Pierwszy tom cyklu „Legenda” autorstwa Marie Lu, młodej amerykańskiej pisarki, bardzo przypadł mi do gustu i pozytywnie zaskoczył na tle wielu innych powieści dystopijnych dla młodzieży, które przeżywają właśnie swój złoty okres. Z tego też względu chętnie sięgnęłam po kontynuację losów głównych bohaterów - „Wybrańca”.
Elektor Primo niespodziewanie umiera, a jego syn, Anden, przejmuje po nim władzę. Grupa rebeliantów, zwanych Patriotami, planuje wykorzystać mało stabilną sytuację w kraju i przeprowadzić zamach na nowego Elektora, by w ten sposób doprowadzić do wybuchu rewolucji. W tym samym czasie June i Day, którzy stali się wrogami publicznymi numer jeden, przedostają się do Vegas. Tam otrzymują od przywódcy Patriotów propozycję nie do odrzucenia – w zamian za udzieloną pomoc, mają pomóc w przeprowadzeniu zamachu. Początkowo wszystko przebiega bez zakłóceń, jednak wkrótce June odkrywa, że intencje rebeliantów nie są tak czyste, jak mogłoby się wydawać. Ostatecznie oboje, razem z Dayem, muszą zdecydować, po której opowiedzieć się stronie – zły wybór może nie tylko oznaczać dla nich wyrok śmierci, ale także wpłynąć na losy całego kraju.
W drugim tomie autorka ujawnia znacznie więcej informacji na temat sytuacji politycznej w świecie, który stworzyła. Jest to wizja z jednej strony dosyć drastyczna, a z drugiej interesująca. Po zmianach klimatycznych związanych z globalnym ociepleniem oraz topnieniem lodowców układ kontynentów, jaki znamy obecnie, nie istnieje. Wiele terenów zostało zalanych, a liczne i dramatycznie przebiegające powodzie zmusiły ludzi do walki o przetrwanie. Miało to miejsce kilkadziesiąt lat przed wydarzeniami opisanymi w powieści, jednak znajomość tych faktów znacznie ułatwia zrozumienie wielu zawartych w niej faktów.
Akcja toczy się jedynie na terenach, które dawniej zajmowały Stany Zjednoczone – obecnie podzielonych na Republikę oraz Kolonie. Ich relacje nasuwają skojarzenie z współczesną Koreą Północną i Południową – jeden naród i dwa państwa pozostające w nieustannym konflikcie zbrojnym. Republika to typowy kraj totalitarny, na którego czele stoi Elektor, a wszystkie aspekty życia pozostają pod kontrolą władzy. Z kolei Kolonie, przez wielu mieszkańców Republiki postrzegane jako raj na ziemi, to państwo korporacyjne, gdzie wcale nie jest tak kolorowo, jak można by się spodziewać.
W porównaniu z „Rebeliantem”, akcja „Wybrańca” dosyć znacząco przyspiesza, a najbardziej interesującym wątkiem okazał się ten związany z działaniami rebeliantów oraz zamachem na nowego Elektora. Nie jest to jednak motyw wiodący w powieści – jest nim bowiem uczucie rodzące się między głównymi bohaterami. Z tego względu można pokusić się o stwierdzenie, że jest to bardziej romans przedstawiony na tle postapokaliptycznego świata niż typowa młodzieżowa dystopia z wątkiem miłosnym. Widać to zwłaszcza w pierwszych rozdziałach książki, które wręcz ociekają romantycznymi wynurzeniami i przemyśleniami June i Daya. W drugiej części ich ilość zmniejsza się na szczęście na rzecz bardziej konkretnych zwrotów akcji. Pewnym urozmaiceniem jest tu obecność nie charakterystycznego trójkąta, a czworokąta, w którym dwie panny starają się o tego samego chłopaka i na odwrót.
Podobnie jak w poprzedniej części, autorka zastosowała podwójną narrację. Rozdziały, w których poznajemy wydarzenia z perspektywy June przeplatają się z tymi, w których główną rolę pełni Day. Aby podkreślić tę różnicę, fragmenty poświęcone każdemu z bohaterów zostały napisane inną czcionką, dzięki czemu całość jest bardziej przejrzysta i czytelna.
Podsumowując, „Wybraniec” to dobra kontynuacja i z pewnością trafi w gusta wszystkich miłośników dystopii młodzieżowych, w których miłość odgrywa znaczącą rolę. Wprawdzie powieść nie powaliła mnie z zachwytu na kolana, niemniej jednak przeczytałam ją z przyjemnością i będę czekać na ostatni tom cyklu.