Przy łóżku pogrążonego w śpiączce Brenta gromadzą się cztery kobiety: jego żona i trzy córki. Lekarz jest pod wrażeniem, że mężczyzna posiada tak kochającą rodzinę, jednak to tylko pozory. Tak naprawdę każda z nich przeszła z Brentem piekło. Teraz, kiedy jedna z najbliższych im osób i zarazem oprawca znajduje się na skraju życia i śmierci, brudne, głęboko skrywane tajemnice wychodzą na światło dzienne.
Ta książka to naprawdę ciekawa sprawa. Niby jest napakowana wątkami, na dodatek bardzo trudnymi i przede wszystkim ważnymi, jednak czytelnik nastawiający się na dynamiczną akcję srogo się zawiedzie. „Ślad po złamanych skrzydłach” to przede wszystkim opowieść oparta na nostalgii, rozczarowaniu, ogromnym cierpieniu i żalu. To mieszanka przesiąkniętych bólem wspomnień i rozmyślań nad tym, co dalej począć. Dla jednych taka formuła może okazać się nużąca, dla innych to będzie interesująca podróż w głąb psychiki aż czterech różnych bohaterek.
Przyznaję, że dotarłam mniej więcej do połowy książki, zanim wreszcie zdołałam się wciągnąć. Wcześniej nie mogłam się jakoś „wgryźć” w fabułę, łatwo się rozpraszałam i dzieliłam sobie czytanie na niewielkie raty. Dopiero później powieść zyskała moją pełną uwagę. Rozdziały się przeplatają, dzięki czemu poznajemy kilka perspektyw: Ranee, żony Brenta oraz ich trzech córek: Marin, Tashy i Sonyi. Co było dla mnie kompletnie niezrozumiałe, dwie narracje prowadzone były w pierwszej osobie, pozostałe w trzeciej. Nie ułatwiło to specjalnie czytania, ale z czasem się przyzwyczaiłam.
Chociaż, jak już zresztą wspomniałam, nie uświadczy się tutaj większej akcji, mam wrażenie, że książka niemalże „krzyczy”. Jej podstawowym tematem jest przemoc domowa, jej skutki i konsekwencje, które ofiary jeszcze długo odczuwają na własnej skórze, nawet jeśli udaje im się wyrwać z toksycznej relacji. Bohaterki regularnie odnoszą się do wydarzeń z przeszłości, które sprawiały, że mogłam się tylko krzywić. Nie da się ukryć, że wszystkie cztery kobiety doświadczały na co dzień okrucieństwa i brutalności, które odcisnęły piętno na całej ich rodzinie. Nie wiem, na ile Sejal Badani przygotowała się do pisania tej książki, ale zakładam, że jako była prawniczka swoje w życiu widziała. „Ślad po złamanych skrzydłach” to manifest, który nakazuje głośno mówić prawdę, by oprawca nie mógł uniknąć kary; niestety chyba każdy z nas wie, że przyznanie się nawet przed samym sobą do pewnych rzeczy wymaga niebywałej odwagi.
Pisarce udało się bardzo dobrze i przekonująco zarysować charaktery swoich bohaterek. Choć mają cechy wspólne – w końcu spędziły pod jednym dachem większość życia – każda z nich to chodząca indywidualność. Z ciekawością śledziłam ich losy i retrospekcje z dzieciństwa, bo zauważały różne szczegóły, przez co tło wydarzeń było pełniejsze i bardziej barwne. Chociaż czasem zachowanie którejś z kobiet doprowadzało mnie do szału (głównie była to Marin i cyrki z jej córką, Gią), to jednak mogę powiedzieć, że wszystkie mają mocne, silne charaktery, nawet jeśli ojciec/mąż uczynił z nich ofiary. Co do postaci drugoplanowych, właściwie pozostają one w cieniu. Na uwagę zasługuje co najwyżej lekarz David oraz mężowie Marin i Trishy, ale oni z kolei nie pojawiają się zbyt często.
Choć książkę czyta się dobrze, bo nie miałam kłopotów z przyswojeniem stylu czy wyobrażeniem sobie poszczególnych scen, to jednak czegoś mi tutaj zabrakło. Nie ma wątpliwości, że pod koniec emocje były spore, a wychodzące na jaw tajemnice naprawdę robiły wrażenie i wyprowadzały z równowagi. Mimo to czekałam na jakąś „bombę”, bo wątek, który bardzo chciał za tę „bombę” uchodzić, był niestety do przewidzenia. Na dodatek strasznie żałuję, że motyw rasizmu został tak zepchnięty na margines. Brent razem z żoną i córkami przeprowadził się z Indii do USA, gdzie rzekomo w nowej pracy regularnie spotykał się z prześladowaniem z powodu swojej narodowości. Tymczasem poza kilkoma drobnymi wzmiankami nie dostajemy w tym temacie nic więcej. A wielka szkoda, bo ciekawie byłoby ujrzeć tego bohatera z nieco innej strony – zwłaszcza, że książka opisuje go niemalże wyłącznie jako skończonego drania (i słusznie, na usta aż cisną się bardziej dosadne określenia).
„Ślad po złamanych skrzydłach” to dobra obyczajówka, która być może nie należy do wybitnych, ale porusza się po delikatnym, grząskim gruncie, o którym po prostu warto czytać i pisać. Gwarantuję, że powieść zafunduje wam masę refleksji i nawet jeśli początkowo będziecie przechodzili z rozdziału do rozdziału bez większego przekonania, to później odkryjecie, że lektura pozostała w waszych myślach również po jej skończeniu.