Powieść dzieje się w dziewiętnastym wieku. Państwo Bennnet mają pięć córek i ani jednego syna. Rodzina mieszka na wsi, przepraszam – na prowincji. To jednak i tak, i tak źle wróży na przyszłość. Nie ma dziedzica majątku. Zresztą majątek rodziny Bennet tak lichy jest, używając dzisiejszej terminologii, ledwo starcza do pierwszego.
Wszystko odmienia się gdy w okolicy zamieszkał zamożny człowiek, Bingley. Organizuje on bal powitalny, taką dzisiejszą parapetówkę. Zaprasza nań panny Bennet wraz z rodzicami. Okazuje się że z panem Bingleyem z Londynu przyjechały jego trzy siostry oraz – czego nikt się nie spodziewał – przyjaciel z młodych lat, pan Darcy. Obaj mężczyźni są bogaci. Pani Bennett zrobi wszystko, aby jedną z córek wydać bogato za mąż.
To początek klasycznej powieści Jane Austin „Duma i uprzedzenie”. Szczerze powiedziawszy bałem się jej. Obawiałem się że przytłoczy mnie właśnie tą swoją klasycznością, że nie da się jej czytać. Że będzie nader napuszona stylem wiktoriańskim, że będzie trudno przebrnąć przez opisy. Bo przecież została napisana w 1813 roku. W podobnym czasie co poezje Adama Mickiewicza, poematy George’a Byrona. Czyli – chcąc nie chcąc – w zamierzchłych czasach literatury.
Pomimo tego oddalenia w czasie – „Duma i uprzedzenie” wydaje się być nader współczesną powieścią. Sam temat jest aktualny. Pierwsze wrażenie – pojęcie to jest nam przecież bardzo znane. Pan Darcy nie spodobał się rodzinie Bennet. Bingley natomiast wywarł dobre konotacje, wrażenie. Ale czy tak będzie pod koniec powieści?
O jednym nie możemy jednak zapomnieć. „Duma i uprzedzenie” to nie jest tylko romans. Dla nas – czytelników dwudziestego i dwudziestego pierwszego wieku, również – świadectwem epoki. To oczywiste, że widać, i to na pierwszy rzut oka. Przede wszystkim stosunek mężczyzn do kobiet. Były one, nie oszczędzając słów, niewolnicami mężów, kochanków. Oczywiście że się buntowały. Tak jak jedna z bohaterek „Dumy i uprzedzenia”. Elżbieta nie jest uważana za piękną, ale ma wiele wdzięku, a w powieści kilkakrotnie są komplementowane jej piękne oczy. Jest osobą śmiałą i dość bezpośrednią, świadomą własnych zalet, niedbającą o opinię ludzi, których nie poważa. Można powiedzieć że jest to jedna z pierwszych ( a może pierwsza!) emancypantek w literaturze światowej? Nasze, polskie „Emancypantki” Bolesława Prusa – zostały napisane odrobinę później. Tak czy inaczej – mamy świadectwo epoki w „Dumie i uprzedzeniu”.
Jak już powiedziałem – „Dumę i uprzedzenie” czyta się jakby została napisana wczoraj. To zasługa tłumaczki, niewątpliwie. Zakładam, że tłumaczka na język polski, przeniosła całe obrazy literackie – nie słowa. Być może jakoś tam uwspółcześniła, dostosowała powieść do wymogów dwudziestego wieku. Trzeba w tym miejscu przypomnieć że powieść została napisana tak dawno, że nie znamy zdjęć Autorki. Gdy umierała, ludzkość nie znała jeszcze tego wynalazku. A jednak – „Dumę i uprzedzenie” można zaliczyć do tych powieści, które nie zestarzały się. Oczywiście – daleko jej do nowatorskich rozwiązań które stosują współcześni pisarze. Takie jak William Wharton we „Franku Furbo”, gdzie każda postać mówi inną czcionką.
Zapędziłem się trochę – chciałem tylko wykazać że „Dumę i uprzedzenie” można nazwać współczesnym klasykiem literatury. Jednak klasykiem, z którego słychać muzykę graną na pinoli. Gdzie damy i panowie są wożeni eleganckimi powozami. Gdzie pisze się listy.
Z tego świata trudno wyjść o własnych siłach. Inaczej mówiąc: chcę więcej – chcę przeczytać kolejną powieść Jane Austin.