David Ullman jest światowym autorytetem w dziedzinach mitologii i wierzeń religijnych, ekspertem od literackich demonów. Pewnego dnia odwiedza go w gabinecie na uniwersytecie tajemnicza kobieta i składa propozycję nie do odrzucenia. Profesor ma zbadać pewne „zjawisko” w Wenecji. Korzystając z okazji, by uciec od codziennych problemów, Ullman decyduje się wyjechać. Zabiera ze sobą córkę Tess. Do domu wróci jednak sam...
Na sam dźwięk tytułu i widok okładki, zacząłem poważnie zastanawiać się nad przeczytanie tejże powieści. Jedni odradzali, zaś inni niesamowicie wychwalali Demonologa . A ja, do której grupy należę? Jestem gdzieś w połowie. Książka nie jest niesamowita, wielu rzeczy w niej brakuje, ale nie jest też do końca nieudana. Mieszane odczucia towarzyszą mi po przeczytaniu powieści.
Wydawnictwo Zysk i S-ka zaskakuje mnie coraz bardziej. Na rynek wychodzą nowe powieści w przepięknych okładkach, od których wzroku nie da się odciągnąć. Muszę się szczerze przyznać, że okładka odegrała dużą rolę w wyborze tej powieści do przeczytania. Grafikom z Zysk i S-ka należą się wielkie brawa i życzenia kolejnych sukcesów. Wystarczy spojrzeć na inne wydania tej powieści i od razu można powiedzieć, że jedynie jedno wydawnictwo sponad kilkunastu innych krajów dorównuje naszym grafikom. Jest to naprawdę wielki sukces.
Jako że z Rajem utraconym Miltona jeszcze nie miałem styczności, zaciekawiło mnie wplątanie tego arcydzieła do fabuły Demonologa. W niektórych momentach miałem wrażenie, że znów zaczytuję się w Brownie, wszakże i tutaj znajdziemy wiele ciekawych informacji na temat symboliki. Cytatów znajdziemy tutaj ogromną ilość, a więc po przeczytaniu tej pozycji wiem wiele nie tylko na temat demonów, ale znam też imponującą liczbę cytatów z dzieła Miltona, z którego poematem mam nadzieję uda mi się w niedalekiej przyszłości spotkać.
"Prawda jest jednak taka, że każdy traci kogoś, bez kogo nie potrafi żyć. Każdy z nas miewa takie chwile, kiedy wierzymy, że nasza skierowana do Nieba prośba, nasza mroczna inkantacja, wyzwoli jakiś cud."
Andrew Pyper ma wyjątkowy talent do tworzenia opisów. Wystarczy kilka słów, a w mojej głowie malują się wyraźne obrazy miejsc, jakie chciał nam przedstawić autor. Dzięki temu powieść wiele zyskuje na klimacie tajemniczości i niepewności, bo opisywane tu miejsca są tajemnicze, niektóre z nich posiadają swoje mroczne historie, a odkrywanie ich sprawia jako taką radość. Jeżeli radością możną nazwać uczucie towarzyszące słuchaniu o zabójcach.
I teraz muszę przejść do tych niemiłych rzeczy dotyczących powieści. Zawiodłem się na autorze, bo po takim tytule spodziewałem się historii mrożącej krew w żyłach. Niczego takiego nie dostałem. Większość fabuły opiera się na podróży w poszukiwani zaginionej córeczki. Żadnych emocji, niespodziewanych zwrotów akcji i jej wartkości. Powolna historia, której plusem jest jedynie namacalny klimat tajemnicy.
Momentami okropnie irytował mnie styl autora. Jakby Pyper nigdy wcześniej nie pisał i nie miał o na ten temat najmniejszego pojęcia. Najgorsze były te urywane zdania. Jestem chaosem. Złem. Piekłem. Bezimiennym. Wystarczyłoby jedno słowo, nie trzeba od razu wypisywać wszystkich możliwych synonimów. Kiedy autor zaczął w miarę poprawnie tworzyć treść zastał mnie koniec, który niczego nie tłumaczy. A szkoda, bo gdyby autor przyłożył się trochę bardziej mógłbym go chwalić za całokształt, a nie jedynie za dobre opisy.
Powieść można uznać za arcydzieło lub całkowitą stratę czasu. Jak dla mnie jest to trochę nijaka książka. Nie bronię wam jednak jej przeczytać. Niektórych może nawet mógłbym zachęcić, ale wolę tego nie robić. Dlatego przeczytajcie ją tylko jeżeli tego chcecie wyrobić sobie własne zdanie. Mam po prostu mieszane odczucia względem tej pozycji, dlatego nie mogę jej ani polecić, ani odradzić.