Kolejne klęski nadwyrężyły poparcie dla stronnictwa demokratycznego w mieście, wzmacniając tym samym rolę wojsk najemnych. Stan ten postanowił wykorzystać niejaki Dionizjusz, będący synem oślarza, w tym czasie już dość popularny dowódca wojskowy. Odznaczał się wielką odwagą i inteligencją, a jak wkrótce miał pokazać czas, również nienasyconą ambicją. Zdobywszy oparcie w zwerbowanych przez siebie oddziałach, Dionizjusz zdołał zagarnąć władzę w Syrakuzach. W 405 roku p.n.e. zmusił Syrakuzan do obwołania siebie strategiem-autokratorem, co w rzeczywistości poza zwierzchnością nad armią i flotą, czy przewodniczenia w zgromadzeniu ludowym, oznaczało zdobycie przez niego niemal nieograniczonej władzy. Nowy tyran otoczył się oddziałem zaufanych najemników - około tysiąca - którzy odtąd stanowili jego gwardię przyboczną.
Początkowo wynik walk przeciwko Kartagińczykom nie przynosił Dionizjuszowi efektów, a przecież był to jeden z głównych jego postulatów (dzięki niemu łatwiej zagarnął władzę)! Wywołało do niezadowolenie i w konsekwencji powstanie w armii syrakuzańskiej, a dokładnie w szeregach jazdy, złożonej z przedstawicieli możnych rodów miasta. Postawiony pod murem tyran zdecydował się zawrzeć z Kartaginą pokój, opierający się na zasadzie status quo, i przystąpił do tłumienia buntu. Z przeciwnikami rozprawił się dość sprawnie, skazując buntowników albo na śmierć, albo na wygnanie. Dzięki temu udało mu się zdobyć pretekst do konfiskaty ich majątków i posiadłości, które porozdzielał pomiędzy biednych obywateli miasta, własnych żołnierzy oraz - wedle wzmianek Diodora Sycylijskiego - wyzwolonych niewolników, czym zjednał sobie szerokie poparcie mas.
Dionizjusz zdawał sobie jednak sprawę, jak niestały jest lud, toteż postanowił zabezpieczyć się przed jego ewentualnymi zmianami nastrojów. Władzę swą oparł na armii, zwłaszcza na żołnierzach najemnych, wiernych tym co płacą, spośród których narodzić się miała nowa arystokracja. W jej ręce przeszła rzeczywista władza nad państwem. To dla niej tyran utworzył nowe urzędy, choć rada i zgromadzenie ludowe nie zostały przez niego zlikwidowane. Dionizjusz zdecydował się jedynie na ograniczenie ich znaczenia. Zdołał również uzyskać poparcie warstw średniozamożnego kupiectwa, zainteresowanego zniwelowaniem znaczenia oligarchów. Wzmocniwszy swą pozycję wewnątrz miasta, Dionizjusz rozpoczął wielkie przygotowania do wojny z Kartaginą…
I zasadniczo wokół tego wątku toczy się cała akcja w powieści. Choć książka bardzo mi się podobała, to jednak odczuwam pełen niedosyt. Dionizjusz z powieści był jakby nieludzki, powściągliwy, zamknięty w sobie, zadufany. A przecież rzeczywisty tyran Syrakuz, choć te cechy również posiadał, był postacią jak najbardziej ludzką, realną, pełną życia i sprzecznych emocji, których nie umiał zachować tylko dla siebie. Choć Autor przyznał, że wiele rzeczy pominął, i tak nie oddaje to rzeczywistości. Książka jest niezwykle uproszczona, brakuje w niej bohaterów, a fakty są nadzwyczaj okrojone. Jako historyk jest ogromnie zawiedziony. Szkoda, że szanowny Autor nie stworzył całej serii, w której mógłby rozwinąć wszystkie wątki, bo z pewnością kontrowersyjne życie Dionizjusza na to zasługuje. Jest tyle wątków, które warto byłoby poruszyć. No cóż, czasem prawdziwe życie ogranicza to, tworzone na potrzeby literatury. Niemniej książkę czyta się fajnie, szybko, i jest ona wciągająca. Z pewnością warto po nią sięgnąć, aby choć w małym stopniu zapoznać się z tą niebagatelną sylwetką bohatera starożytności.