Wyobraź sobie, że świat w którym żyjesz nie jest tak naprawdę prawdziwy. To zwykła ułuda. Tak naprawdę otacza cię sama roślinność. Żadnych samochodów, budowli, telefonów. Rzeczywisty świat, w którym w każdej chwili może zaatakować cię kojot, wilk. Jednak pewne osoby sprawiają, że ten świat wygląda dla ciebie inaczej. Zwykły kamień jest dla ciebie telefonem. Brudna woda z rzeki jest dla ciebie zimną kawą. Jak sobie poradzisz w takim świecie?
"Każdy z nas ma aż nadto powodów, by pławić się w rozpaczy jak ty. Nie robimy tego, bo teraźniejszość jest zbyt cenna, by marnować czas na przeszłość."*
Rok 2012. Jay przeprowadza się do Stanów Zjednoczonych. Wcześniej mieszkał ze swoją mamą Charlie w Niemczech. Przeprowadził się tutaj pod pretekstem wymiany uczniów, jednak tak naprawdę chce zostać tu dłużej.
Ostatni raz widział swojego ojca Robina w wieku 10 lat. Wtedy Robin wyjechał z Niemczech i na zawsze zostawił Jay'a samego z matką. Przez te kilka lat Jay myślał, że ojciec o nim zapomniał. Jednak wszystkie pocztówki, które wysyłał mu Robin, zostały zabierane i przechowywane przez Charlie.
Jay zamieszkał w Nowym Jorku u swojego wujka Matta. W szkole poznał Madison, która od razu go zafascynowała. Z biegiem czasu wydarzenia się rozwinęły. Aidan, kuzyn Jay'a stał się jakby przyjaźniejszy dla niego. Madison oszalała na jego punkcie. Chłopak poznał Ivy, która zawsze pojawiała się kiedy chciała, a najdziwniejsze było to, że tylko Jay ją widział, dla reszty jakby nie istniała. Rozgrywają się coraz dziwniejsze wydarzenia. Pies Jay'a nie poznaje go, warczy na niego. Przez Nowy Jork przechodzi wielki huragan. A Ivy jest coraz bardziej natarczywa i chce zabrać chłopaka ze sobą, za most. Jednak jest jeszcze Madison do której Jay żywi uczucia, chociaż jest szalona.
Czy Jay będzie wstanie wybrać pomiędzy Ivy a Madison? Czy chłopak będzie wreszcie w stanie spojrzeć na świat, takim jakim naprawdę jest? I co wspólnego ma z tym Robin, który wysyłał do swojego syna dziwnie ostrzeżenia na pocztówkach?
"Ludzie zakochani albo urażeni popełniają błędy i często nie widzą rzeczywistości, nie dostrzegają tego, co najważniejsze."**
Książka "Władczyni snów" nie przypadła mi do gustu i raczej szybko o niej zapomnę. Lubię książki fantasy, więc chciałam przeczytać również tą, mając nadzieję, że spędzę miłe chwilę czytając ją. No cóż... Dłużyło mi się czytanie tej książki. Nie wciągnęła mnie w ogóle. Drażniła mnie czcionka i różnego rodzaju literówki. Jak dla mnie akcja ciągnęła się i ciągnęła. Żadnych zaskakujących czy fajnych momentów. W pewnej chwili nawet się pogubiłam, gdyż autorka tak trochę dziwnie opisała te wszystkie wydarzenia i po prostu nie wiedziałam o co chodzi, a może po prostu przeczytałam jakiś fragment niezbyt uważnie. Nie zmienia to jednak faktu, że przez całą tą książkę nie targały mną żadne emocje. Nie śmiałam się, żaden moment mnie nie wzruszył, a postacie były mi całkiem obojętne.
Pomysł na książkę jest jednak dla mnie całkiem oryginalny. Chłopak, który żyje w współczesnym świecie, a nagle okazuje się, że jest rok 2113, że przespał 100 lat, a cały ten czas widział świat ułudy. A o chłopaka walczą dwie dziewczyny, gdzie jedna jest zwykłym człowiekiem i stara się ochronić chłopaka, a gdzie druga księżycowa dziewczyna, która potrafi pochłaniać sny, chce mieć go tylko dla siebie. Może gdyby zostałoby to inaczej napisane, bohaterowie byliby bardziej kolorowi, to może ta książka spodobałaby mi się.
"I zaskakujące odkrycie; nienawiść wcale nie bardzo różni się od miłość. Jest do niej zadziwiająco podobna, w specyficzny, mroczny sposób. I łagodzi ból, który inaczej byłby nie do zniesienia."***
Podsumowując, "Władczyni snów" nie jest jakąś zachwycającą książką. Niespecjalnie chcę ją wam polecać, ale jeśli naprawdę chcecie ją przeczytać, to proponuję nie wydawać na tą książkę pieniędzy, tylko poczekać aż ona pojawi się w bibliotece.
*cytat z książki, strona: 240.
**cytat z książki, strona: 248.
***cytat z książki, strona: 204.