Ta niezbyt długa opowieść Brygidy Helbig o dość zastanawiającym tytule, ma bardzo duży ładunek emocjonalny. Przedstawia realny świat, świat emigracji, lecz widziany poprzez szkło powiększające i jednocześnie wykrzywiające krajobraz życia.
Główna bohaterka, Gisela Stopa, polityczna uciekinierka z PRL – owskiego grajdoła, systematycznie buduje nową przestrzeń w tytułowym Berlinie. Studiuje, wychodzi za mąż, adoptuje dziecko. Ale przede wszystkim, nade wszystko zaczyna tworzyć literaturę.
Nie jest łatwo. Niemcy niezbyt miło traktują Polaków. Nazywają ich „towarem”, a to jest jedno z łagodniejszych epitetów, którymi obdarzają moich rodaków. Innym określeniem jest „półprodukt”, mający świadczyć o nieprzystosowaniu Polaków do życia w bogatym, dobrze uprzemysłowionym, opiekuńczym państwie. Szczerze powiedziawszy nie chciałbym usłyszeć tych dwóch epitetów, wróciłbym do szarych bloków peerelowskiego osiedla. Szacunek przede wszystkim.
Gisela Stopa nie wyjeżdża z Berlina. Jest to paradoks emigracji. Z jednej strony trudno jest odnieść sukces obcokrajowcowi w kraju tak ambitnym i praktycznym jakim były i są Niemcy. Lecz z drugiej strony nie łatwo jest porzucić ów porządek i dynamikę, które oplatują bohaterkę dzień po dniu.
Czuła się jak bohaterka „Cudzoziemki” Marii Kuncewiczowej. Róża urodziła się w carskiej Rosji, lecz jako Polka. Rodowici Rosjanie wypominali jej to „nietaktowne” urodzenie. Gdy przyjechała do Polski, jej rodacy patrzyli na nią z ukosa. Niby nasza, ale zrusycyfikowana. Nie wiedziała co zrobić. Jak postąpić. Nikt nie wybiera miejsca urodzenia. Gizela Stopa z pewnością mogła podobnie pomyśleć. To nie moja wina że wybuchł stan wojenny w Polsce, i trzeba było emigrować. Inna rzecz jak traktują Ciebie w tym innym, lepszym podobno świecie. No, właśnie, czy lepszym? Jeżeli nazywają Ciebie „mięsem”, nie człowiekiem, to jaki to lepszy świat?
Miałem kłopoty z sklasyfikowaniem utworu „Anioły i świnie” Brygidy Helbig. Opowieść jest podzielona na kilkanaście krótkich rozdziałów. Każdy z nich jest zamkniętą całością, co oznacza że można je czytać bez znajomości pozostałych. Oczywiście układ kolejności którą proponuje Autorka nie jest przypadkowy, jednakże każdy wątek podaje inną twarz Giseli Stopy. Za każdym razem widzimy ją w innej barwie życia, w innym odniesieniu do rzeczywistości. Można zatem przyjąć że „Anioły i świnie” Brygidy Helbig jest jednak zbiorem opowiadań, chociaż ułożonych w formalnym porządku. Tak jakbyśmy czytali scenariusz serialu. Za tym żeby potraktować opowieść Brygidy Helbig jako scenariusz, przemawia jeszcze jedna rzecz. Otóż zapis dialogów jest tożsamy z tym co spotykamy w konspektach serialu lub programu telewizyjnego.
Jest tylko jedno „ale”. Zapytajmy czy czytając następny odcinek, możemy zapomnieć treść poprzednich. Odpowiedz zostawiam Czytelnikom, tak naprawdę wyjaśnienie problemu jest w powyższych zdaniach.
Świat pełen paradoksów. Można i zadumać się, westchnąć, ale także i zaśmiać się. Taki nasz układ nerwowy. Czasem płaczemy ze śmiechu, a czasami śmiejemy się pomimo rozpaczy. Nie ma nic zdrożnego w tym wszystkim.
Ostatnia scena ostatniego wycinka daje odpowiedz na wszystkie pytania, które powinniśmy zadać w czasie czytania. Tych pytań jest wiele. Są to pytania ważkie i niepodlegające dyskusji. W każdym zakątku świata znajdziemy emigrantów politycznych. W każdym czasie.
Nie jest łatwo napisać tekst który poucza i rozwesela jednocześnie, i który, tak jakby z boku, zaczyna dyskusję nieomalże filozoficzną. Tematem ma być życie, gdy na stole dania ze świń, a wokół Ciebie latają anioły.
Ocena 6/6