Czym jest poświęcenie? Jest to wyjątkowo trudne pytania, na które każdy z nas zapewne odpowie odmiennie. Możemy decydować się na wskazanie zachowań wyjątkowo bohaterskich, które dominują w czasach wojen. Możemy również odwołać się do miłości, gdzie jesteśmy w stanie poświęcić swoje własne szczęście na rzecz drugiej osoby. Poświęcenia możemy też poszukiwać w wielkich ideach i planach. Możemy zejść poziom niżej i docenić te małe codzienne poświęcenia, które na tle innych nie wyróżniają się tak bardzo, ale nawet do nich potrzeba samozaparcia, odwagi i pewnego rodzaju bohaterstwa. Możemy... Co tak naprawdę możemy?
Nadchodzi czas, którego tak bardzo bali się wszyscy. Czas, gdy będzie trzeba podejmować wielkie decyzje, od których zależeć będzie tak wiele. Czas, gdy może już nie być żadnej przyszłości. Czas, gdy miłość będzie uderzać jeszcze mocniej niż zwykle, ale jeszcze szybciej może się spalić. Jest to czas niepokoju, cierpienia i śmierci. Jest to czas poświęcenia wszystkiego, by inni mogli żyć, by pewnego dnia mogli być szczęśliwi, by przyszłość jednak istniała. Czy jest to jeszcze w ogóle możliwe?
Samantha Shannon już dawno zajęła zaszczytne miejsce wśród grona pisarzy fantastyki. Pamiętam, jak wiele lat temu zaczynało się mówić o jej pierwszych książkach. Nieśmiało przyznawało się, że mają wiele potencjału, a autorka osiągnie sukces i pod względem materialnej sprzedaży, i pod względem pozytywnej opinii wśród recenzentów. Sama w tamtym czasie nie miałam styczności z jej powieściami, ale prawie codziennie czytałam pozytywne recenzje na ich temat. Tak o to po wielu latach skończyłam swoją pierwszą książkę tej pisarki. Pierwszą część "Zakonu Drzewa Pomarańczy" czytałam w wakacje i pamiętam, że tak bardzo zawładnęła moimi myślami, że pożarłam ją – albo bardziej ona mnie. Po kilku miesiącach wróciłam do tego świata i po raz kolejny dałam się ponieść niesamowitym przygodom.
Autorka powieści ma niepowtarzalny styl, który od razu na pierwszych stronach daje o sobie znać. Wyróżnia się niesamowitą lekkością i zarazem dokładnością. Podejrzewam, że to właśnie on sprawia, że czytelnik z taką pasją przerzuca stronę za stroną i nie zauważa, że mijają kolejne setki. To właśnie ten język tworzy niesamowite opisy, które oddziaływają na wyobraźnię i pozwalają zapomnieć o rzeczywistości na rzecz świata, gdzie istnieje magia, stwory dotychczas nam nieznane i przede wszystkim prawdziwe smoki! Nie da się oprzeć temu symbolowi fantatsyki.
"Zakon Drzewa Pomarańczy" ma wielowątkową fabułę, dzięki czemu każdy czytelnik może znaleźć dla siebie wątek, który wyjątkowo przypadnie mu do gustu. Tworzy to poczucie potęgi całego uniwersum, ponieważ nie ograniczamy się do jednego miejsca akcji, ale wiemy, co dzieje się na całym świecie i z czasem jesteśmy w stanie skomponować to w płynną i logiczną całość. Choć, żeby nie było zbyt kolorowo, muszę podkreślić, że akurat ta część ma olbrzymią wadę, która sprawia, że nie dorównuje swojej poprzedniczce. Tym razem akcja przyśpiesza i mimo że tego właśnie można by się spodziewać, w końcu nadchodzi wojna, to jest to zbyt szybkie. Przez tyle stron pisarka utrzymywała w miarę równomierne tempo akcji, zarazem umiejętnie dobierając je do wydarzeń, a tymczasem nagle przy końcu przyśpieszyła. Zamiast dać się ponieść kolejnym wydarzeniom, biegłam przez nie, nie rozumiejąc, co się dzieje. Zadawałam sobie pytanie – to już? Tak szybko? Przecież dopiero co się zaczęło.
Historia wśród wszystkich wydarzeń nie z tego świata przemyca wiele ważnych tematów takich jako homoseksualizm, czy dyskryminacja na tle rasowym i religijnym. Dzięki możliwości spojrzenia do różnych zakątków uniwersum czytelnik widzi odmienność całych kultur, ale też widzi, że mimo innych tradycji, wierzeń czy zachowań dążą one do tego samego i innych widzą jako wrogów, których w najgorszym przypadku trzeba ignorować, w najlepszym unicestwić. Potrzeba widma zagłady, by zastanowić się, czy naprawdę znaczenie ma kolor skóry, orientacja seksualna czy wyznawane wartości. A może większe znaczenie ma wspólne przetrwanie i dobre postępowanie?
Samantha Shannon stworzyła wielu niesamowitych bohaterów. Każdy z nich ma za sobą własną historię, którą z czasem możemy poznać i zrozumieć, skąd wynikają ich decyzje, postępowania i pragnienia. Jest to cudowne przedstawienie gamy różnorodnych charakterów. Niestety nie zapałałam sympatią do tej najważniejszej postaci – do Ead. Akurat ona tle wszystkich wydaje się bardzo mdła i wielokrotnie zachowuje się w sposób nielogiczny i po prostu irytujący. Na szczęście ta mała wada ginie na tle mojego ulubionego bohatera, którym jest Niclays. Wielokrotnie podkreślam w swoich recenzjach, że wyjątkowo cenię postacie ludzkie, czyli takie, które mają zalety i wady. Niclays właśnie taki jest. Nieraz i nie dwa postępował nieuczciwie, egoistycznie i wykorzystywał innych. Zarazem to on pokazał, czym jest prawdziwa miłość i jak silne może być to uczucie. W jego przypadku "póki śmierć nas nie rozłączy" jest dużym niedopowiedzeniem, bo nawet śmierć nie była w stanie pokonać jego miłości. Jeśli miałabym wskazać jakąś literacką parę, która przez lata ujęła wyjątkowo mnie za serce, to na pewno wybrałabym właśnie Niclaysa i Jannarta.
Niesamowicie się cieszę, że zdecydowałam się wreszcie poznać twórczość pisarki, gdyż cały "Zakon Drzewa Pomarańczy" okazał się fascynująca i pełną wzruszeń przygodą, której długo nie zapomnę. Zostałam urzeczona przez świat magii, smoków i nie oczywistości, dlatego polecam tę powieść każdej osobie, która odnajduje się w fantastyce.