Czy to zbiory tekstów jednego Autora, czy antologie wielu twórców - właściwie we wszystkich znajdziemy chociaż jedno opowiadanie (a pisząc "jedno" wchodzę na wyżyny optymizmu), które nam się zwyczajnie nie spodoba. Nie musi być nawet źle napisane, po prostu coś nie zaiskrzy, coś nam zazgrzyta, inne fale, aura, częstotliwość nadawania czy jakkolwiek to nazwiemy i kicha, i klops. I to niczyja wina, po prostu tak już jest, bo różnym ludziom podobają się różne rzeczy i do nikogo nie możemy mieć o to pretensji. Długo szukałem wyjątku od tej reguły, aż w końcu w moje ręce trafiły "Szkielety w kwiatki" - najnowsza publikacja Planety Czytelnika, debiutującego Macieja Bartosza Kruka. Tutaj nie było ani kichy, ani klopsa, a zaiskrzyło od razu i to dwanaście razy.
Dwanaście historii, bo tyle właśnie opowiadań znajdziecie w tym zbiorze, to gatunkowa mieszanka sci-fi, grozy i groteski. Tematyka bardzo różna i zaraz do niej przejdziemy, ale najpierw chciałbym Wam powiedzieć, co pierwsze rzuciło mi się w oczy, co sprawiło, że ciężko było mi się oderwać od tej książki. To na co od razu zwróciłem uwagę, to styl Macieja Bartosza Kruka. Styl, w którym czuć tę lekkość, naturalność w opowiadaniu historii, tę swobodę, jakby pisanie było dla Maćka czymś oczywistym, czymś co robi od dawna. No i w sumie coś w tym jest, bo skoro najstarsze opowiadanie pochodzi z 2005 roku... No, w każdym razie, Stephen King, powiedziałby, że Kruk to dobry rzemieślnik, a skoro chwilowo Stefan jest zajęty, piszę to ja. 😉
No dobra, to teraz pogadajmy sobie o samych opowiadaniach. Dwanaście tekstów, każdy inny, choć niektóre nawiązują do siebie, przez co mamy wrażenie, że całość rozgrywa się w jednym uniwersum. Mamy tu zarówno fembota-nianię, który zalicza odpał, mamy alternatywną wersję rzeczywistości, gdzie II wojna światowa to walka robotów z ludźmi, gdzie ludzie wcale nie są "tymi dobrymi", jest też wizyta w piekle i w odciętym od reszty świata miasteczku i świat, w którym utylizacja niechcianego dziecka jest nie tylko legalna, ale i trendy, znajdzie się też i seryjny morderca, i opowiadanie o końcu świata, i oryginalna wersja Jekylla i Hyde'a...
Nie mogę nie wspomnieć o kilku opowieściach, które z różnych względów wywarły na mnie największe wrażenie. Są wśród nich takie o gabarytach i strukturze bardziej noweli niż opowiadania, a także króciutkie historie, które niosą przesłanie, czy po prostu wbijają w fotel. Do takich tekstów - wstrząsających, szokujących, chwytających za gardło - zaliczyłbym na pewno "Córeczkę tatusia", opowiadającą o ojcu, który po śmierci swojej żony, musi sam zaopiekować się córką. Nie jest mu łatwo, choć swego rodzaju wytrychem okazuje się ostatnia wola zmarłej, w której chce, aby mąż oddał ich dziecko na przemiał. Pisząc "przemiał" mam na myśli dosłownie maszynkę do mielenia mięsa, tylko, że taką dużą, do której łatwo można wrzucić pięciolatkę. Czytając to opowiadanie cały czas towarzyszyło mi poczucie z jednej strony surrealizmu (bo i jak można normalnie i legalnie wrzucić dzieciaka do "niszczarki"), z drugiej zaś uczucie niepewności, co zrobi ojciec.
Surrealizm jest obecny w prawie każdym opowiadaniu, no i zgodnie wymykają się wszelkim schematom. Właśnie to, ta nieschematyczność, zaraz obok stylu Maćka, jest najmocniejszą stroną tego zbioru. Autor nie boi się biec po bandzie, a Jego wyobraźnia, jest niczym trąba powietrzna - wchłania Czytelnika i przenosi do miejsc, tak mocno odklejonego od naszej rzeczywistości, że nie pozostaje nam nic innego, jak tylko zrobić wielkie gały i eksplorować te niesamowite światy wykreowane przez Kruka.
Ot, weźmy chociażby tytułowy tekst "Szkielety w kwiatki", który w moim odczuciu jest bardziej nowelą niż opowiadaniem, ale to jedynie semantyka, więc, powiedzmy: jak zwał, tak zwał, nie jest to aż tak istotne. Mamy tu jakby alternatywną rzeczywistość, równoległy świat, w którym rok 1939 przyniósł wojnę, owszem, ale nie niemieckich nazioli z Polakami, Żydami i jeszcze kilkoma nacjami, a ludzi z robotami. Tutaj obozy koncentracyjne są dla robotów, a robotami przewodzą dwie potężne Sztuczne Inteligencje. Całość ma świetną fabułę, której nie powstydziliby się najwięksi mistrzowie sci-fi.
Moje subiektywne podium zamyka "Aurora", ostatnie opowiadanie w zbiorze "Szkielety w kwiatki", które lekko nawiązuje do "Córeczki tatusia". Jednak to zupełnie inna historia, oryginalna i bardzo kameralna, bo właściwie rozgrywająca się w jednym miejscu - w zwykłym przydrożnym barze, do którego od wielu dni, codziennie, przychodzi pewien tajemniczy gość z urządzeniem przypominającym mały fax. Maciej porusza tu zarówno wątek końca świata, jak i poszukiwania swojej drogi w życiu. Właściwie to drugie ma nawet mocniejszy wydźwięk i jest to smutna, melancholijna nuta.
Rewelacyjnych opowiadań jest tu znacznie więcej, a wszystkie charakteryzuje otoczka odrealnienia, co w moim odczuciu czyni z Maciej Bartosz Kruk, David Lynch polskiej literatury sci-fi. W zbiorze "Szkielety w kwiatki" znajdziecie przemyślane, pokręcone fabuły, które - mówiąc kolokwialnie - "ryją banię" i skłaniają do przemyśleń. Ot, jak choćby "Efekt Elizy", w którym android z biegiem czasu uczy się od swoich właścicieli emocji, a że rodzina w sumie patologiczna, to i fembot zaczyna pewne rzeczy rozumieć opatrznie. Czy "Wiewiórki wyłapano", gdzie główny bohater musi zmierzyć się z przeszłością i koszmarem dzieciństwa w ponurym sierocińcu rządzonym przez sadystyczne zakonnice.
"Szkielety w kwiatki" to rzecz zupełnie inna od wszystkiego, co do tej pory czytałem, a przy tym warta polecenia. Również ze względu na samo wydanie. Planeta Czytelnika zdążyła nas przyzwyczaić do wysokiej jakości swoich książek. Nie inaczej jest w tym przypadku: świetna okładka Dawida Boldysa + ilustracje Łukasza Białka sprawiają, że tę publikację nie tylko dobrze się czyta, ale również ogląda. Ale przede wszystkim to jednak książka do czytania, a Maciej Bartosz Kruk potrafi świetnie opowiadać historie, żonglować gatunkami i bawić się z czytelnikiem. Te dwanaście historii, pisanych przez blisko dwie dekady, to doskonały debiut i początek literackiej drogi. Mam nadzieję, że Maciej zaskoczy nas jeszcze nie jeden raz. Być może w debiucie powieściowym? Trzymam za to kciuki i będę wypatrywał kolejnych dzieł tego Autora, a Was gorąco zachęcam do lektury "Szkieletów w kwiatki".
© by MROCZNE STRONY | 2023