jest nieskazitelna i zupełnie nie ma wad, mi to jednak nie przeszkadza. Nie ukrywam, że podczas czytania niektórych fragmentów ryczałam jak bóbr.
Bardzo długo zabierałam się do pisania tej recenzji, bo wiedziałam, że i tak nie będę w stanie przekazać Wam wszystkiego, co czułam podczas chwil spędzonych z tą powieścią. Jest to książka czytana przeze mnie największą ilość razy (chyba z kilkanaście). Tak, czy inaczej, jestem pewna, że wrócę do niej jeszcze nie jeden raz. Z chęcią obejrzałabym po latach także serial animowany (na razie udało mi się odnaleźć polską czołówkę).
Frances Hodgson Burnett, "Mała księżniczka", przekład: Józef Birkenmajer, Oficyna Wydawnicza Rytm, Wydawnictwo Waza, Warszawa 1994
Moja ocena: powyżej skali