„David Copperfield” to nie pierwsza książka Karola Dickensa, z którą miałam okazję się spotkać. Parę lat temu czytałam, jak zapewne spora część osób, „Opowieść wigilijną” tego autora i powiem szczerze, że dobre wrażenie jakie na mnie wtedy wywarł, tylko zostało teraz potwierdzone.
„David Copperfield” a właściwie „David Copperfield: Dzieje, przygody, doświadczenia i zapiski Dawida Copperfielda juniora rodem z Blunderstone (których nigdy ogłaszać drukiem nie zamierzał) to powieść obyczajowa wydana pierwszy raz w 1850 roku. Polskie wydanie miało miejsce w 1888 roku.
Jest to opowieść pisana w pierwszej osobie. Przedstawia życie tytułowego Davida, którego dzieciństwo nie było usłane różami, lecz wręcz przeciwnie – los rzucał mu wiele kłód pod nogi. Nieprzesłodzony opis egzystencji młodego panicza pokazuje, że od najmłodszych lat musiał on zachowywać się jak dorosły. Po stracie najbliższych musiał sam zadbać o swoją przyszłość, nie raz podejmując trudne decyzje. Groteskowe wydają się jedynie opisy jego młodzieńczych miłości, które często były nieodwzajemnione. Dzieciństwo, młodość, dorastanie i dojrzewanie zostały tu przedstawione w licznych opisach myśli, uczuć i refleksji Davida, który nie raz zaskakuje czytelnika swoją inteligencją i wypowiedziami. Smutek miesza się z miłością, tęsknota i niepokój biją po oczach w opisach podróży jakie odbył ten młody człowiek.
Czym właściwie jest ta książka? Piękną opowieścią o dorastaniu, problemach i przeciwnościach. Pokazuje życie, które każdy z nas doświadczył – w nędzy, wśród nieprzyjaciół, bez pracy, ale też w gronie kochających osób, szukaniu miłości i wyborach rzutujących na przyszłości. To również szeroki przekrój przez społeczeństwo Anglii, opis jej różnych warstw. Przy okazji możemy tu zaobserwować w praktyce jak bliskie człowiekowi jest powiedzenie „jaki mały jest ten świat” – czytelnik ma wrażenie, że wszyscy ze wszystkimi się znają, mimo że są z różnych klas, mają różne zajęcia i inaczej patrzą na świat.
Początkowo bałam się sięgnąć po „Davida…”, głównie ze względu na język. Jednak byłam mile zaskoczona – jest on przystępny, łatwy, chociaż posiada wiele opisów, które nie każdemu przypadną do gustu. Mi najbardziej podobały się te, które opisywały to co czuje i myśli główny bohater – przenikały jego duszę tak głęboko, jak dobry psycholog. Jest w książce wiele słów, które nie tyle co wyszyły z powszedniej mowy polskiej, lecz zmieniły nieco swój zapis („maluczki”, „zrazu”, „nader”, „wnijście”, „com” itd.). Nie przeszkadzają one jednak w ogólnym zrozumieniu treści.
Najciekawszą częścią książki, według mnie, jest zmiana w człowieku jaka zachodzi od lat dziecinnych, do dorosłości. Każdy rozdział przynosi nowe doświadczenia. Niejednokrotnie uśmiechałam się, gdy czytałam o wpadkach, które zalicza bohater dorastając. Innym razem wspominałam z rozżaleniem jego pożegnania z ukochanymi, kiedy odchodzili z tego świata, lub gdy zmuszony był pracować jako dziecko jeszcze. Dodatkowo wydaje mi się, że to w powieści doskonale pokazano, że dzieci rozumieją więcej, niż dorosłym się wydaje. Od najmłodszych lat wiedział, że jednym ludziom ufać nie warto, innych zaś należy obdarzyć uczuciem. Dorośli nie rozumieli, że mając zaledwie 8-9 lat jest on w stanie ocenić, komu powierzyć swoje sekrety, a z kim się nimi nie dzielić.
Każdy znajdzie coś dla siebie w tej pozycji. Są tu zarówno emocje, miłość, konflikty, zdrady, machloje… Nie ma tu jednak wartkiej akcji, fajerwerków czy potworów, więc nie spodziewajcie się kompletnego miksu. To powieść spokojna, acz zaskakująca nie raz. Idealna na mroźne wieczory.
Każdy komu podobała się „Opowieść wigilijna” zachwyci się i tą książką. To Dickens w swej najlepszej formie.