„(..)jakaś nieczysta siła mnie do niej przyciągała. Nie wiedziałem, co to było. Być może sam szatan sprowadził dla mnie tę przeklętą kobietę. Pewnie nie chciał dłużej czekać, aż się wreszcie u niego pojawię, tylko wysłał na ziemie swoją kobiecą wersję, by mnie jeszcze za życia podręczyła”.
Po fenomenalnym debiucie, jakim był „Król Midas”, byłam ogromnie ciekawa, jaką kolejną odsłonę szykuje dla czytelników Magdalena Szweda. Z książkami tak to już jest, że jeśli coś nas zachwyci, to bardzo trudno nie porównywać każdej kolejnej historii do tej poprzedniej i ja też tak patrzyłam na „Doręczyciela”, co właściwie szybko się zmieniło, bo te książki są po prostu tak różne, że jakiekolwiek porównywanie w ogóle nie wchodzi w grę – no, chyba że wezmę pod uwagę styl autorki – bo ten się nie zmienił i kolejny raz mnie zachwycił.
Lexi to młoda kobieta, która nie miała w życiu łatwo. Po nieciekawych czasach wydaje jej się, że małżeństwo z Erkiem w końcu da jej upragniony spokój – niestety, lata spędzone pod jednym dachem z mężem nie jest czymś, czego pragnęłaby od życia. Gdy wydaje jej się, że gorzej być już nie może, okazuje się, że w mąż oddał ją niebezpiecznemu mężczyźnie w zamian za długi, których narobił.
Nie mając wyjścia, Lexi musi uciekać. Jednak, czy zdoła ukryć się, gdy jej śladem wyrusza niebezpieczny zabójca, który ma za zadanie odstawić ją do jej nowego właściciela? Czy Lexi ma szansę uwolnić się i zawalczyć o siebie, czy jednak jej walka jest z góry skazana na porażkę?
***
Jak już wspominałam na początku, „Doręczyciel” to zupełnie inna odsłona twórczości autorki. To jedna z tych książek, które mogą skraść serce lub zrazić do siebie czytelnika – a największy wpływ na to będzie mieć postać Lexi. Doskonale zdaje sobie sprawę, że to jedna z tych bohaterek, którą można pokochać lub znienawidzić za to, jaka jest.
Lekkomyślna? Urocza? Zadziorna? Myślę, że Lexi ma w sobie po trochu z każdej z tych cech i choć może niektórych będzie to razić, to ja ją naprawdę bardzo polubiłam. Postać Rexa to zupełnie inna bajka. Właściwie do samego końca nie wiedziałam co o nim myśleć. Czułam fascynację jego osobą, a jednocześnie tak mnie wkurzał, że gdybym mogła, to bym go czymś uderzyła.
Autorce udało się połączyć mrok, z jakim musieli się mierzyć bohaterowie z humorem, który rozjaśniał te trudne chwile. Mnie to połączenie bardzo się podobało i przeżywałam każda czytaną stronę, z niecierpliwością oczekując tego, co jeszcze wydarzy się po drodze.
W trakcie czytania „Doręczyciela” targały mną różne emocje. Byłam wściekła, ale też smutna. Śmiałam się w głos, ale też czułam, jak w oczach zbierają mi się łzy. Ta niedługa, licząca niespełna trzysta stron historia pochłonęła mnie i nie pozwoliła przestać czytać, póki nie dotarłam na sam koniec.
Kolejny raz jestem pod wrażeniem tego, z jaką lekkością czytam historię tworzoną przez autorkę, a jej pomysły na fabułę dostarczają mi wielu wrażeń. Dla mnie była to kolejna udana przygoda i jestem ciekawa, czym jeszcze zaskoczy mnie autorka w kolejnych książkach.
Całym sercem POLECAM!