„Nie oddam dzieci” Katarzyna Michalak
Całość zawiera spoilery, więc uważajcie jeżeli chcecie przeczytać to „dzieło”
Już dawno nie miałem weny na pisanie recenzji, tak to już u mnie wygląda, że najbardziej do pisania inspirują mnie te słabe pozycje. Przyznam szczerze, że do tej pozycji podchodziłem trochę inaczej niż do innych książek Michalak. Z opisu książki wynikało, że to najmocniejsza powieść autorki, że wzbudza wiele emocji i wzrusza do łez. Przedstawia poważny temat. Na szczęście Kaśka mnie nie zawiodła i książka jest badziewna, źle napisana i tak ckliwa, że aż śmieszna, tylko z tego powodu doprowadziła mnie do łez.
Oto kilka opinii fanek Michalak:
- „Wstrząsnęła mną, wywołała lawinę uczuć i łez”
- „Nade wszystko uczy pokory i empatii”
- „Nie jest łatwa, z pewnością nie jest miła i przyjemna, ale jest ważna”
- „Poruszyła moje serce”
- „Książka skłania do refleksji i rozmów”
- „”Nie oddam dzieci” to wybitnie angażująca pozycja, porusza serducho”
- „Niezwykle dojrzała”
- „Pierwsze miejsca na listach bestsellerów całkowicie zasłużone”
Tymczasem kilka fragmentów z książki:
- „Tam rżnęli półprzytomne od wódki i prochów dziewczyny na zmianę, we wszystkie otwory ciała – dopóki sił starczyło. Na koniec pieprzonka Alfred, któremu już nie stawał, wyciągnął skądś kabel i zaczął w jakimś dzikim obłędzie obie dziewczyny tym kablem napieprzać."
- „Wyglądała na jakieś piętnaście lat, uśmiech miała tak niewinny, że niemal dziewiczy, ale spod kurtki wystawał rąbek kusej sukienki, a z dekoltu wyrywała się na wolność para krągłych piersi. Tadek zerknął w rowek między nimi i poczuł, że jest gotów. Gdyby dziewczyna usiadła na miejscu pasażera, bez wahania wyciągnąłby fiuta i zmusił ją, by wzięła do ust."
- „– Macie jakieś dragi? – dopytywała się z tyłu dziewczyna. – Będą dragi, będą drinki, będą twarde fiuty – zaśmiał się Alfred."
- „- Baby są jak psy, jak raz w tygodniu im nie wpierdolisz, odgryzą ci jaja.”
- „Wyciągnął syna z aresztu następnego dnia po tym, jak ten „dla jaj” podpalił człowieka. Nie człowieka. Bezdomnego. Stary lump konał w mękach przez trzy dni. Ojciec mu tylko twarz obił – nie za to, że podpalił tego kundla, ale...” (to ta nauka empatii i pokory płynąca z tej książki, że bezdomny to nie człowiek, a kundel?)
Naprawdę zastanawiam się czy ja czytałem tę samą książkę, co osoby, których fragmenty recenzji przytoczyłem.
Przejdźmy może do samych głównych postaci, bo zostały tak przerysowane jak tylko się dało. Michał Sokołowski, wybitny chirurg, bezgranicznie oddany pracy. Uwielbiany przez cały personel no i oczywiście wszystkie pielęgniarki, które chciały by mu wskoczyć do łóżka. Bo jak to u Michalak, doktor jest przystojny, umięśniony i posiada wielki sprzęt, który ledwo mieści się w spodniach. Do tego ma trójkę dzieci, czwarte w drodze, piękną żonę i willę z basenem. Tadek Marszak to kierowca tira, który przewozi konie na rzeź. Nie lubi swojej pracy, znęca się nad zwierzętami, dźgając je metalowymi prętami pod napięciem. Wszystkie zarobione pieniądze przepuszcza na „imprezy, alkohol i „dziwki”. Żeby było mało znęca się nad swoją schorowaną matką, bo w ten sposób odreagowuje swoją frustrację. Często sięga po kokainę przed każdą trasą, ale tylko odrobinę, żeby szef się nie zorientował. Wtedy czuję się jak „pan świata”. Alfred Niro to syn polityka, zepsuty do szpiku kości. Niro szczyci się tym, że w życiu nie przepracował ani jednego dnia, a pieniądze dostaje od ojca. Żyje sobie jak chce, uważa że jest królem świata. Dla zabawy podpala bezdomnego i „poluje na ludzi”, cokolwiek Michalak miała w głowie.
Na początku książki dowiadujemy się, że Michał Sokołowski zapomniał odebrać syna z przedszkola, bo został dłużej w pracy. Jego żona sama musiała odebrać dziecko. W tym samym czasie dwójka antagonistów, Tadek i Alfred spotkali się w barze, gdzie wspólnie postanowili się naćpać i wyrwać jakieś dziewczyny. Los się do nich uśmiecha i do ich samochodu podchodzi „śliczna, szczupła i zgrabna blondyneczka”, która miała ochotę „najebać się do porzygania”. Ci oczywiście zapraszają ją do samochodu i „napruci” wyruszają w trasę. Jak się można spodziewać to oni, spowodują wypadek, w którym zginie żona doktora i jego syn. To miało być wzruszające, rozerwać mi serce, no ale niestety nie poczułem nic. Michalak w taki sposób wszystko przerysowała i wszystko było tak przedramatyzowane, że bardziej zabawne niż smutne. Sztampowe do bólu.
Zabawne były też medyczne opisy, które Michalak wplotła do książki. Nawet laik od razu zauważy, że są one tylko jej wymysłem i nie mają żadnego odniesienia do rzeczywistości. Zero przeprowadzonego researchu, no ale to już norma u Kaśki. Opis pośmiertnej cesarki, wyglądał mniej więcej tak, że lekarze rozcięli jej brzuch niczym w „Teksańskiej masakrze piłą mechaniczną” i wyjęli zdrowe i krzyczące dziecko. Żeby dalej było sztampowo, to kierowca, który spowodował wypadek, czyli Tadek Marszak zostaje uratowany przez samego Sokołowskiego. Rozumiecie to? Doktor ratuje życie „mordercy” swojej żony. Cóż za dramat z opery mydlanej.
Sam doktor po stracie żony i dziecka miał wzbudzać w czytelnikach litość i współczucie. Jego zachowania miał tłumaczyć żal po stracie ukochanej rodziny, a tak naprawdę Sokołowski był takim bucem, że aż mnie drażnił. Zamiast jemu kibicowałem tym „złym” ludziom, którzy chcieli go pogrążyć i odebrać mu dzieci, twierdząc że on sobie nie poradzi z ich wychowaniem. Sokołowski nie przejmował się niczym, wyżywał się na wszystkich ludziach. Szantażował inspektora, który nie chciał go wpuścić na miejsce wypadku. „– Ciekawe, czy będzie pan to mówił, gdy kiedyś trafi pan na mój stół operacyjny, a ja będę tym, który może ocalić panu życie. To był argument – czy raczej szantaż – którego Michał używał bardzo rzadko. Działał zawsze. W tym przypadku również, bo inspektor się zawahał.”.
Inspektor jest również ciekawą postacią. Tylko po dwóch śladach na śniegu, drogą „dedukcji”, doszedł do całego przebiegu wypadku, domyślił się tego, że Alfred ukradł kamerę z samochodu żony Sokołowskiego, gdzie ją ukrył i po co. Aż przewróciłem oczami w tamtym momencie. Może Michalak powinna zacząć pisać kryminały z inspektorem Drozdem w roli głównej? Z taką inteligencją i umiejętnością dedukcji Drozd za kilkadziesiąt lat, mógłby być kultowym detektywem niczym Poirot lub Sherlock. Oczywiście żartuje, Kasiu nie rób tego, nie krzywdź kolejnego gatunku. Wystarczy, że fantastyka już ucierpiała przez twoje „Kroniki Ferrinu”.
Kiedy myślałem, że w tej książce było wszystko, Michalak co rusz dokładała nowe dramaty. Teściowa obwiniająca Sokołowskiego, za śmierć swojej córki. Próba odebrania przez nią dzieci. Mafia wynajęta przez ojca Alfreda, żeby pozbyć się wszystkich świadków wypadku. Sąsiadka, która od razu próbowała wskoczyć doktorowi do łóżka. „”Chętnie ci pomogę kochanie, w czymkolwiek zechcesz” - dodała w myślach. Na widok Michała Sokołowskiego, który był naprawdę grzechu wart, robiło jej się ciepło między nogami. Jeszcze za wcześnie, by wyciągnąć po niego dłoń. Jeszcze nie wypada. Ale po pogrzebie żony należałoby się zająć zbolałym wdowcem jak trzeba prawda? A kto najlepiej pocieszy, jak nie gorąca chętna sąsiadka? Czy takim piersiom oprze się jakikolwiek facet?? Już teraz doktorek wodzi za nimi głodnym wzrokiem... Może nie skończy się tylko na pocieszaniu? Może Ludmiła Zioło zostanie niedługo Ludmiłą Sokołowską.”, „-Może ulżyć ci nieco? Mam ręce sprytniejsze niż twoje. Zaśmiała się. Naparła biodrem na jego biodro. Biust niemal kipiał, opięty do granic przyzwoitości za małą bluzką z dużym dekoltem”.
Michalak również poniża kobiety i wykazuje brak jakiejkolwiek empatii do ofiar przemocy domowej. Matka Tadeusza zostaje przedstawiona w taki sposób, że po śmierci swojego syna, który się nad nią znęcał, chce poszukać pracy jako gosposia jakiegoś biznesmena, potem zostać jego żoną i być przez niego bita bo będzie na to czekała z przyjemnością. „Mariola zaś... odetchnie, bo podświadomie czekała na ten moment. Znów wszystko wróci do normalności. Marszakowa poczuje się na swoim miejscu. U stóp pana, który pije i bije, ale czasem rzuci dobre słowo czy smakowitą kość.”. Serio? Michalak myśli, że ofiary przemocy domowej tak naprawdę chcą być bite, że tego pragną i tego potrzebują?
Śmieszyła mnie również narrator Michalak, która stała nad bohaterami mówiąc jak to oni pożałują swoich zachowań i co się wydarzy na następnych stronach książki. Wyobrażałem sobie wtedy Kasię, która siedzi przy magicznej kuli i z niej „czyta”.
Na sam koniec tej ckliwej historii Sokołowski oczywiście wygrywa w sądzie ze swoją teściową, żeni się ze stażystką. A nasz zły bohater Aflred, który jako jedyny pozostał przy życiu ze sprawców wypadku, umiera w ostatniej scenie potrącony na dokładnie tym samym zakręcie, gdzie zginęła żona i syn doktora. Oczywiście zostaje potrącony przez samochód, który prowadzi tak samo naćpany kierowca. Aflred umiera w męczarniach nadziany na głaz, bo „Bóg doliczył mu pięć minut za każdą minutę cierpienia osób, które zabił”...
Już nawet nie wiem co więcej mogę napisać o tej książce, o tym, że jest źle napisana nie muszę nawet mówić. Wszyscy wiemy, że Kasia pisać nie umie. Historia mimo że przedstawia smutny temat, jest napisana w tak komiczny sposób, że nie wzrusza a wywołuje zupełnie inne emocje. Jak zwykle jest szkodliwa, przedstawia gwałt i przemoc domową w stereotypowy sposób poniżający kobiety. Naprawdę dziwię, się że Michalak ma tyle czytelniczek, kiedy w ich książkach kobiety są traktowane w sposób przedmiotowy. Książka chyba przebiła wszystkie inne jakie czytałem od Kaśki. Nie polecam.