Kim jest tytułowy bohater, Gray Man? Człowiek widmo, bohater o wielu twarzach. Z jednej strony twardy i nieustępliwy agent, niepokonany, niezastąpiony mistrz w walce bezpośredniej. Z drugiej, mężczyzna o ludzkiej twarzy, mający dobre serce i pomagający potrzebującym. Wpadający ze skrajności w skrajność. Płatny zabójca działający na zlecenie, ale zabija tylko wtedy, gdy w jego mniemaniu ktoś zasługuje na taką karę. Wtedy to on jest tym złym, wymierzającym karę. Nie kieruje się pobudkami finansowymi, ale ma wysokie morale, jak na mężczyznę wykonującego ten zawód. Ma wielu przyjaciół z dawnych lat, ale jeszcze więcej wrogów. Tak wielu osobom odcisnął na odcisk, że sami chętnie by go odstrzelili. Ale on jest zawsze krok przed nimi, jeden mały krok …
Court Gentry, bo tak się naprawdę nazywa, obiecuje pomoc w uwolnieniu rodziny, która została porwana i uwięziona. Rodziny, która ponosi karę za czyny bliskich. Ale gdy wychodzi na jaw, że to on ma przynieść pomoc, jego wrogowie czekają na niego. Oczywiście został na niego wydany wyrok śmierci. Setki zabójców – najemników z różnych krajów podąża jego śladami, kto pierwszy, ten lepszy. Ale on pokonuje pojawiające się na jego drodze przeszkody, wie, że jest śledzony i zabawia się z tymi, którzy mają go zabić. Taka zabawa w kotka i myszkę. Jest znakomicie przebiegły i to sprawia, że ta lektura przyprawia o drżenie serca i nie pozwala się nudzić. Ani na chwilę autor nie zwalnia tempa akcji, która toczy się na przyspieszonych obrotach, w niesamowitym tempie. Czy zdąży na czas, który jest na wagę złota? Czy zdoła pokonać aż tylu przeciwników? Czy ma w ogóle szansę w starciach z agentami służb specjalnych? Na pewno odpowiedzi na te i inne pojawiające się pytania, poznacie w czasie lektury Gray Man.
Gray Man wchłonął mnie bezpowrotnie. Błyskawiczne tempo akcji, znakomity wątek z elementami szpiegowskimi. A wiadomo, że jak w tle pojawiają się służby specjalne to wyobraźnia zaczyna świrować, czyni tak dalekie wędrówki, że nie sposób jej ujarzmić. Walka z samym sobą, ze swoimi emocjami, staramy się trzymać je na uwięzi, ale to bardzo trudne zadanie, zaryzykowałabym stwierdzeniem, że przy tej lekturze niewykonalne. Świetne efekty specjalne, niewidoczne dla oka, ale odczuwalne dla duszy. Te wszystkie walki bohatera, unikanie zasadzek i czyhających zewsząd zabójców, brawurowe ucieczki i walka do ostatniego tchnienia. Czy można oczekiwać więcej? Z każdego ruchu Courta bije blask i źródło inteligencji, jest przebiegły i cwany, nie ma takich odważnych, którzy chcą stanąć z nim do walki. Jedno złowrogie spojrzenia i przeciwnik traci poczucie wiary w zwycięstwo.
Książkę czyta się szybko, nawet za szybko. Krótkie i treściwe rozdziały sprawiają, że nim się skończy jeden już ciekawość się odzywa i pyta „a co będzie dalej”? I cóż, noc ucieka, i kolejny rozdział rozpoczęty. Ciekawość rządzi się swoimi prawami i nie sposób z nią walczyć. Walka z góry skazana na niepowodzenie. Znakomita kreacja bohatera, wyrazisty, z intrygującą przeszłością, i wielką ochotą na oczyszczanie świata ze zła. Stara się pokonywać piętrzące się na jego drodze trudności, ale przecież on nie jest nieśmiertelny. Otrzymuje mocne ciosy i razy, ale z zaciśniętymi zębami brnie do celu, tym bardziej, że obiecał pomoc, a on zawsze dotrzymuje słowa.
Ta lektura to pierwszy tom z całego cyklu o przygodach Gray Mana. Aż się boję myśleć, co mnie czeka w kolejnych odsłonach. Strach się bać.
Uważam, że ta opowieść skłania do refleksji. Daje przykład, że zło zawsze poniesie klęskę, niezależnie w jakiej formie będzie się pokazywać, jest zawsze złem. Mobilizuje też do działania i walki z nieprawością, wyraźnie dzieli świat na tych złych i dobrych.
Petarda z odbezpieczonym lontem. Uwaga, nie zbliżać się za blisko. Zbyt bliska reakcja może się zakończyć rażącym wybuchem! Decyzja należy do was, ale ostrzegałam!