No cóż. Ciężko jest pisać o czymś, co źle się kończy. Trudno jest kreślić na ekranie komputera dramatyczne przeżycia matki, która nie ma szans nacieszyć się swym macierzyństwem. Dawno nie czytałem tak emocjonalnej książki, tak bardzo naładowanej cierpieniem, wychylającym się niemal z każdego zdania. Szczerze, to nawet nie wiem co mam pisać…
Nasza bohaterka, Jessica Kowalska, opisuje zmagania z ciężką wadą genetyczną swego tak długo wyczekiwanego dziecka. Schorzenie zwie się naukowo holoprozencefalią, czyli przekładając na język polski – jednokomórkowe przodomózgowie. Jest to ciężka wada wrodzona, dotykająca przodomózgowie i środkową część twarzy. Zakres jej „funkcjonowania” obejmuje od małego połączenia płatów czołowych do wytworzenia się jednej komory mózgu. W przypadku wad twarzy, może pojawić się połączenie gałek ocznych (tzw. cyklopia), uformowanie nosa na kształt ryjka. Mogą się pojawić również całkowity brak nosa (hipoplazja), rozszczep warg.
Słowem – masakra. Bardzo współczuję Autorce, że jej dziecko musiało zmagać się z tak ciężką chorobą/wadą. Dosłownie, serce się kraja, z każdą kolejną straszną informacją. Książka, choć pisana językiem mało literackim, pisana jest stylem bardzo emocjonalnym, choć nieco stonowanym. Między wierszami wyczuwa się, że chciałaby napisać więcej, lecz się kryguje. Niemniej i tak tekst jest mocny, bardzo pobudzający emocje u czytelnika. Nie sposób nie uronić łzy, nie poddać się smutkowi i towarzyszącemu Autorce cierpieniu. Tym bardziej mam ogromny szacunek dla tego, że odważyła się ubrać w słowa tak traumatyczne przeżycie. Ja chyba nie byłbym w stanie. Co więcej, jestem pełen podziwu, iż zdecydowała się walczyć o życie dziecka do samego końca. To najwyższy poziom heroizmu, jaki dotychczas spotkałem.
Książka nie jest zbyt obszerna, ale z każdej strony, z każdego wiersza wyziera ogrom cierpienia i oddania matki dla dziecka. Będąc mężczyzną ciężko jest mi pojąć cały ogrom poświęcenia jakim wykazała się nasza bohaterka. Tak samo ciężko jest mi pojąć jej heroizm i potrzebę donoszenia ciąży dziecka, które nieodwołalnie skazane jest na śmierć. „Droga do nieba” bardzo porusza psychikę. Każe się zastanowić nad sensem rodzicielstwa w ogóle. Może zabrzmi to nieco kontrowersyjnie, ale sądzę, że bez takich tragedii, zwykli ludzie nie potrafiliby docenić życia i szczęścia które posiadają. Przy czymś tak porażającym, drobne kłopoty wychowawcze, co rusz powtarzające się infekcje, na które z pewnością większość rodziców narzeka, zdają się być czymś tak błahym, że powinno nam być wstyd. Pisząc tę recenzję zastanawiałem się co napisać. Kilkanaście razy zmieniałem jej treść. Nie sposób skreślić coś, co oddawałoby tę cała gamę doświadczeń i emocji zafundowanych nam przez Autorkę. Wybaczcie więc, jeśli odbiega ona od tego, co zawsze piszę.
Czy warto po nią sięgnąć? I tak, i nie. Tak – jeśli chcecie poznać wartość waszego życia. Nie – jeśli chcecie nadal żyć w swojej cudownej bańce, do której nie docierają konotacje prawdziwego życia. Tak – jeśli chcecie niczym Siddartha Gaumata wyjść ze swojego wspaniałego, nieskomplikowanego świata, by zetknąć się z brutalną rzeczywistością ludzi, o których pewnie nie macie pojęcia. Tak, jeśli nie straszne są wam ludzkie dramaty, zwątpienia, tragedie czy śmierć.