Jak to jest być w nieodpowiednim miejscu, o nieodpowiednim czasie? Widzieć lub słyszeć coś, co nie powinno wydarzyć się w naszej obecności? Przyznaję, mogę powiedzieć coś na ten temat. Zdarzało mi się być świadkiem kłótni rodziców koleżanki. Powodowało to, że szybko zbierałam swoje rzeczy i uciekałam, jak najdalej od całego zamieszania. Jeszcze sprawniej wychodziło mi zwiewanie, kiedy to na celowniku była sama koleżanka. Możliwe, że wtedy fotoradary pstrykałyby mi zdjęcia, jak najęte! Jednak nie jestem w stanie przebić Przemka Reja. Celebryta znalazł się w samym centrum kryminalnego bagna, gdzie wpływ promili sprawił, iż niewiele pamięta z tamtego wieczora. Tym samym tylko policja jest w stanie mu pomóc. Mężczyzna trafia pod skrzydła znanej z ciętego języka Weroniki Kardasz. Oboje nie przypadają sobie do gustu, co sprawia, że bajeczna ochrona w postaci miłosnej przykrywki staje pod znakiem zapytania. Do czasu…
PRZEPRASZAM, TO KRYMINAŁ, CZY ROMANS Z ZABARWIENIEM KRYMINALNYM?
Woreczek tajemnic, okryty chustką uszytą kłamstwami i niedomówieniami. Właśnie tak można określić to, co się dzieje na kartach bestsellerowej „Niebezpiecznej gry”. Co rusz napotykałam na zdarzenia, które tylko odgrywały rolę tych rzeczywistych, choć tak naprawdę miały na celu odwrócić moją uwagę od prawdy. Przyznaję, zdarzało mi się wpadać w zastawiane przez Emilię Wituszyńską pułapki. Przychodziły też momenty (a trochę ich było!), kiedy to ja trzymałam autorkę w garści i bez wahania wykrzyknęłabym jej w twarz, że raz jeszcze przewidziałam jej ruch. Bo, chociaż starała się ona zagmatwać sprawę i nie pozwolić, aby wszystko szybko wyszło na jaw, to jednak niektóre fragmenty – moim zdaniem – okazywały się przekombinowane, co jeszcze bardziej zmuszało do rozmyślania. Przyczyniało się to do tworzenia różnych scenariuszy, że bez problemu przewidywało się przyszłość. No dobrze, jakiś dreszczyk emocji był, tego nie da się ukryć. Choć w głowie widziało się już, co zaraz nastąpi, to i tak trzymało się rękę na pulsie. Szkoda tylko, że czasami, dość bezczelnie, wytrącano mnie z rytmu…
„Niebezpieczna gra” jest tytułowana kryminałem, gdzie ja bez wahania nazwałabym ją romansem z pewną dawką kryminalnego sosu. Opierając się o to gatunkowe zapewnienie, liczyłam na mocniejsze nuty, gdzie pikanterii dodałyby wieczne, dość ostre kłótnie policjantki i celebryty, jednak one ginęły w natłoku tych miłosnych „śpiewek”. Książka była nimi tak przesycona, że czasami chciałam zapytać: „Halo, wy tutaj się droczycie, a nie widzicie, że główny wątek marnieje w oczach?”. Owszem, zdarzało się, że to te istotne elementy spychały swojego rywala ze sceny i dawały się ponieść wyobraźni, byle tylko zagrzać sobie miejsca, ale w połowie występu znowu wracały za kulisy. Możliwe, iż osoby o romantycznej duszy na pewno będą zadowolone z takiego obrotu spraw, bo przecież „kto się czubi, ten się lubi”, lecz mnie to odrobinę odpychało. Chociaż czytałam dalej, bo chciałam wiedzieć, czy zakończy się to tak, jak przewidywałam, to jednak ten element nieco mi wadził. Dopiero pod koniec książki zaczęło dziać się coś ostrego, wymagającego skupienia, lecz czułam, że coś było nie tak. Jakby autorka chciała czym prędzej zakończyć kryminalną maskaradę i powrócić na uczuciowe tory. Jakby pragnęła zaklepać pewien los Weroniki i Przemka, zbierając po omacku wybuchy, strzały i liczne pogonie, wpychając je do kieszeni zimowej kurtki, którą chce ukryć na samym dnie głębokiej szafy, gdzie tę przykryłaby toną papierowych serduszek.
NIENAWIDZĘ, KOCHAM, UDAJĘ OBOJĘTNOŚĆ, ZNOWU KOCHAM I NIENAWIDZĘ… KRĘCI MI SIĘ W GŁOWIE!
Weronika, choć nadmiernie posługiwała się łaciną podwórkową, zaimponowała mi swoją odwagą, którą niejednokrotnie udowodniła. Kobieta miała łeb na karku, co skrzętnie wykorzystywała, ale zdarzało jej się go tracić, kiedy w pobliżu był sam Przemek. Nie wiem, doprawdy nie wiem, jakim cudem Weronika od czystej niechęci do tego aktora szybko przeszła do fascynacji nim. Możliwe, że wpływ na nią miała chęć bliskości drugiego człowieka. Pochłonięta opłakiwaniem przyjaciela, za którego śmierć obwiniała samą siebie, co sprawiło, że obecność Przemka wyzwoliła w niej zagrzebane wewnątrz emocje, ale, jak dla mnie, wydarzyło się to za szybko. O wiele za szybko. Rozumiem, że każdy ma swoje tempo otwierania się na innych, gdzie wyzwolenie prawdy o traumatycznych wydarzeniach staje się kluczem do wzięcia głębokiego oddechu, ale czy ten mężczyzna na to zasłużył? Może Przemek okazał się czułym, umiejącym wysłuchać człowiekiem, lecz skąd policjantka miała pewność, że on nie gra? Przecież nie był rozchwytywany przez branżę filmową dlatego, iż siedział w samym centrum skandali. To wzbudziło moje podejrzenia. Czy słusznie? Tego już nie mogę powiedzieć. Za to zdradzę, że choć niektórzy poboczni bohaterowie zapadają w pamięć, to jednak nie ma w nich nic takiego, co mogłoby zaskoczyć. Prawie każdy z nich stał po którejś ze stron barykady i uparcie się jej trzymał, obawiając się zdrady. Prawie, bo zdarzali się tacy, co zmieniali front w trakcie tej „wojny”, tyle że łatwo przewidywało się ten ruch. A szkoda, bo można było zrobić taki zwrot akcji, że w mgnieniu oka spojrzałabym na „Niebezpieczną grę” zupełnie w innym świetle.
Liczycie na to, że wytknę Emilii Wituszyńskiej coś jeszcze? Cóż… nie czekacie na darmo. Autorka, choć nie da jej się odmówić tego, że umie manewrować słowami i książkę czyta się płynnie, nie ogarniając niekiedy, na której jest się stronie, to zdarza jej się nieco zaszaleć. Na przykład, gdyby nie pchająca mnie do przodu ciekawość, już po zapoznaniu z prologiem oraz początkiem pierwszego rozdziału, odłożyłabym tę książkę na półkę. Wymienione przeze mnie zadrukowane strony były wręcz przepełnione słowami! Czułam się nimi przytłoczona, przez co obawiałam się, że dalsza część także okaże się przegadana. Później było już znacznie lepiej, ale i tak tylko wyglądałam za tymi ciężkimi fragmentami, które przydałoby się wysłać na literacką siłownię w celu poprawienia kondycji oraz sylwetki. Za to ogromny plus należy się za ukazanie problemu, jakim jest życie z poczuciem winy. Człowiek, tłamszony wyrzutami sumienia, może popadać ze skrajności w skrajność, gdzie tylko wsparcie drugiej osoby, niekiedy dość nachalne, może ocucić cierpiącą duszę i pomóc uwolnić się od natłoku negatywnych bodźców. No, i nie mogę zapomnieć o jeszcze jednej rzeczy. Plusik należy się także za subtelne sceny erotyczne. Emilia Wituszyńska ukazała je ze smakiem, nie narzucając się ze zbędnymi wstawkami, co uratowało książkę przed rzucaniem jej po całym pokoju. Chwalę takie wątki... cóż za nowość!
Podsumowując. „Niebezpieczna gra” to doskonały kryminał dla tych, którzy od czasu do czasu robią „skok w bok” do tego gatunku, chociaż najczęściej sięgają po romanse. To, co się dzieje na kartach tej strony, na pewno ich usatysfakcjonuje, bo w pakiecie w tajemniczymi nutami, otrzymają coś, co kochają nad życie. Jednak osoby, które wymagają czegoś mocniejszego, trzymającego w napięciu od początku do końca, powinni sięgnąć po ten tytuł w ostateczności, bo mogą – niczym ja – ładnie się rozczarować. Może podano dobrą przystawkę, ale główne danie już tak nie smakowało.