O tej książce powiem, że natrafiłam na nią przypadkiem. Wikipedia mnie poinformowała, że autor jest wybitnym XIX-wiecznym botanikiem, o którym mówią, że jest 'austriacki'. A on jest nasz, polski, a właściwie lwowski. Tak więc z szacunku dla prof. Hutnikiewicza, który zwykł był mawiać, że 'Lwów był metropolią', postanowiłam przeczytać.
No i to nie był stracony czas. Książkę polecam wszystkim! Autor z inteligencją, spostrzegawczością i dogłębnym rozumieniem świata, opisuje swoją podróż z Londynu do dzisiejszego RPA. Jest wiele ciekawych anegdot, na przykład ta z papugami albo ta z dzieciakami i Szkotką, które ubarwiają opowieść.
W Londynie zauważył różnicę pomiędzy centrum a ulicami pobocznymi. Komentuje pozorną pobożność i znieczulicę społeczną. Jego tekst czyta się tak, jakby czytelnik sam, własnymi oczami obserwował tę londyńską ulicę z 1880 roku. A komentarze są genialne. Dam przykład (ortografia oryginalna autora):
"Czasopisma tej treści prześladują cię tutaj na każdym kroku; zaledwie przybyłeś do Londynu i wsiadasz do doróżki, zastajesz w niej “Zwiastuna łaski“; w hotelu czekana cię w twoim pokoju “Prawy chrześcijanin“, na stacyi kolei żelaznej “Nadzieja w krzyżu“, w wagonie “Miecz chrześcijanina“ i t. d. Nie można powiedzieć, żeby praca ta była bezużyteczną, ale pomimo to cel pożądany osiągniętym nie został, bo pokazało się, że ci, dla których drukowano, czytać nie umieją'.
Potem autor wsiada na statek i opisuje go. Nie wiedziałam, zę wtedy wożono całą oborę. Ale w sumie nie było lodówek, więc jak inaczej można było transportować kurczaki, świnie i gęsinę i mleko? Tylko 'na żywca'. Z rejsu autor opisał kilka ciekawych anegdot. Widać, ze bystrze obserwował ludzi i ich zachowania, że wszędzie zajrzał.
Potem opisuje swój pobyt w Afryce Południowej, a w ostatniej części książki - opisuje 3 'plemiona' afrykańskie, ich wygląd, cechy anatomiczne, zwyczaje, tryb życia, religię, język. I tu też jest ironia wobec misjonarzy i dawnych podróżników, bo autor polemizuje z opisami Buszmenów, pozbawiającymi ich cech ludzkich:
'a szczegóły podawane o nich przez różnych podróżników w tak dziwaczną składają się całość, że bezstronny czytelnik, czytając te opisy, mimowoli o wiarogodności ich powątpiewać musi. Najniekorzystniejsze sądy pochodzą od misyonarzy angielskich; wrażenie, jakie widok Buszmanów robił na tych posłannikach oświaty, było tak silnem, że niektórzy z nich ośmielili się powątpiewać, czy Buszman jest rzeczywiście człowiekiem, przypuszczając, że wypadałoby go może raczej uważać za formę przejściową pomiędzy zwierzętami i ludźmi, a jeden z nich (Fleming) cieszy się nawet szybkiem niknięciem tego ludu i zupełną zagładę jego uważa za konieczną dla uratowania godności człowieczeństwa.'
Widać wyraźnie inteligencję autora i jego bystrość, bo w czasach, gdy w Europie panowało podejście poniżające rodzimych mieszkańców kolonii, ten udowadnia, że wygląd i cechy fizyczne ludzi w dużej mierze zależą od warunków życia. Na przykład marna budowa ciała Buszmenów wynika z ich ciągłego niedożywienia. To naprawdę wymagało odwagi w myśleniu, żeby wtedy docenić sztukę Narodów Prymitywnych!
Jestem dumna, ze to był Polak.
Jeszcze jedna ważna myśl z książki: opis tego, jak bardzo demoralizującą i destrukcyjną rolę dla opisywanej Afryki odegrali Europejczycy. Rehman nie boi się nazywać tych pierwszych kolonizatorów wyrzutkami społecznymi. Opisuje różne wojny i bitwy, z których wynika jasno, ze Biali oszukiwali tubylców, żyli jak rozpasani monarchowie: brali sobie co tylko chcieli: niewolników, bydło, ziemię. A potem, gdy ich demoralicja była za silna, to żadne przepisy z Londynu nie poprawiły sytuacji. Szedł sobie taki udzielny książę w głąb buszu i dalej robił sobie z Tubylcami co tylko chciał. Rehman opisuje taką sytuację, że jeden Biały nie chciał płacić podatków ze swoich stad. Więc wynajął ludzi i kazał im zapędzić te stada w prabór. I tam spotkał ich autor, gdy ci biedni poganiacze poprosili Rehmana o strzelbę do ochrony przed lwem, bo jeśli nie dopilnują stada, to właściciel poucina im głowy. Autor powiedział, ze przecież ten człowiek nie ma prawa zabijać ludzi. Na co oni odpowiedzieli, ze co im z prawa, gdy nie będą mieli głów.
To wszystko dzieje się w 1881, gdy kolonializm trwa w pełni. Obserwacje przybysza z Polski, człowieka nietuzinkowej inteligencji obnażają cały mechanizm, którego skutki opisują reportażyści 100 lat później. Skutki to Rwanda i inne rzezie afrykańskie.