„Czyste zło” to książka powstała z jednego pomysłu, który stopniowo rozrastał się, rozwijał i ostatecznie przerodził w intrygującą, wciągającą i przejmującą historię. Lisa Gardner stworzyła opowieść o tym jak bardzo wszyscy potrzebujemy przy sobie drugiej osoby, o tym jak trudno pozbierać się po traumie i o tym, że patrzenie wcale nie jest gwarancją widzenia. Gwarantuję Wam za to, że ta powieść nie da Wam zmrużyć oka przed poznaniem zakończenia(a przynajmniej w moim przypadku tak właśnie było).
Sam tytuł uznać można za dość ogólny i dlatego nie skłania nas on raczej do żadnych głębszych refleksji. Ze swojej strony mogę napisać, że tytułowe czyste zło kojarzy mi się z bytem na tyle potężnym, że nie da się nad nim zapanować ani objąć rozumem. Jest to coś tak potwornego, że nie zauważymy tego gołym okiem, ale jego obecność jest w pewien sposób nieustannie odczuwalna i może wpływać na wiele osób. Przypomina mi to ten jeden moment w filmach kiedy nagle zapada cisza, coś trzaska, nadchodzi jakiś chłodny podmuch-niby nic wielkiego się nie dzieje, ale wszyscy wiemy, że zwiastuje to jakąś katastrofę i jesteśmy bardziej wyczuleni na to co dzieje się na ekranie. I właśnie w takim klimacie, ale trwającym pół książki „poznajemy”, a raczej spodziewamy się nadejścia czegoś jeszcze potworniejszego niż zwłoki odnalezione w spokojnym, sielankowym wręcz miasteczku po wielu, wielu latach od tajemniczej zbrodni.
W podobnej stylu zresztą utrzymana jest okładka powieści, która przedstawia domek, który w świetle dziennym, gdzieś przy ulicy odwiedzanego przez nas miasteczka zapewne od razu wywołałby skojarzenia ze spokojną rodziną, przyjemnym i powolnym życiem, domową atmosferą, cichą wioską. Jednak przedstawienie go w tak ciemnych barwach wywołało wręcz odwrotny efekt. W tym momencie, kiedy patrzę na okładkę, odczuwam pewnego rodzaju niepokój, trwogę, pustkę. Czerwone napisy jedynie dopełniają cały efekt potęgując jednocześnie grozę, bo jak wiemy czerwień to kolor krwi, złości, bólu, ale też miłości(nie zawsze prostej).
Jeśli chodzi o to, co znaleźć możemy po otwarciu książki to od razu rzuca się w oczy podział rozdziałów w zależności od tego z czyjej perspektywy zostały ukazane opisywane zdarzenia, ale to jeszcze nie wszystko…w niektórych z nich panuje bowiem narracja pierwszoosobowa, a w innych trzecioosobowa. W dodatku różnica w narracji wiąże się też z różnicą w czcionce. Szczerze mówiąc nie wiem czy kiedykolwiek spotkałam się z tak zróżnicowaną formą opisywania zdarzeń, ale bardzo mi się to podoba i moim zdaniem wiele wnosi do powieści jednocześnie ani trochę nie utrudniając lektury. Powiedziałabym nawet, że takie urozmaicenie bardzo ją ułatwia i prowokuje do dalszego czytania, bo kończąc jeden rozdział chciałoby się wiedzieć co w tym czasie myślał, robił inny bohater(zwłaszcza, że wszyscy są tak różni). Podsumowując, takie rozwiązanie jest strzałem w dziesiątkę i za niego warto dać wielkiego plusa autorce, bo domyślam się, że opisywanie tak wielowątkowej fabuły z tylu perspektyw wcale nie było łatwym zadaniem a wyszło to naprawdę interesująco.
Chociaż wydawać by się mogło, że sposób napisania książki wzbudził we mnie najwięcej emocji to jest jeszcze coś…bohaterowie: postacie niezwykle rozbudowane, barwne i całkowicie różne. Każda z nich ma własną historię, nosi ze sobą inny bagaż doświadczeń i ma inne spojrzenie na świat a jednak udało im się stworzyć jeden z najlepszych zespołów dochodzeniowych o jakim dotychczas czytałam. Podczas lektury miałam wrażenie, że ich reakcje i zachowania są tak naturalne i w żadnym stopniu nieprzesadzone jakby autorka opisywała zdarzenia, które właśnie obserwuje. W książce bardzo podobało mi się przedstawienie zaufania i przywiązania. Okazało się, że człowiek może jednocześnie kochać i nienawidzić a czas wcale nie leczy ran, ale uczy jak z nimi żyć. Bohaterowie w trudnych chwilach zawsze zwracali się do najbliższych im osób, a to jak istotne były dla nich te kontakty pięknie pokazuje jak ważna jest w naszym życiu rodzina i bliskość. Bardzo ciekawą postacią była dziewczynka, z którą nie dało się porozumieć za pomocą mowy. To, w jaki sposób postrzegała ona świat i jak dogadywali się z nią inni ludzie było fascynujące i całkiem nowe dla mnie. Zresztą sama autorka przyznała, że konsultowała te(i wiele innych) kwestie ze specjalistami co tylko utwierdza mnie w przekonaniu, że jest to bardzo dopracowana i przemyślana książka.
Potwierdza to zresztą fabuła, która zdecydowanie nie jest jednoznaczna ani przewidywalna. Porównałabym ją do leśnych dróżek, które w pewnym momencie się rozchodzą i nigdy nie wiadomo gdzie prowadzi dana ścieżka, czy ma jakiś koniec ani czy łączy się z innymi i kiedy. W powieści pojawiają się wątki oczywiście kryminalne, ale też obyczajowe, miłosne czy związane z przeżywaniem traumy. Chociaż wszystko kręci się wokół poszukiwań osoby lub osób odpowiedzialnych za ukrycie w lesie zwłok to autorka opisała też klimat małego miasteczka, w którym każdemu wydaje się, że wie wszystko o wszystkich i wszystkim jednocześnie skrzętnie ukrywając swoje własne, małe tajemnice. Całkiem szczerze-czytałam tę książkę w domu, pociągu, poczekalni u lekarza, na przystanku-nie mogłam się od niej oderwać. To właśnie jest oznaką dobrze napisanej fabuły, która początkowo wciąga, później buduje napięcie a na końcu nabiera tempa tylko po to by „eksplodować” w kulminacyjnym momencie. Wszystko to sprawia, że czyta się przyjemnie, szybko i bez przerwy.
Ciężko mi znaleźć jakiekolwiek wady tego tytułu, co oczywiście wcale nie świadczy o ich braku, ponieważ każdy z nas ma inny gust. Polecam jednak na własnej skórze sprawdzić jakie emocje wzbudza w człowieku „Czyste zło”, ponieważ naprawdę warto poznać tych bohaterów i ich spojrzenia na świat.