Parafrazując ostatnie zdanie z książki – opowieści obiegają cały świat, ciągle wkoło i wkoło i tak od lat. Przekazywane z ust do ust, zatrzymane w pamięci, jak najcenniejsze sekrety przodków przekazywane dalszym pokoleniom do dziś. A wszystko dla podtrzymania tradycji, czy historii, która domaga się życia. Bajeczki kreślą kręgi, które co kilka wieków domykają się lecz ołówek rysuje dalej, bo powstaje mapa nowej ścieżki, po której w nieznane stąpają baśnie i podania. Czasem dołączają do nich kolejne, młodsze, łapią starsze za dłonie i pełne nowych przygód powiększają wędrującą grupę baśni. Tak było – i nadal jest – z bajkami braci Grimm, Jana Brzechwy, czy baśniami Hansa Christiana Andersena. Tak było i z „Baśniami z tysiąca i jednej nocy”, które spisała Szeherezada.
Baśnie czytano – i do dziś czyta się – z zapartym tchem. Skrywają bowiem emocje, wartości, którym winien ufać dorosły i prawdę o świecie. Prawdę, która ukryta między fabułą, a morałem płynącym z baśni dla każdego jest czymś innym. Czymś dobrym, cennym i wartościowym – bez względu na własną interpretację.
Grażyna Lewandowska w „Moich przyjaciołach” posłużyła się … zwierzakami. Najpierw mamy mądrą sowę Klarę, która – jakby nie było – uleczyła Piotrusia i wytyczyła drogę pracy. Potem poznajemy stado rezolutnych świnek morskich, które w zgodzie wyruszają na poszukiwania nowego miejsca na dom. W ostatniej zaś, trzeciej bajce, stajemy obok wielbłąda i choć bajeczka jest o Szeherezadzie i Timurze, to i tu mamy zwierzaka – pokornego dwugarbnego wielbłąda, świadka dziwów tego świata. Bo żeby nagle przenieść się w czasie do roku 2016? i jeszcze zobaczyć BMW z 2015 roku? Na to nie ma logicznego wyjaśnienia, a raczej w ogóle go brak – stąd i konsternacja dromadera. To się po prostu akceptuje ze spokojem wielbłąda , ot cała filozofia. Jednak, co zauważam, „Moi przyjaciele” to zbiór trzech bajeczek, w których ważną rolę odgrywają dzieci, dzieci u progu dorosłości. W tych opowiadaniach autorka uchwyciła moment przekroczenia progu, gdzie po jednej jego stronie zostawia się dzieciństwo, a przestępując go wkracza się w okres dorosłości. Kończy się etap beztroski, brawury i braku rozsądku, a zaczyna odpowiedzialność, realność i trzeźwy umysł. Dlatego te bajki są tak ujmujące. Można je czytać małemu dziecku, można je czytać staruszkowi, a potem... A potem rozmawiać o nich, szukać w nich piękna, a nawet pisać ciąg dalszy. Te bajki zbliżają do siebie ludzi w każdym wieku i nie kończą się na 42 stronach. Przecież Szeherezada otworzyła szeroko oczy i zobaczyła przystojnego Timura. Mały – dorosły Piotruś został dobrym i kochającym zwierzęta leśniczym, a stado świnek morskich po przeprowadzce na nowy adres napisało list dla przyszłych pokoleń... Niby to koniec, ale dlaczego nie dopisać dalszej części? Puścić wodze fantazji i pogrzebać w marzeniach - do czego namawia pani Lewandowska. Pobujajmy w obłokach, zabawmy się w kolorowanie bajkowych marzeń. Ba, sięgnijmy po rojenia kompletnie oderwane od rzeczywistości. W końcu bajeczki nie rządzą się żadnymi prawami. Moją kończyć się dobrze, zwycięstwem uczciwości – a środek? Środek każdej baśni to wielowarstwowy tort owocowo-śmietankowo-czekoladowo-orzechowy, który na wierzchu wieńczy bajkowa karmelizowana wisienka otoczona miodem i płatkami migdałów.
W „Bajeczkach” Grażyny Lewandowskiej wszystko smakuje i harmonizuje ze sobą, co sprawia, że zasiadamy do uczty. I choć to wydanie jest tak niepozorne, to kolorami rysunków i bogatą treścią broni się samo. Wybija się spośród tych wielkich tomiszczy, bo jego wartość jest bezcenna.
dziekuję sztukater
Agnesto, Aga Kusiak