Wiecie jak to jest, gdy zaczyna czytać się książkę i nie ma od razu wielkiego bum? Należę do tej grupy ludzi, którzy uwielbiają jak od pierwszych stron coś się dzieje. Tutaj mamy Gwen, naszą bohaterkę, w sumie zwykłą babeczkę, menadżerkę w klubie nocnym, która w nie wyróżnia się niczym prócz tego, że jest „sztywna” jakby kij połkła. Taka typowa pani kierownik z mottem, że ‚zasady są świętością”. Tak właśnie zaczyna się ta opowieść. Podczas jednego z wieczorów w pracy, Gwen poznaje mężczyznę, JC, który już na zawsze odmieni jej życie. Wstępnie układ jest prosty – idą do łóżka, ale nie łączy ich nic więcej prócz fizyczności. Kobiecie takiej jak panna Anders to naprawdę nie przychodzi z trudem. Zatwardziała samotniczka, która z serca wyrzuciła każdego prócz rodzeństwa, stara się nie stracić panowania przed cielesnym partnerem. Co jak można się domyślić wcale się nie udaje =)
Przez cały czas mocno dopingowałam żeby młodym się udało, żeby JC się zakochał, żeby Gwen dała sobie szansę, nawet jeśli kolejne wydarzenia nakłaniały ją do popełniania błędów. W całej tej sytuacji poznajemy także powód dla którego młoda kobieta oddala od siebie każdą iskierkę miłości. Trauma po ojcu tyranie zostaje w niej do dziś, szczególnie, że w końcu nadchodzi dzień, w którym po latach stają twarzą w twarz, a koszmar z dziecięcych dni powraca ze zdwojoną siłą. Tutaj też konkretniej poznajemy starszą siostrę w tajemniczym związku oraz młodszego brata, niedoszłego samobójcę. Także nie mogę powiedzieć, by całkiem nic się nie działo.
A kiedy już padły magicznie słowa, tak bardzo wyczekiwane przeze mnie, kiedy to JC wyznaje swoje uczucia otwarcie, los postanawia ich rozdzielić i… tutaj kończy się pierwsza część! A ja na całe szczęście kupiłam też kolejną =D
Zatem w książce drugiej mamy kontynuację perypetii naszych bohaterów – Gwen po zniknięciu ukochanego, stara się nadal żyć. Oczywiście nie wiąże się z nikim na poważnie i czeka aż JC wróci do niej. W końcu jej nieme marzenie / życzenie się spełnia i staje twarzą w twarz z ukochanym. A ja mam ochotę go kopnąć w zadek i nakrzyczeć, że jest takim strasznym palantem! Jak w pierwszej części robił na mnie całkiem niezłe wrażenie tak w kontynuacji myślałam, że obedrę go ze skóry, mimo iż intencje swojego postępowania miał całkiem do zrozumienia. Ale ja to ja – chciałam na niego wyzywać ile sił w płucach, że jak może tak traktować kobietę, która po tylu przejściach nadal w niego wierzyła! Nawet nie wiecie jak się cieszyłam z dobrego zakończenia, trochę w stylu ‚żyli długo i szczęśliwie”, no, ale jednak! Nie mogę powiedzieć, że ten dwupak jest zły, bo jest to naprawdę świetny romans, nawet jeśli chwilami erotyzm wywoływał rumieńce na mojej twarzy – przeważnie się nie rumienię =)