„Mamy tyle sekretów do zdradzenia”
Dajmy się porwać w dziecięcą beztroskę, otuloną zapachem bzów, których zapach delikatnie okrasza nasze nozdrza. Przenieśmy się w odległe czasy, staromodne powiedzonka i historię, której humorystyka wpłynie na nasz uśmiech.
Kiedy w moje ręce wpadła powieść autorstwa Louisy May Alcott, która ukazała się w przepięknym wydaniu od wydawnictwa Mg, pierwsze co mnie poruszyło to okładka. Przepięknie dobrane kolory, które idealnie wkomponują się w klimat tej historii. Bzy tworzące obramowanie, sprawiają, że przypomina mi się ich zapach. Jako dziecko, często zbierałam te fioletowe kwiatki, wkładałam do szklanki i ozdabiałam nimi kuchnię babci. Nostalgia, jaką wprowadziła we mnie początkowa szata graficzna, przyśpieszyła moje zapoznanie się z lekturą.
Zaczynając zagłębiać się w tę historię, byłam omylnie przekonana, że będzie to dziecięca opowieść o szczęśliwości tego stanu. Nie spodziewałam się jeszcze wtedy, że książka ta zawiera w sobie głębie i swego rodzaju morał, który z pewnością każdy dojrzy. Życie nie jest kolorowe, wiec i historia ta, do takich należeć nie będzie. Porusza ona w nas wiele emocji, które nie zawsze chcemy okazywać.
Powieść tą spokojnie możemy porównać do spaceru po chmurach, oczywiście w metaforycznym znaczeniu. Jest to jednocześnie ciekawość i ekscytacja, ale również przewijająca się w nas niepewność. To takie szczęśliwe uniesienie, jednak wiemy z doświadczenia, że gdzieś czai się jakiś haczyk.
Na uznanie zasługuje tu z pewnością kreacja bohaterów, których pojawia się w tej historii całkiem sporo, jednak nie każdy z nich odgrywa tę najważniejszą rolę. Jednak dają nam one możliwość nakreślenia działania tych pierwszoplanowych postaci, które w swoim życiu musieli stoczyć trochę bitew, aby móc być w tym miejscu, w którym są. Natomiast zabieg ten ma swoje zadanie. Ukazuje determinacje człowieka w boju o własną tożsamość. Wypowiedzenie słów oto ja, kiedy się w to nie wierzy, nie sprawi, że stanie się to prawdą. Najpierw musimy sami być pewnymi siebie, aby móc przekonywać o tym innych.
Człowieczeństwo bohaterów sprawia, że moglibyśmy spotkać ich w codziennym życiu i z pewnością zawalczyć o ich przyjaźń. Są tacy jak niektórzy z nas. Wytrwali w swoich postanowieniach, dociekliwi, uzdolnieni czy samodzielni. Również też lubią ulegać pewnym pokusom czy urokom. To sprawia, że w naszych oczach stali się ludzcy i tak bardzo znajomi.
Na pierwszy rzut oka, moglibyśmy pomyśleć, że historia ta trafi najbardziej do młodszych czytelników, jednak jest to swego rodzaju bujda. Ciepło płynące ze słów autorki otula nas swoim spokojem i czasem dziecięcej beztroski, która kłębi się w naszej głowie. Niejednokrotnie na naszą twarz wpłynie uśmiech, smutek, jak i melancholia. Jednak dajemy się tej historii pochłonąć, zostawiając za sobą otaczający nas świat. Wczuwamy się w jej sentymentalność i piękno słów.
Wcześniej wspominałam o morale płynącym z tej książki. Przesłanie ukazuje nam, że pomimo wszystkich upadków, warto mieć w sobie dobroć i życzliwość. Te pozytywne wartości powinniśmy w sobie pielęgnować, nie dać ich w sobie zniszczyć. Pokora w życiu jest potrzebna, bo dzięki niej uczymy się, co tak naprawdę się liczy, co powinno nas budować.
Mimo że powieść opiera się na dramatach najmłodszych, ja czytałam ją z zapartym tchem, chłonąc płynące z niej wartości. Jest to podróż do świata, którego nie chce się opuszczać, pomimo iż nie zawsze jest on cukierkowy i delikatny.