Książka o mało znanym epizodzie historii Polski: wyborach przeprowadzonych przez Sowietów w październiku 1939 r. na naszych Kresach, zajętych po 17 września 1939 r. Było to ważne doświadczenie formacyjne tamtejszej ludności: pierwsze zetknięcie się z władzą sowiecką w działaniu. Czytając książkę nie mogłem nie myśleć o pseudo-referendach organizowanych przez Rosję na terenach zajętych w wojnie z Ukrainą: ten sam schemat, podobne metody. Przychodzą też na myśl wybory w PRL-u.
Opisuje szczegółowo Gross chronologię wyborów. Najpierw agitacja przedwyborcza, od której nie było ucieczki, odbywała się za pomocą afiszów, filmów propagandowych, mityngów, na które zapędzano ludzi przymusowo (kto nie przychodził, podlegał uciążliwym sankcjom). Na owych mityngach, wychwalano życie w Sowietach i twierdzono, że w pańskiej Polsce żyło się okropnie, kto się nie zgadzał, bywał za parę dni aresztowany.
Dalej, kandydaci na posłów byli wyznaczani przez sowieckich nadzorców. Typowym kandydatem był: „proletariusz, najlepiej z więzienną przeszłością, przez dłuższy czas bezrobotny.” Zdarzali się wśród nich analfabeci i pospolici przestępcy. A na zebraniu zatwierdzającym przewodniczący pytał: kto przeciw? Wtedy nikt nie miał odwagi się odezwać i kandydat przechodził jednogłośnie.
A w dniu wyborów od rana kolbami zapędzano ludzi do głosowania. W komisji wyborczej zasiadał sowiecki żołnierz a w sali wyborczej i wokół niej było więcej sowieckich sołdatów. Instruowano, żeby nikogo nie skreślać, bo korzystający z kabin zostaną aresztowani (takie przypadki się zdarzały). Mimo takiego terroru zdarzały się całkiem częste protesty – odmawianie głosowania, masowe skreślenia. Jeszcze miejscowa ludność była niedostatecznie wychowana... A potem odnotowuje Gross jawne i bezczelne fałszerstwa przy obliczaniu głosów. Wyniki wyborów były oczywiście imponujące: ponad 90% frekwencja i ponad 90% poparcie dla wysuniętych kandydatów. Zaś po wyborach Zgromadzenia Narodowe we Lwowie i Białymstoku poprosiły Radę Najwyższą w Moskwie o przyłączenie Kresów do ZSRR, oczywiście prośbę uwzględniono.
Można się zapytać, po co było Sowietom to kosztowne i skomplikowane organizacyjnie przedsięwzięcie? No cóż, po pierwsze bardzo zależało im na pozorach demokracji, na przykład oficjalnie wybory były powszechne, równe, bezpośrednie i tajne. Po drugie chodziło o to, aby mieć solidną podstawę prawną przyłączenia polskich Kresów do ZSRR. Notabene, Sowieci zawsze traktowali te ziemie jako należące do nich od 1939 r. Po trzecie wreszcie miejscowa ludność dostała mocną lekcję czym jest w praktyce władza sowiecka: terror, zastraszanie, gwałt, atomizacja. Po tej lekcji przyszły gorsze: masowe wywózki na Sybir i do Kazachstanu.
Książka jest napisana kompetentnie i zwięźle, zwraca uwagę wyważone podejście do źródeł. To ważne świadectwo pokazujące, że sowiecka teoria i praktyka demokracji jest z powodzeniem(?) kontynuowana w putinowskiej Rosji.