Wpadła mi w ręce całkiem przypadkiem książka pod intrygującym tytułem "Dlaczego nie jestem ateistą". Autor - handlowiec i szkoleniowiec w zakresie skutecznej sprzedaży i wywierania wpływu na innych. W dosyć specyficzny sposób odpowiada na zasadnicze pytanie: "wierzyć czy nie wierzyć?" A robi to w tak nieszablonowy sposób, że ciężko zarzucić mu jakąś stronniczość. Moje spotkanie z tą książką rozegrało się w trzech, dosyć dziwnych aktach.
Akt pierwszy: zaprzeczenie
Marek Lipski - z wykształcenia biolog - jest szkoleniowcem specjalizującym się w technikach skutecznej sprzedaży i wywierania wpływu na innych. Z wieloletnim doświadczeniem w branży. I tu nagle bach! Napisał książkę traktującą o wierze lub jej braku i w dużej części o ateizmie. Temat co najmniej trudny i niezbyt wpasowujący się w specjalizację autora, a większość książek napisana przez (potencjalnych) specjalistów jest co najmniej spartaczona.
Książka zaczyna się dosyć standardowo (jak na produkcję w tym temacie). Autor pisze w pierwszej osobie, jest narratorem i głównym bohaterem całej opowieści. Język również standardowy, lekko monotonny, ale prosty i bezpośredni. Zachwyca się słońcem, liśćmi, drzewem - mówi, że wiara jest ważna. Przypuszczam, że nie tylko mi, ale i wielu innym czytelnikom na twarzy pojawia się dziwny grymas. Facet nie jest księdzem, kaznodzieją czy zakonnikiem (lub inna profesja z tego samego kręgu) a opisuje właśnie taką specyficzną sielankę. Nie podoba mi się to, bo na następnej stronie pewnie będzie jakaś myśl przewodnia: "Musisz wierzyć, bo wiara jest jedynym i najlepszym wyjściem. Bez tego nie ma życia wiecznego". Mniej więcej tak właśnie napisana jest większość książek na siłę uduchawiających. Nie ma argumentów za i przeciw, nie ma porządnego porównania, nie ma nic. Wiara jest najlepsza, bo tak - i już.
Obraz z tą sielanką jest swoistym przykładem patrzenia na świat. Przyjmijmy, że właśnie ona jest tu synonimem wiary. Z reguły całość zamyka się w tej mdłej części: słońce świeci, ptaszki śpiewają, jest ciepło i przyjemnie, świat jest piękny ...a cała historia dzieje się w parku, w środku wielkiego miasta. W tym momencie przypomina mi się scena z pewnego filmu, gdzie człowiek właśnie w taki sposób zachwyca się tym co widzi i nagle zostaje przejechany przez samochód. To właśnie ta druga część świata, będąca poza tym co stanowi dla autora wiarę - baza argumentów 'przeciw'. W większości tego typu moralizatorskich tekstów brakuje właśnie tego dosyć pokaźnego kawałka rzeczywistości. Dlatego też niezbyt przemawiają do zwykłego człowieka - w tym i do mnie.
Akt drugi: negocjacje
Okazuje się jednak, że pan Lipski poszedł całkiem inną drogą. Zaczął źle (a może to celowy zabieg), mdło i w ogóle nieprzystępnie, ale już chwilę później pokazał drugą stronę medalu. Świat nie kończy się na tym co piękne, a autor nie zawsze szczerze wierzył. Książka jest zatem opisem drogi człowieka szukającego i próbującego uwierzyć. Drogi dosyć wyboistej i nieszablonowej, ponieważ nie opiera się na standardowym schemacie nie wierzył - wierzy. Handlowiec, człowiek twardo stąpający po ziemi, opierający się na racjonalnych przesłankach - poszukuje siły wyższej, Boga, jakichś przesłanek, że istnienie człowieka nie kończy się razem ze śmiercią.
Autor szuka, i są to poszukiwania bardzo krytyczne, adekwatne do charakteru osoby, która wie jak łatwo manipulować człowiekiem. Na kolejnych stronach czytelnik zostanie wręcz zalany masą argumentów za i przeciw. A są to też punkty zaczepienia do własnych w pełni samodzielnych poszukiwań. Nie są to błahe wypunktowania, intelektualne zapchajdziury, tylko soczyste partie informacji dosadnie przemawiające do odbiorcy. Zachowujące przy tym maksimum obiektywizmu, nieobarczone opinią autora (która przez większość książki pozostaje negatywna, a zmienia się dopiero w końcowych rozdziałach). Na dodatek jest to pasywna krytyka różnych nurtów. Autor nie dorzuca do niej swoich pięciu groszy. Przemawiają same argumenty i cytaty wprost z uznanych ksiąg. Obrywa się (prawie) po równo tak ateizmowi jak i Kościołowi katolickiemu. Można mieć wrażenie, że do wyboru jest mniejsze lub większe zło. Nie ma tu - o ile w ogóle istnieje - doktryny "śnieżnobiałej". Wszędzie są minusy, sprzeniewierzenia, zakłamanie - tyle, że w różnym stopniu.
Akt trzeci: akceptacja
Jak sam tytuł książki wskazuje, autor jest człowiekiem wierzącym. Ale pokazuje przy tym czytelnikowi, że można wybrać niezależnie, że jest jeszcze inna droga. Trudna, bo wymagająca samodzielności. Droga wierzącego samodzielnie - z "pominięciem pośredników" i "marnych sprzedawców" wiary. Osobiście, nie widzę luk w tym rozumowaniu - uchybień i niedopowiedzeń tak charakterystycznych dla tego typu poradników. Jest dobra teza, są rzeczowe argumenty, i jest też podsumowanie w zawarte w łańcuchu decyzji autora. Ale znalazła się również furtka dla czytelnika. Zaproszenie do filozoficzno-egzystencjalnych dywagacji nt. wiary. Autor wybrał swoją drogę, nie wywierając bezpośredniego wpływu na przyszły wybór czytelnika. Zdaje się mówić: takie są fakty, mnie przekonały do obrania właśnie takiej drogi, ale ty czytelniku decyzję musisz podjąć sam.
Do mnie książka przemawia, jak żadna inna tego typu. Nie wpłynęła znacznie na mój osąd, ale to pewnie dlatego, że z większością argumentów już wcześniej się spotkałem i zgadzałem się z nimi. Tu autor zebrał je wszystkie, dopasował i ubrał w spójną, konkretną treść. Ze swojej strony, polecam książkę wszystkim, którzy potrafią patrzeć krytycznie i z dystansem na własną wiarę i doktrynę religijną. Bez tego ani rusz.
Polecam również lekturę, wszystkim autorom, książek traktujących o wierze. Książka jest świetnym szablonem do dobrego pisania w tym temacie. Bo trzeba pamiętać, że świat nie kończy się na Europie, na chrześcijaństwie, na Kościele Katolickim.