Dawny slogan "święta, święta i po świętach" idealnie pasuje do dzisiejszej daty. Tegoroczne święta niosły ze sobą wiele niepewności, smutku, ale również nadziei. Czuliście różnice? Ja tak i to bardzo. Jestem człowiekiem, który stanowczo wspomaga całą przedświąteczną komercję, chodząc obsesyjnie po sklepach, oglądając, a niekiedy nawet kupując w dużych liczbach świąteczne ozdoby. Zawsze całą duszą cieszyłam się z tych pięknych dekoracji, z tego pośpiechu, planowania, czekania i życzenia ludziom wszystkiego co najlepsze. W tym roku niestety musiałam się pogodzić z tym, że są tylko święta, a nie też czas oczekiwania na nie. To nic – i tak je dobrze wspominam, więc postanowiłam przedłużyć sobie klimat świąteczną powieścią.
Planowałam przeczytać "Dorzuć mnie do prezentu" przed samymi świętami, jednak przez różne zbiegi okoliczności nie było mi to dane. I teraz po czasie bardzo się cieszę, że jednak rozpoczęłam 2021 rok z tą książką. Niosła ze sobą opowieści, w których odnajdywałam samą siebie i ludzi dobrze mi znanych. Spodziewałam się wyłącznie rozrywki, a oprócz tego dostałam głębszą warstwę ludzkiego istnienia. Skąd takie refleksje?
Zacznijmy po prostu od początku, czyli od stylu pisarki. Dotychczas nie miałam przyjemności czytać żadnej innej powieści autorki, więc nie miałam też żadnych oczekiwań co do języka. Dostałam opowieść o lekkim piórze i wyjątkowo przyjemnym odbiorze, co idealnie komponowało się ze świąteczną atmosferą i treściami, które miały trafić do serca czytelnika. Jednak w pewnym momencie Agnieszka Błażyńska zaskoczyła mnie rzadką wśród pisarzy umiejętnością. A mowa tutaj o zmianie narracji. Cała książka to opowieść o różnych ludziach, czemu odpowiada jeden rozdział o każdym. To duże wyzwanie, bo każdy jest inny, a pisarka nie bała się żonglować płcią i wiekiem. Wyszło jej to naprawdę wspaniale, gdyż czułam u każdego jego unikatową osobowość i historię przeszłości, gdzie małe kawałki lodu wpływały na przyszłość. Jak nie docenić takiego talentu?
Fabuła mimo różnych postaci jest bardzo ciągła i oczywiście w jakiś sposób powiązana ze sobą, co jest kolejnym przyjemnym zabiegiem, ale istotnym na niespodziewanym dla mnie poziomie, choć o tym nie będę mówić więcej, bo bez wątpienia zepsułabym przyszłym czytelnikom zabawę. Te historie oczarowywały mnie w większym lub mniejszym stopniu i sprawiały, że nie mogłam odłożyć tak po prostu książki. Chciałam wiedzieć, jak potoczą się dalej losy bohaterów. Co w sumie też mnie fascynuje, bo przedstawiony okres odnosi się przede wszystkim do grudnia, więc nie jest zbyt długi i w obyczajówkach nie pozwala na zbyt wielkie zwroty akcji, które nie są przesadzone. Choć to też wiele zależy od samej fabuły.
"Dorzuć mnie do prezentu" to uczta dla psychiki czytelnika, która pozwala na rozrywkę, ale w nienarzucający sposób pozwala też na głębokie rozważanie. Wszystko zależy od decyzji czytelnika. Może pozostać przy sferze świątecznej zabawy, a może iść o krok dalej i poszukać swoich własnych tematów do refleksji. Przed sobą mamy całą gamę ludzi, którzy przeżywają małe i wielkie szczęścia, pomniejsze i paraliżujące problemy. I każdy musi sobie na swój własny sposób poradzić z tymi emocjami. Obserwowanie ich poczynań było fascynujące. A to wszystko w cudownie przedstawionej otoczce miłości i poszukiwaniu samego siebie.
Natomiast bohaterów jest naprawdę dużo i są bardzo dobrze wykreowani. Każdy z nich reprezentuje coś sobą i ten aspekt niezmiernie mi się podoba, bo zachowują wielowymiarowość, ale przez małą dozę karykaturalności podają czytelnikowi pewne cechy, które w zależności od celu albo bawią, albo skłaniają do przemyśleń. Najbardziej polubiłam Borysa, który jest wyjątkowo dojrzałym nastolatkiem, choć nie z typu przedwczesnych, pretensjonalnych dorosłych, tylko posiada w sobie jeszcze ten błysk młodości i wiele mądrych spostrzeżeń.
"Dorzuć mnie do prezentu" to bez wątpienia urocza, pełna ciepła książka, która otwiera oczy na pewne wydarzenia w życiu człowieka. Byłam pozytywnie zaskoczona, gdyż naprawdę stereotypowo spodziewałam się tortu posypanego wszystkimi możliwymi dodatkami, a przecież nie o to chodzi. Na pewno zapoznam się z pozostałymi książkami autorki.
Książkę otrzymałam z Klubu Recenzenta serwisu nakanapie.pl