„ Ja i Asa tworzyliśmy coś, nad czym nikt nie mógł zapanować. Nawet my sami. Właśnie to było w tym najlepsze- mogliśmy zacząć się zwyczajnie ignorować, ale prawdą było, że nie chcieliśmy. To takie słodkie uczucie błądzenia nad przepaścią”.
Wiecie, po czym poznaję, że książka jest dobra? Po tym, że nawet jeśli początkowo nie podoba mi się, to jednak coś mnie do niej ciągnie. To tak jak na fizyce – książka ma ładunek dodatni a ja ujemny i się przyciągamy.
„ Bad Boys bring Heaven” to historia dwójki młodych ludzi, którzy kroczą przez życie, zmagając się z demonami przeszłości.
Hope Ciredman to nie jest kolejna słodka idiotka, którą często bywają bohaterki New Adult. Ta dziewczyna jest oziębła, arogancka, bez uczuć i wredna, nie ma żadnych hamulców. Przeszłość tak ją ukształtowała, że bycie zimną suką, to najlepsza ochrona prawie przed wszystkim. Hope była na dnie, ale też się z niego zdołała odbić i nie ma zamiaru na nie powrócić. Królowa lodu pod maską obojętności skrywa opuszczoną dziewczynkę, która cierpiała po stracie matki. Dlatego teraz skrywa uczucia. Tak samo, jak mnie ciągnęło do książki, tak samo kłopoty ciągnie do niej.
Mamy też jego – przystojnego drania, który jest odbiciem Hope tylko, że w innej płci. Asa McLean to w tej historii książę lodu. Bez uczuć, nieziemski tupet, ogromna siła i brutalność – jednym słowem chodzące niebezpieczeństwo. Jednak to tylko maska. A pod nią kryje się facet, którego przeszłość kolorowa nie była, a przez którą teraz skrywa uczucia, bo boi się, że on też może być taki jak…Nie zdradzę wam kim nie chce być.
Oni zaczną grę, którą każde będzie chciało wygrać, ale zwycięzca jest przecież jeden. A może obydwoje wygrają coś znacznie ważniejszego? Czegoś, czego im brakuje, a nawet o tym nie wiedzą? Asy i Hope to magnesy ( nie wiem, co mam z tym przyciąganiem dzisiaj😉 ), które się przyciągają i odpychają. Oni raz się nienawidzą, a w następnej chwili pragną. Ich relacja to jazda bez trzymanki z dużą dawką chemii i iskierek. Dwie dusze dążące to wzajemnej destrukcji. Doskonale wiedzą, że są bombą, która po wybuchu może siać spustoszenie, jednak są zbyt samolubni, aby oddać wszystko walkowerem.
Bardzo spodobała mi się też paczka kumpli Asy. Świetnie wykreowani mężczyźni, którzy trzymają się razem i są dla siebie w pewnym sensie ochroną. A szczególnie zapamiętam Evana, bo to momentami przedszkolak w dużym świecie. W książce nie brakuje sarkastycznych rozmów, które nie raz wzbudziły u mnie śmiech. Są momenty, które chwytają za serce i powodują wzruszenie. Znajdzie się też moment, kiedy zapragniecie być mordercą i udusić Asę, bo to co on odwalił przy końcu książki było okropne.
Książka jest debiutem, ale naprawdę na wysokim poziomie i gdyby nie fakt, że o tym wiedziałam to pomyślałabym, że to kolejna świetna książka jakiejś zagranicznej autorki. A tu proszę – to, co polskie też może być dobre. Jestem pod ogromnym wrażeniem. Nie wiem jak wam, ale mnie zdecydowanie brakuje New Adult pisanych przez polskie autorów.
Czy polecam? Polecam i nawet nie wiecie jak bardzo!