Amerykańska pisarka, Jodi Picoult znana jest całym świecie, dzięki czemu zyskała sobie wielu czytelników. Nie ukrywam, że jest to moja ulubiona autorka, której powieści czytam z zapartym tchem i ciężko mi porzucić lekturę na rzecz innych obowiązków. Żadna jej książka, którą miałam okazję pochłonąć, mnie nie zwiodła. I tym razem godziny spędzone z Jodi Picoult były po prostu f e n o m e n a l n e. Jest to nieliczna z autorek, która potrafi poruszyć każdą moją strunę wrażliwości. Ona gra na emocjach czytelnika i nie daje mu wytchnienia. Tym razem huśtała moimi uczuciami od wzruszenia po śmiech, od złości po napięcie.
Tematy, które porusza są zawsze trudne i niejednoznaczne. Ale dla autorki nie stanowi nawet najmniejszego problemu, by o tematach ciężkich, niełatwych do rozwiązania pisać lekko, zgrabnie, bez wymuszonych, nadętych słów. Odnoszę wrażenie, że im trudniejszy temat obiera, tym łatwiej się to czyta. Ot, taki paradoks. Wszystko jest takie naturalne. Bohaterowie nie są papierowi, żyją, współczują, bywają smutni, szczęśliwi. Kipią od uczuć razem z czytelnikiem.
Podczas lektury „Tam gdzie ty” musimy się zmierzyć z miłością homoseksualną, ogromnym pragnieniem dziecka, metodą in vitro, uprzedzeniami Kościoła do innej orientacji seksualnej i wychowaniem potomstwa przez partnerów jednej płci.
Wydaje się, że jest to trochę za dużo jak na jedną powieść. Mnie ta powieść nie przerosła, wręcz przeciwnie dała mi możliwość poznania bohaterów z różnych stron, dzięki trójtorowej narracji. Możemy popatrzeć na wydarzenia z perspektywy mężczyzny, który sam ze sobą nie może sobie poradzić, kobiety, która od wielu lat jest zdeklarowaną lesbijką i wreszcie z perspektywy kobiety po czterdziestce, która pragnienie dziecka jak niczego innego na świecie. Czytelnicy są świadkami rozterek, darcia kotów między małżonkami. Każdy próbuje przeforsować swoją jedyną i niepowtarzalną prawdę. Postacie miotają się i nie potrafią znaleźć sobie miejsca. Decyzje, które muszą podjąć nie są jednoznaczne i spędzają im sen z powiek.
Być może znajdą się tacy, którzy stwierdzą, że powieści tej pisarki oparte są na pewnym schemacie. Jest trudny temat, jest proces sądowy. To wszystko prawda, ale mnie to wcale nie przeszkadza mogę takie książki czytać. Bo spotkania na sali sądowej zawsze trzymają mnie w napięciu, a trudne tematy pomagają mi się zastanowić nad tym, co tak naprawdę jest ważne. Dzięki Jodi Picoult zanurzam się w swoich myślach i jeszcze długo po lekturze nie mogę zapomnieć tego, co czułam podczas czytania jej powieści.
Jedynym minusem jaki odnajduję to zakończenie, które przy całej historii może wydawać się skromne i oszczędne w słowa. Ale z drugiej strony taki zabieg pozostawia duże pole manewru dla czytelnika, który może sobie resztę dopowiedzieć.
Było jeszcze coś co mnie bardzo irytowało. Mianowicie myślę tu o postawie pastora. Duchowny pełen nienawiści, hipokryzji i obłudy pragnął pozyskać jak najwięcej owieczek, by przychody z dziesięcin były ciągle na odpowiednim poziomie. Pastor nie cofnie się przed niczym, by tylko uzyskać to na czym mu zależy. Oskarżenie kogoś o coś czego nie zrobił, będzie dla niego bułką z masłem.
Cóż po takiej dawce emocji, czuję się wyczerpana. Jednak, może to dziwnie zabrzmi, ale chcę więcej takiej dawki zmęczenia. Jeśli masz ochotę na wodzenie za nos przez autora to „Tam gdzie ty” to książka dla Ciebie. Miłośników Jodi Picoult nie muszę namawiać, sami z chęcią przeczytają.