"Czas to najbardziej tajemnicza i najpotężniejsza z sił we wszechświecie, tak jest, a kto ma władzę nad Czasem, ma też władzę nad wszechświatem."
Na świecie zaczynają dziać się dziwne rzeczy. Tornada czasowe pochłaniają autobusy i przenoszą je w inny wiek, czas z niewiadomych powodów staje lub przyspiesza. W takim świecie żyje jedenastoletnia Silver. Ta mała dziewczynka straciła rodziców i siostrę w niewiadomych okolicznościach związanych właśnie z czasem i teraz wychowywana jest przez panią Rokabye w posiadłości Tanglewreck. Do tego Abel Darkwater wciąż poszukuje Czasomierza, dzięki któremu mógłby zapanować na światem, a kluczem do niego jest sama Silver.
Gdy zobaczyłam tę książkę w bibliotece i przeczytałam treść na okładce stwierdziłam, że ta książka może bardzo mi się spodobać, gdyż opowiada o podróżach w czasie, a ten motyw bardzo lubię. Początek zachęcał. Chciałam wiedzieć więcej o tornadach czasu, kim jest Silver, co się stało z jej rodzicami, jak wygląda Czasomierz itd. Niestety w miejscu, gdzie akcja powinna rozwinąć skrzydła i zacząć odpowiadać na nurtujące mnie pytania była po prostu niespójna i brakowało jej polotu. Postaci w tej historii są płaskie. Trudno z nich wykrzesać emocje i w sumie czytelnikowi jest obojętne czy ktoś z nich umrze czy będzie żyć dalej.
Podczas czytania tej książki miałam wrażenie, że autorka powtarza wszystko co napisała. Dajmy na przykład postać Regalii Mason. Praktycznie przy każdym jej pojawieniu się możemy przeczytać, że jest ona właścicielką firmy Quanta, która rządzi wszystkim poza Czasem, a teraz próbuje wynaleźć sposób, aby nim rządzić. Rozumiem można powtórzyć raz, dwa, a nie ciągle. Przecież to idzie od tego zwariować. To tak jakby pani Winterson nie miała pomysłu na dalszy opis i po prostu wracała do tego co wcześniej.
Motyw czasu można bardzo ciekawie wykorzystać. Na początku czytania wynajdowałam podobieństwa do serii Ulysses Moore autorstwa Pierdomenico Bacalaria i Klucze do Królestwa Gartha Nixa, ale ta historia nawet do pięt im nie dosięga. Motyw, który autorka sobie obrana nie jest do końca wykorzystany. Podróże w czasie, które się w niej odbyły jakby nie mają sensu i opisy w ogóle nie interesują. Wiele razy zadawałam sobie pytanie: "Po kiego grzyba to się wydarzyło?"
Czy mogę komuś polecić tę książkę? Może początkującym czytelnikom. Jeśli ktoś szuka tutaj ekscytujących podróży w czasie, spójnej akcji i wymiarowych postaci to lepiej niech po nią nie sięga, bo się zawiedzie. Dom na krańcu czasu to najzwyczajniej zmarnowanie czasu!
"Czasomierz stał sobie w domu i napełniał Tanglewreck swym tykaniem, jakby biciem serca."