Dworzec Perdido był dla mnie czymś niezwykłym i nowym. Nie chodzi tu wyłącznie o fakt, iż jest to pierwsza książka Chiny Miéville'a, z którą się zetknęłam ani nawet nie to, że po raz pierwszy sięgnęłam po tak mocno przesiąkniętą steampunkową parą i olejem lekturę. Opowieść wzbudziła we mnie szereg sprzecznych emocji i przyznaję, że mimo wciągającej fabuły, musiałam robić długie przerwy na przetrawienie niektórych elementów. Zdecydowanie nie jest to książka, którą można pochłonąć na raz, chociażby ze względu na jej ponury, chwilami wręcz dość makabryczny wydźwięk. Niestety mam bardzo plastyczną wyobraźnię - niejednokrotnie przeklinałam ją czytając o niektórych rodzajach przetworzeń. Były okrutne, nieludzkie i zwyczajnie chore.
Dłuższy czas zajęło mi również oswojenie się z zupełnie nowymi rasami żyjącymi w Nowym Crobuzon. Chociażby khepri - wyglądem przypominające ludzkie kobiety... Dopóki nie spojrzało się w miejsce, w którym powinna znajdować się głowa. Zamiast niej prezentował się piękny głowo-skarabeusz, z odnóżami i chitynowym pancerzem skrywającym delikatne skrzydła. Tyleż ciekawe, co zupełnie abstrakcyjne. A to dopiero początek. Są jeszcze ludzie-ptaki, ludzie-kaktusy, olbrzymi pająk z ludzkimi rękami oraz przetworzeni - istoty, których ciała zostały poddane modyfikacjom. Często dodawano im nowe kończyny, zmieniano wygląd lub łączono z maszynami - przeważnie w ramach kary.
Głównym bohaterem jest naukowiec-indywidualista - Isaac Dan der Grimnebulin, którego całkowicie pochłania problem pozyskania energii kryzysowej. Gdy przychodzi do niego garuda (człowiek-ptak) bez skrzydeł i prosi o pomoc w przywróceniu możliwości latania, Isaac jest zachwycony perspektywami, które niesie ze sobą to zadanie. Całkowicie oddaje się nowemu zleceniu zaniedbując przy tym swój skrywany przed społeczeństwem związek z artystką Lin - jedną z przedstawicielek rasy khepri. W tym samym czasie Lin otrzymuje zlecenie wykonania niecodziennej rzeźby. Wszystko jakoś się układa do czasu, gdy Isaac doprowadza do przepoczwarzenia się jednej z gąsienic wykorzystywanej do badań nad lataniem. Wtedy zaczyna się koszmar... Dosłownie.
Prawdę powiedziawszy to, co China Miéville robi ze swoimi postaciami jest niesamowite i poniekąd kojarzy mi się z filmami Q. Tarantino - jakby zupełnie nie przejmował się tym, jak wielką krzywdę może im zrobić. Bohaterowie zmieniają fronty, bywają pełni altruizmu, by zaraz stać się egoistami, a potem robić coś zupełnie szalonego. Ale czemu się dziwić, skoro autor obarcza ich takim bagażem doświadczeń?
Dworzec Perdido jest pierwszą powieścią angielskiego pisarza, można by więc spodziewać się pewnych braków w warsztacie pisarskim... Nic bardziej mylnego. Pomysł jest wprost niesamowity, a styl idealnie dopasowany do fabuły. Owszem, chwilami powieść może się dłużyć z powodu dużej ilości opisów, są one jednak niezbędne dla oddania prawdziwego klimatu Nowego Crobuzon oraz jego polityki. Dodajmy do tego również mnogość istot żywych/rozumnych zamieszkujących granice miasta i okazuje się, że historia nie mogłaby zostać pozbawiona nawet jednej strony.
Mimo całkowicie sprzecznych uczuć, bowiem z jednej strony książka mnie odrzucała, a z drugiej przyciągała niczym magnes (a wtedy pochłaniałam ją tak długo, aż czułam, że więcej informacji nie jestem w stanie przyswoić), uważam że jest to bardzo dobra pozycja, na którą warto przeznaczyć czas.
Mimo że zrobię sobie teraz dłuższą przerwę od prozy tego autora, niewątpliwie do niej powrócę. Fascynuje mnie bowiem innowacyjny świat, który tworzy, nowe rasy, niecodzienne zwroty akcji, która trzyma w napięciu do ostatnich stron...
Takie perełki nie zdarzają się często, dlatego też polecam Dworzec Perdido wszystkim miłośnikom fantastyki, ze szczególnym uwzględnieniem steampunku.