Dla detektywa Wiktora Getza to miało być po prostu kolejne zlecenie. W swojej długoletnie karierze śledził już drobnych złodziei i poszukiwanych listami gończymi przestępców. Nie spodziewał się jednak, że tym razem obiektem jego zainteresowań staną się dzieci, a ściślej dwóch małych chłopców: 12-letni Prosper i 5-letni Bonifacy, którzy uciekli z domu wujostwa Hartliebów. Wiktor przekonany, że znalezienie tych dwóch gagatków na ulicach Wenecji nie może być nazbyt trudne, przystał na propozycję Estery Hartlieb. I właśnie od tego momentu rozpoczyna się akcja bodaj najlepszej książki Cornelii Funke pt.: „Król złodziei”, która jest znakomitym dowodem na to, że pewne motywy po prostu nie mogą ulec przedawnieniu.
Prosper i Bo to dwaj osieroceni chłopcy, którzy po śmierci rodziców trafiają na wychowanie do znienawidzonej ciotki Estery. Problem w tym, że kobieta nie zamierza wychowywać ich obu. Postanawia zatrzymać przy sobie młodszego z nich, a jego starszego brata oddać do szkoły z internatem. Bracia ani myślą o rozstaniu i chcą za wszelką cenę uciec od ciotki Estery. Dokąd? Do krainy, o której opowiadała im mama. Tam, gdzie roi się od złotych lwów i aniołków, a wszędzie płynie woda. Tak trafiają do „księżycowego miasta”. Nie udałoby im się jednak przetrwać w Wenecji, gdyby nie pomoc innych dzieci. Tutaj bowiem spotykają na swojej drodze Osę, Moscę, Riccio, a przede wszystkim Króla Złodziei. To dzięki ich pomocy otrzymują dach nad głową i niewielkie wsparcie finansowe, które jak się pewnie domyślacie, nie pochodzi z legalnego źródła.
Wszystko zmierzałoby do szczęśliwego zakończenia, gdyby nie detektyw Getz, który depcze naszym bohaterom po piętach. W dodatku na Króla Złodziei czeka bardzo niebezpieczne zadanie. A wszystko przez magiczną karuzelę ze zgromadzenia sióstr miłosierdzia. Brzmi nieco chaotycznie? I tak w istocie jest, ale dzięki naszym małym bohaterom przedstawione w opowieści wydarzenia, nabierają sensu i sprawiają, że czytelnik znajduje się w samym sercu opisywanych zdarzeń.
Przyznam, że nie jest to moje pierwsze spotkanie z twórczością Cornelii Funke. Po lekturze „Atramentowej Trylogii” postanowiłam sobie, że już nie sięgnę po książkę tej autorki. Teraz, po lekturze „Króla złodziei” cieszę się, że złamałam to postanowienie. Ta powieść to wyjątkowa perełka wśród całego mnóstwa książek z gatunku literatury młodzieżowej. Co więcej, jej odbiorcami mogą być czytelnicy niemal w każdym wieku. „Król złodziei” nie jest bowiem jedną z tych naiwnych książeczek, których zakończenie znamy niemal od pierwszej strony. To historia zaskakująca, miejscami zabawna, a nader wszystko poruszająca. Nie sposób pominąć faktu, że jest to również opowieść o braterskiej miłości, marzeniach dzieci o byciu dorosłymi i szczęściu, które odnaleźć możemy w najdrobniejszych gestach. Jeśli więc i w Was tkwi odrobina dziecka i jesteście ciekawi, jak maluchy mogły poradzić sobie w Wenecji oraz kim tak naprawdę jest Król Złodziei, to lektura powieści Cornelii Funke będzie fantastycznym sposobem na spędzenie wolnego czasu. Serdecznie ją polecam zarówno małym, jak i dużym czytelnikom.