W obecnych granicach Polski dwa miasta wojewódzkie stoją na najwyższym poziomie, jeśli chodzi o kulturę, naukę i sztukę, a jest to Opole i Wrocław. Gdy na Ziemie Uzyskane przybywali chłopi od sierpa i radła, do tych dwóch miast przybyła inteligencja; do jednego z Wilna, do drugiego ze Lwowa. Choćby Lwowska Szkoła Matematyczna, ale to tylko jeden z wielu elementów, może nawet nie najważniejszy. To było trzy pokolenia temu, ale ślady dostrzegalne są do dziś. I tak, pisarz z Opola, lub Wrocławia, to minimum jedna gwiazdka więcej do oceny.
„Głosy z zaświatów”, pochodzącego z Opola, Remigiusza Mroza, trafiły do mnie przypadkiem. Stosunkowo szybko zorientowałem się w trakcie lektury, że jest to któryś tom cyklu; na pewno nie pierwszy, nie wiedziałem czy ostatni. Dopiero wtedy poszukałem w różnych serwisach i sprawdziłem, że to drugi tom (z sześciu) cyklu, którego głównym bohaterem jest Seweryn Zaorski.
Miasteczko Żeromice niedaleko Zamościa. Główne role odgrywa policjantka, Kaja Burzyńska oraz patomorfolog Seweryn Zaorski, którego wywalili z pracy, a nawet wsadzili do mamra na pewien czas, choć nie bardzo wiadomo, za co – pewnie było w poprzednim tomie. Zaorski jest świetnym specjalistą, więc mimo niechęci wzywają go jednak do oględzin zwłok kilkuletniej dziewczynki. Wkrótce zwłok drugiej i trzeciej dziewczynki.
Szybko staje się jasne, że tajemnicze zgony dzieci, to rodzaj przesłania albo wyzwania dla Zaorskiego, który je podejmuje i stara się rozwikłać sprawę.
Wiele lat temu czytałem już coś tego autora, a porównując wrażenie z wtedy do teraz, dochodzę do wniosku, że Mróz bardzo dobrze zaplanował swoją karierę – jeśli celem było zarobienie na pisaniu pierwszego miliona przed czterdziestką. Żeby dużo sprzedawać (powieści sensacyjnych i może nie tylko), trzeba mieć znakomite pomysły, a te Mróz ma kapitalne; to nieprawdopodobna wyobraźnia. Trzeba też dużo pisać. Tempo mniej więcej normalne, to jest jedna powieść na 2-4 lata, nie wystarczy. Konieczne jest zwiększenie tempa i to nawet z dziesięć razy. Cudów nie ma, to się odbije na jakości, ale… i tu geniusz pisarza: trzeba wiedzieć, jak bardzo można obniżyć jakość, żeby nie odbiło się to jakoś bardzo ujemnie na ocenach i sprzedaży. I o to właśnie chodzi! Mróz instynktownie (albo w wyniku jakichś badań) wie, gdzie leży granica i nie przekracza jej zbyt mocno, ani zbyt często.
W „Głosach z zaświatów” mało przekonujące i nieco mętne są relacje i niby to wspólne motywy Martyny i Fenola. Może nie byłyby takie dla czytelnika, który we właściwej kolejności pozna wszystkie tomy cyklu, ale przecież takiego obowiązku nie ma. Za to dostaje czytelnik znakomity temat do rozważań, odnoszący się, być może, nawet do jego własnego życia lub kogoś z rodziny. A jest tak, że ona kocha jego, a on nią, do szaleństwa. Kiedy się spotykają, w sprawach zawodowych, na przykład, to iskrzy jak ze spawarki. Mieli nawet kiedyś romans, ale zdecydowali się na rozstanie. Bo ona ma męża, który ją kocha, dobrego, porządnego człowieka, takiego, co to nie pije, nie bije, za to opiekuje się synem i pomaga w domu. To teraz czy jeśli nieustannie i obsesyjnie myślący o sobie, ale aktualnie nie bzykający się ludzie, dochowują zasady lojalności? Bo to o lojalność zawsze chodzi przy (ewentualnych) zdradach, a nie o wierność.
I taka to wartość dodatkowa całkiem niezłej powieści sensacyjnej.