Wiem, że "Dlaczego,mamo?" miało skupiać uwagę na ważnej kwestii problemów emocjonalnych przeżywanych przez młode matki. Czy to chwilowe załamanie emocji, rozczarowanie, przemęczenie rolą, czy poważniejsze jak baby blues, depresja poporodowa, to poważne kwestie dotykające kobiet po urodzeniu dziecka. Jednak chodzi o to, że to co ważne zamglone jest przez tkliwości, maślane oczy wpatrujące się w dziewczynę maskujące jej emocje oraz irytujące powtarzanie bohatera, że jest tuż obok i zawsze wysłucha, a jak się ostatecznie okaże nie do końca zrozumiał problem.
Niemalże za każdym razem, gdy bohaterka próbuje dojść skąd biorą się jej lęki, to uczynni bliscy wyręczają w tym albo wplatane są teksty o tym, jak doktorek marzy o byciu częścią tej rodziny. Na końcu miałam wrażenie graniczące z pewnością, że więcej uwagi poświęciło się w lekturze trudnym przeżyciom z dzieciństwa Arka niż bieżącym troskom głównej bohaterki. Do tego język jakim posługuje się zarówno matka, jak i córka nie wykazują cech charakterystycznych dla wieku i przeżytego doświadczenia. Tak jedna jak druga, a nawet pan doktor posługują się jednakowym stylem wypowiedzi, co odbiera im charakter, jak i po części wiarygodność zdarzeniom.
Licząc na dramat możemy się przeliczyć, bo choć kończy się nie najlepiej to całość przybiera obrót podobny do akcji romansów, gdzie więcej patrzenia sobie w oczy bądź skrępowania młodej dziewczyny, ofiarowywania serca i ucieczki ze strachu przed zaangażowaniem, dorosłością. To tylko pokazuje, ze dziewczyna nie poradziła sobie z przygniatającym ciężarem, rolą matki, odpowiedzialnością za drugiego człowieka. Jeszcze nie na tym etapie. Natomiast rodzice widzą w tym szczęście córki, bo będzie mężczyzna, który zaopiekują się i nią i maleństwem, a mężczyzna widzi dla siebie spełnienie marzeń. Lecz czy ktokolwiek pyta i słucha jak czuje się z tym Marlena?
A ileż tu nagromadzenia piękności, cudowności. Ach! te bujne kasztanowe loki, ta buzia cudowniejsza nawet, gdy się złości. Dziewczyna przeżywa kolejne załamanie, a Arkadiusz przytula ja i napawa się zapachem jej włosów, kolejny raz powtarzając sobie, że zrobi wszystko by stały się jego rodziną. Serio? to ma być dramat? Dla niej tak, ale dla niego to jak okazja, otwieranie furtki do realizacji własnych potrzeb. Są postaciami z różnych bajek. Jej zachowanie budzi niepokój, a jego irytację czytelnika. I na dokładkę nagminnie pojawiający się zwrot "dlaczego,mamo?" Może być zrozumiały u nastolatki, ale u dorosłego człowieka? Przez to w moich oczach Arkadiusz staje się jeszcze bardziej nieporadny i niedojrzały.
Na koniec zaskoczenia w postaci ostatecznego rozwiązania, ponieważ nic go nie przepowiada w zachowaniu bohaterki oprócz tego, że może być przy nadziei. Skoro wcześniej w treści czytamy o wyzwoleniu się z lęków, poczynionych planach to gdzie konsekwencja? Do tego taki suprajsik w postaci określenia czaso-przestrzeni. Wszystko zaczyna się w 2010 roku, dramatyczna akcja rozgrywa się latem 2016, a w epilogu wrzesień 2017 czytam, ze minęło kilka lat i obecnie szesnastoletnia Amelia obchodzi urodziny.
Książka reprezentuje tak naiwne podejście do problemu, że to aż denerwuje. Wydaje się, że powinna stanowić jakąś podpowiedź dla kobiet w podobnej sytuacji, przy okazji dać otuchę, być krzykiem "Hej! nie jesteś sama. Z takimi problemami mierzą się setki tysięcy kobiet na całym świecie. Nie zwariowałaś!" Przy czym trzeba szukać pomocy, a nie wmawiać sobie ,że da się radę, bo "jestem z tych silnych" i "samo mi przejdzie".