O nie, miała być niespodzianka. A tu wszystko popsuł tytuł, bo po nim można zorientować się, co akurat przeczytałam. Tak, właśnie zaczęłam czytać psychologiczne thrillery, by odpocząć od tych wciąż takich samych paranormal romansów, które mnie, jako estetkę, ranią dogłębnie. W ogóle, jak wiadomo, w tych książkach jest najwięcej sztywniaków (w sensie umarlaków), co sprawia, że zaczynam się cieszyć. Tak! Psychopatyczni mordercy, trupy, FBI i inne tego typu rzeczy.. Tak, tak. Przebrnąwszy przez kolejną powieść o wesołej szkółce potworków i dziewczynie – demonie i stwierdziwszy, że się porzygam tymi książkami, entuzjastycznie sięgnęłam po mój pierwszy thriller, powieść pożyczoną od chrzestnej – prawnika.
W prowincjonalnym Platte City w stanie Nebraska, nad rzeką, zostają znalezione zwłoki chłopca. Wygląda on na ofiarę straconego niedawno Jefferysa, jednak, z oczywistych powodów, to on nie był sprawcą. Szeryf, Nick Morrelli, lepszy w uwodzeniu kobiet niż w dochodzeniu, nie potrafi rozwikłać tej sprawy. Do miasteczka więc przyjeżdża piękna agentka FBI, Maggie O'Dell, specjalistka od portretów kryminalistów. Jednak trop wciąż im się myli, bo niemal wszystkie ślady prowadzą do Jefferysa, a także do katolickiego księdza Kellera. Ale katolicki ksiądz? Czy to możliwe? Niestety tak – Keller był winnym śmierci także dwóch chłopców, które ponoć zabił zmarły kryminalista i z nim konsultował się także Albert Stucky – źródło koszmarów Maggie (choć o tym dowiadujemy się później). Na domiar złego ( a może dobrego..?) pomiędzy szeryfem a agentką wybucha uczucie. Nie jest to jednak sama biologia, tylko prawdziwe głębokie uczucie.
Mimo że winnym śmierci chłopców jest ksiądz, Autorka wybiela tę postać w przedziwny sposób. Chłopczyk miał straszliwe dzieciństwo – był gwałcony przez ojczyma, którego pasją było nieustanne znęcanie się, oczywiście seksualne, nad matką. Keller wymyślił nawet sposób, jak zabić tyrana, ale w jego pułapkę przygotowaną w piwnicy wpada ukochana matka. W końcu ucieka i zostaje księdzem, jednak jego chory mózg i traumatyczne przeżycia sprawiają, że dokonuje mordów na dzieciach, chłopcach z rozbitych rodzin. Wycina na piersiach „X”, jak na obrazach, obmywa i udziela ostatniego namaszczenia, myśląc, że ratuje tych chłopców przed podobnym do jego losem. W ten sposób, przynajmniej ja, naprawdę współczuję temu księdzu, bo to przecież nie jego wina, tylko wina choroby.
Jeśli chodzi o treść, formę i inne rzeczy składające się na tę opowieść, jestem niezwykle zadowolona. Ale zacznijmy od początku.
Jak na thriller psychologiczny przystało, mózg mordercy jest pokazany wyjątkowo dobrze i dogłębnie. Niektóre spośród rozdziałów w tej książce są pisane właśnie z perspektywy księdza Kellera, co pozwala nam na wniknięcie do świata myśli i przeżyć psychopaty. Oto żałuje za swoje grzechy, ale kiedy zaczyna czuć charakterystyczne pulsowanie w głowie i kiedy przychodzą do niego wspomnienia, bardzo zresztą jaskrawe, nie może się oprzeć uratowaniu kolejnego chłopca. Przykuwa nieszczęśnika do łóżka w podziemiach cmentarza i, choć zapewnia mu przez jakiś czas wszystkie ulubione rzeczy, w końcu zabija.
Wątek dotyczący Maggie, głównej bohaterki, jest ciekawy i dobrze rozwinięty. Autorka pokazuje nam najgorsze koszmary kobiety związane z Stuckym, który kazał agentce patrzyć na to, jak powoli, powolutku, zabija kolejne kobiety, a także niektóre fragmenty przeszłości Maggie. Pokazuje nam skomplikowany i oparty na mirażach związek z Gregiem, mężem O'Dell, a także psychologiczne aspekty zakochania się w Morrellim. Postać agentki FBI jest wielowymiarowa – posiada ona swoje wady, zalety, słabości i mocne strony. Nie jest superherosem, boi się jak każdy inny człowiek.
Na duży plus zasługuje także wiedza pisarki na tematy związane z autopsją, medycyną i kryminalistyką. Jest to wiedza szeroka, bo sięga od medycyny poprzez biologię do psychologii. Nie każdemu chce się podsiąść fałdy i przeczytać choćby niezbędne minimum z Internetu, a także z bibliotek. Autorka tutaj popisała się dużą, ale lapidarnie ujętą wiedzą, wplatając akcję, tak, że ja, która do tego czasu nie miała wielu okazji do zapoznania się tajnikami agencji specjalnych, wchłonęłam bezboleśnie całą tę wiedzę i zostałam zachęcona do własnych, dalszych poszukiwań.
Minusy też się pojawiają i, niestety, jest ich trochę. Pierwszym z nich, najbardziej rzucającym się w oczy jest język. Oczywiście, Autorka ma swój styl, dość dobry na debiutancką powieść, jednak po trzydziestu stronach powtarzanie przy prawie każdej wypowiedzi postaci „Chryste” albo „Jezu”, zaczynało wkurzać. Nikt nie jest przecież tak dziwny, że wciąż powtarza to samo w każdej swojej wypowiedzi. Co prawda, był kiedyś tam taki król angielski, który wciąż powtarzał słowo „paw”, ale facet miał kuku na muniu i nie ma co brać go pod uwagę.
Najbardziej irytującym bohaterem był Nick, bo jego ojciec był dość nieumiejętnie zbudowaną postacią (wyszedł dziwaczny tyran z całym arsenałem wykluczających się cech). Otóż pan szeryf na początku nie widzi, jak zła jest sytuacja w jego biurze, nie ma pojęcia o niczym oprócz uwodzenia kobiet i dość dziwnie zachowuje się wobec swojej siostry, Christine, nawet kiedy ginie jej synek, Timmy, rzecz jasna porwany. No a kiedy widzi Maggie.. To było do przewidzenia, prawda? Ta postać jest niedopracowana, pozbawiona wielu cech charakteru i pusta jak wielu tzw. przystojnych samców w literaturze. Szczerze? Nie za bardzo zasługiwał na uwagę dzielniej agentki FBI.
Do stylu nie mam dużych zarzutów, aczkolwiek delikatnie widać, że powieść jest debiutem, bo na przykład, nie ma opisów. Wiem, wiem. Ciągle się do tego przyczepiam, a w thrillerach kilometrowe opisy łąki czy brzegu rzeki nie są wskazane, ale ja naprawdę lubię poczytać o tym, jak wyglądało miejsce akcji. Zresztą niespodziewanych zdarzeń i zwrotów akcji nie ma. Maggie sobie tam chodzi, biegnie za przestępcą, gada sobie to z tym, to z tamtym, dokonuje autopsji. Może nieco więcej strzelaniny? Ah, i jeszcze jedno, bym zapomniała. Już od początku wiemy, kto jest tym psychopatycznym mordercą, przynajmniej ja i to mnie trochę zniechęciło do powieści. Co prawda, na końcu Autorka zrobiła to całe zamieszanie z Eddiem, ale rozdziały napisane z perspektywy księdza nie mogły mnie zmylić. Czekałam na jakąś super zawiłą zagadkę dotyczącą psychopatycznego zabójcy, a tu figa z makiem. Jednak myślę, że to w thrillerze psychologicznym, w dodatku w debiucie pisarki, nie akcja jest najważniejsza, tylko psychologia postaci.
To jest mój pierwszy thriller jaki w ogóle przeczytałam, ciężko mi jest porównać z innymi tego typu powieściami. Na książkę był całkiem niezły, choć fabuła lepsza od języka, w jakim pisze Autorka. Trochę makabry, nieco dreszczyku, nieco także nowoczesnego romansu (bynajmniej nie tego, w którym para ludzi ledwie dotyka się ustami i szepcze sobie o bogini Afrodycie). Czytało się szybko, przyjemnie, mimo że temat nie był lekki i niekontrowersyjny. W każdym jednak razie, po zamknięciu książki i odkupieniu jej od chrzestnej, uznałam, że to był nie dotyk zła, bo ja takich rzeczy się nie boję, ale dotyk dobrej książki. Dotyk dobrego thrillera.
Tytuł: „Dotyk zła”
Autor: Alex Kava
Moja ocena: 7/10