„Błogosławieni, którzy nie widzieli,
a uwierzyli”.
Jezus Chrystus
Po sensacyjnej popularności powieści Kod Leonarda da Vinci autorów, którzy powielają wątki poruszone przez Pana Browna, nie brakuje. Niewątpliwie krytyka serii z profesorem Langdonem, która rozpoczęła się po opublikowaniu tej pozycji i kolejnych zasługuje na głębszą analizę, jednak trzeba przyznać, że teorie spiskowe zawarte w tych dziełach stały się szeroko omawianymi FAKTAMI.
Pan Zibi Szelest autor powieści Nowy Święty Graal wpisuje się w grono zacnych pisarzy, którzy z teorii spiskowych tworzą publikację do szerokiej dyskusji.
Wielu Chrześcijan głównie katolików rzymskich wierzy, że Całun Turyński to autentyk. Płótno, które ponad 2000 lat temu miało owijać ciało Jezusa Chrystusa po śmierci, zostało „gruntownie” przebadane metodą węglową, jakie z tego wnioski? Żadne. Ponieważ całun był wiele razy, reperowany trudno było orzec, czy faktycznie jest pośmiertnym materiałem owijającym ciało naszego Zbawiciela. Niestety papież Jan Paweł II nie zgodził się na ponowne datowanie materiału. Być może człowiek z całunu turyńskiego to faktycznie Syn Boży ja jednak śmiem twierdzić, że jego autentyczność jest taka sama jak prawdziwość chusty św. Weroniki, o której nie ma nawet słowa w Biblii.
Ludzie od teorii spiskowych uważają, że wyselekcjonowanie DNA z całunu pozwoli odkryć kod genetyczny Jezusa Chrystusa. W internecie krąży na ten temat wiele artykułów, jednak żaden z nich nie jest na tyle inteligentny, aby mógł uchodzić za, choć odrobinę wiarygodny. Trzeba jednak przyznać, że zwolennicy teorii spiskowych uważają, że sklonowanie Chrystusa to tylko kwestia czasu. Ciekawe jest to, że jak dotąd naszym naukowcom nie udało się porządnie sklonować owcy (!!!) a co dopiero samego Boga. Jednak to bardzo ciekawy temacik, aby debiutujący pisarze mogli zaistnieć na naszym rynku wydawniczym. Autor wyżej wymienionej pozycji poszedł w ślady gazety Fakty i Mity (która już niestety nie istnieje) i postanowił (sami oceńcie z jakim skutkiem) napisać, powieść na miarę drugiego Dana Browna lub Jamesa Rollinsa.
Sama fabuła pozycji jest naprawdę ciekawa. Przyznam, że zaczęłam czytać z wielkim zainteresowaniem, jednak jest jeden problem, myślę, że jak na debiut a niestety nic więcej nie znalazłam tego autora, temat książki jest zbyt ambitny. Nie jestem do końca pewna, czy można intrygę wokół klonowania Mesjasza przedstawić na 363 stronach. Zwracam jednak honor pisarzowi, ponieważ zachwycił mnie wstawkami historycznymi zawartymi w swoim dziele. Wszelkie informacje historyczne są niezwykle precyzyjne i dokładne, to jest jedyna rzecz, która tę pozycję ratuje.
W tematyce poruszanej przez Pana Szelesta przeczytałam kilka pozycji Pana Rollinsa i niestety tej książce wiele brakuje. Przede wszystkim akcji, dla mnie książka ta jest tak mdła, że cóż mimo świetnej fabuły płytkość akcji i bohaterów wszystko niszczy.
W wielkim skrócie, o czym jest książka. W pewnym laboratorium znika DNA Jezusa, do akcji wkracza Watykan, który nie che, aby ta informacja wyszła na jaw i zatrudnia naszego głównego bohatera do odnalezienia relikwii z kodem genetycznym. Co ciekawe bohater powieści nazywa się tak samo jak pisarz (hmm... trochę pachnie Lady Makbet) nie za bardzo mi się to podobało. Miałam nieodparte wrażenie, czytając, że pozycja ta jest kontynuacją przygód, głównej postaci z jakiejś innej pozycji dlatego sprawdziłam, czy autor napisał coś jeszcze.
Naprawdę nie wiem, dlaczego nasi pisarze, debiutując, zabierają, się za tematy, których nie są w stanie rzetelnie ogarnąć. Mimo tego, że jestem pod ogromnym wrażeniem wiedzy historycznej Pana Szelesta wielki szacun to rozczarowałam się tym, że nie potrafił on, jej wykorzystać tworząc niejednoznacznych bohaterów, zwroty akcji, tajemnicę i strzelanki.
Kochani czekam na kolejną powieść autora i liczę na to, że będzie lepsza niż Nowy Święty Graal. Jeśli, lubicie coś lekkiego, do poczytania przy kawce polecam, Wam serdecznie.
Książkę do recenzji otrzymałam z Klubu Recenzenta serwisu nakanapie.pl