Po czym można poznać, że książka jest dobra? Po tym, że wsiąkasz w nią całym sobą, pożera Twój czas i kradnie Ci serce. I przez naprawdę długi czas nie potrafisz przestać o niej myśleć. Taka właśnie jest książka „Solo”, debiut Anny Dan. Powieść, która jest mi bliższa niż początkowo sądziłam. Zabierałam się za napisanie recenzji chyba już milion razy, ale moja głowa pozostawała pusta. Bo nie ma słów, które potrafiłyby oddać to, co po przeczytaniu tego debiutu czuję, to co ze mną ta książka zrobiła. Ale spróbuję. Od bohaterów powieści nauczyłam się bowiem wiele, między innymi tego, że nie można się poddawać choćby nie wiem co. Trzeba walczyć do końca.
Datka potrzebuje danych, wielu danych. Jest zdystansowana, nie ufa ludziom, najchętniej zaległaby przed komputerem i tam została. Ewentualnie mogłaby to zastąpić morderczymi treningami, które uwielbia i które pomagają jej uporać się z trudnościami w życiu. Jej przyjaciółmi, a jednocześnie jedyną rodziną są Freax i Gnom, geniusze informatyczni. To z nimi założyła firmę i z nimi spędza najwięcej czasu. Kiedy jej zwariowani koledzy wpadają na pomysł, aby zapisać Datkę do pewnego psychologicznego eksperymentu, chcą tylko, aby trochę otworzyła się na ludzi. Aby wyszła ze swojej skorupy i zaczęła żyć nieco inaczej. W ramach eksperymentu Datka poznaje Adama, a niedługo później za jego pośrednictwem Solo. Solo jest wycofany, nieufny, gniewny i niebezpieczny. I chociaż chłopak nosi maskę zabijaki, Datka wie, że to poza i chce odkryć, co się pod nią kryje. Jednak najpierw musi rozpracować swoje własne uczucia i zapanować nad swoimi demonami. Tych dwoje łączy wspólna pasja, ale coś jeszcze. Coś, czego przez długi czas nie są świadomi.
Pasowało mi żyć bez imion i nazwisk, i bez przeszłości, bo moja starannie wypracowana teraźniejszość mogłaby poważnie ucierpieć w momencie, gdy wszystko zostanie nazwane po imieniu.
Książkę czytałam kilka razy. Po pierwsze dlatego, że ogromnie mi się ona podoba. Po drugie i najważniejsze, ponieważ wiedziałam, że za każdym razem odnajdę w niej coś innego. Coś, co mnie wzbogaci, co doda mi sił i co pozwoli myśleć, że ja też jestem silna i dam sobie radę. Zresztą nadal lubię do niej wracać, kiedy mam gorszy dzień i chcę się wzmocnić. Opis fabuły nie oddaje tego, czym ta książka jest. Najbliższe prawdzie jest zdanie: „To historia, która wnika głęboko pod skórę, żeby mocno poruszyć od wewnątrz”. To nie są puste słowa. Powieść naprawdę wnika tak głęboko, jak wniknąć się da, wstrząsa czytelnikiem i porusza do głębi. Pod względem emocjonalnym to majstersztyk! Trudno się po niej pozbierać. Nieraz rozbawia do łez, by zaraz potem wycisnąć z oczu łzy wzruszenia.
Ujmuje dystans i swoboda, z jaką toczy się ta historia. A także bardzo przyjemne, sarkastyczne poczucie humoru. Zawiła relacja głównych bohaterów rozwija się niespiesznie, bez nagłych przemian czy rewolucji, dzięki czemu wypada bardzo wiarygodnie. Fabuła obfituje w wydarzenia, nietrudno też w „Solo” o suspens. Uwielbiam w książkach nieoczekiwane zwroty akcji, jednak niezbyt często otrzymuję takie plot twisty, których nie potrafiłabym wcześniej rozgryźć. Annie Dan udało się mnie zaskoczyć i za to ogromny plus dla tej książki i dla jej autorki przede wszystkim.
Co takiego jest w bohaterach, że kocha się ich całym sercem? Wszystko. Zdecydowanie nie są idealni i to jest chyba ich największa zaleta. Datka jest twarda i krucha jednocześnie. I dokładnie taką siebie pokazuje ludziom. Nie ściemnia, nie ubarwia i jest przez to tak bardzo autentyczna, taka zwyczajna, ludzka. Cudowna! Datka uwielbia mieć wszystko poukładane, ma też gotowy plan na życie. Wie, czego chce i z uporem maniaka do tego dąży. Jest zorganizowana, zdeterminowana, pewna swego. Są dwie rzeczy, które dziewczyna uwielbia, dane i sztuki walki. To jest coś, co pozwala jej czuć się dobrze i na swoim miejscu. Bez tego jest niepełna. Datka jest też osobą nieco wycofaną. Stroni od ludzi, nie chce poznawać nowych osób, dobrze jej w swoim towarzystwie i w otoczeniu Freaxa i Gnoma, z którymi łączy ją szczera, prawdziwa przyjaźń. Wydaje mi się, że jest introwertykiem, dokładnie tak jak ja i może dlatego tak bardzo ją polubiłam. Za sztuki walki również. I za Bruce Lee na samym początku, jeszcze w prologu. Ogromnym zaskoczeniem był dla mnie ten wątek, ale też sprawił mi niebywałą przyjemność. Sama swego czasu dużo trenowałam, dlatego bardzo się cieszę, że ten sport jest ważnym wątkiem w książce. Solo to jeszcze bardziej skomplikowana osobowość. Niezwykle trudna do rozszyfrowania. Chłopak nosi w sobie gniew i ten gniew znajduje ujście również w sportach walki. Jednak Solo, w odróżnieniu od Datki, walczy inaczej. Walczy tak, jakby od tego miało zależeć jego życie. Widać wyraźnie, że chłopaka coś męczy i tylko ostra walka daje mu chwilowe ukojenie. Solo zakłada maski i próbuje udawać, że żyje normalnie. Te maski jedna za drugą wkrótce opadają i odkrywamy jego prawdziwą twarz. Z pobocznych postaci bardzo polubiłam milczącego Pan Hannę (do 72 strony wypowiedział aż jedno zdanie :D) i jego rozgadaną żonę, panią Hannę. Postacie w tej książce są genialne, rewelacyjnie wykreowane! Wielowarstwowe i nietuzinkowe. Podoba mi się też, jak napisana jest ta historia. Jest zabawna, dialogi są genialne, świetnie się to czyta. Autorka poradziła sobie bardzo dobrze w pierwszoosobowej narracji, dzięki której poznajemy myśli, odczucia i motywacje głównej bohaterki.
Wątek romantyczny w powieści rozbraja. Czuć przyciąganie między bohaterami i nie jest to tylko pociąg fizyczny. Ba, jest chemia i to jaka! Iskrzy niemiłosiernie, ale nie ma ani grama erotyki. Jak to możliwe, nie wiem. Nie pojmuję też, jak udało się autorce stworzyć coś tak pięknego i sugestywnego na etapie debiutanckiej książki. I chociaż, tak naprawdę, romans jest w tej książce dodatkiem, ma ogromną siłę rażenia i pozostaje z czytelnikiem na wiele dni. To opowieść przede wszystkim o walce, nie tylko o tej na pięści, ale głównie o walce o siebie. O mierzeniu się z przeszłością, układaniu teraźniejszości i znalezieniu odwagi do tego, aby odważnie ruszyć w przyszłość. O poczuciu winy i wyrzutach sumienia. O radzeniu sobie ze stratą i z bólem. O otwieraniu się na nowe. I o wolności. Tej prawdziwej, wewnętrznej. Książka jest mądra, pouczająca i inspirująca. Pokazuje, że my również możemy sobie poradzić. Zawsze, w każdej sytuacji. Jesteśmy wystarczająco silni. A jeśli mamy obok osobę, która chce nam pomóc zmierzyć się z lękami, obawami, problemami, nie odtrącajmy jej. Bo dopiero prawdziwa miłość czy szczera przyjaźń dają wolność.
Nikt nie może cię skrzywdzić, dopóki mu sam na to nie pozwolisz. Wewnętrznie, psychicznie bądź nikim. Bądź jak woda. [z notesu Bruce Lee]
„Solo” to mocna historia, o miłości, odkupieniu i walce o siebie. Szczera, przepełniona emocjami i demonami z przeszłości. Trzymająca w napięciu do ostatniej kropeczki. Pozornie lekka, lecz wnikająca głęboko pod skórę. Pełna sprzeczności, wielowarstwowa, wyzwalająca. Dojrzała i mądra. Najlepsza w swoim gatunku. Moja ulubiona!
Recenzja pochodzi z bloga:
„Solo” Anna Dan – recenzja przedpremierowa – maitiri_books (wordpress.com)