„Zanim umarłam” to książka, którą mogłam przeczytać dzięki wydawnictwu Czarna Owca, za co serdecznie dziękuję. Jest to pierwsza pozycja tego autora, z którą się spotkałam, nie czytałam jego wcześniejszych książek, natomiast muszę przyznać, że chyba nie do końca odpowiada mi ten styl pisania. Co za tym idzie książka, która wydawała mi się ciekawą pozycją, bardzo mnie rozczarowała i przyznaję, że czytało mi się ją ciężko. Momentami zastanawiałam się czy jej nie odłożyć i po prostu sobie nie darować. Głównym tego powodem jest moim zdaniem zdecydowanie osobliwy styl pisania i budowania napięcia przez autora.
Mamy tutaj do czynienia z thrillerem psychologicznym. Główna bohaterka ulega wypadkowi samochodowemu i ulega amnezji wstecznej. Nie pamięta samego wypadku ani kilkunastu godzin go poprzedzających. Ponieważ ma wrażenie, że ludzie odnoszą się w stosunku do niej dziwnie, a jej najbliżsi – mąż i córka – mają do niej pretensje i żal, próbuje za wszelką cenę przypomnieć sobie wszystko to, czego nie pamięta. W miarę odkrywania kolejnych fragmentów układanki, prawda wydaje się robić coraz bardziej niepokojąca i na jaw wychodzą kolejne tajemnice i nieścisłości.
Niestety, mimo świetnego pomysłu na fabułę - bo utrata pamięci i jej stopniowe odzyskiwanie zawsze jest czymś intrygującym i wciągającym - książka w moim ogólnym rozrachunku wygląda dość blado i nieciekawie. Akcja, jeśli w ogóle możemy użyć tego słowa w stosunku do tego, co tu się dzieje, rozgrywa się powoli, ślamazarnie i jest mało ciekawa. Dlaczego? Bo przez większość książki autor opisuje nam surowy, chłodny świat wrzosowisk, atmosferę miejsc, w których historia się rozgrywa. Z jednej strony fantastycznie kreuje tło wydarzeń, ich mroczność, tajemniczość. Opisy są brutalne i bardzo naturalistyczne, ponure i przepełnione grozą. Ale z drugiej strony te opisy są tak bardzo szczegółowe, że wielokrotnie musiałam zaglądać do internetu i wyszukiwać, np. menhiry, bym mogła sobie wyobrazić o czym w ogóle czytam. W zasadzie mogę odważnie stwierdzić, iż odniosłam wrażenie, że clou tej książki stanowią właśnie te opisy. To nie fabuła i wydarzenia budzą w nas grozę, to te opisy ją budzą i powodują, że tak naprawdę to, co nas może w tej książce przerażać to aura otoczenia. Może to celowy zabieg. Może taki właśnie jest ten indywidualny wykreowany styl pisania przez autora.
Jakby tego wszystkiego było mało, w książce mamy też wiele odniesień do czarnej magii, religii, Szatana i okultyzmu. A z drugiej strony autor podejmuje się także tematu autyzmu i opisania zespołu Aspergera, aczkolwiek właśnie ze szczególnym naciskiem na tę bardziej mroczną stronę choroby. Zakończenie dla mnie było mocno zaskakujące. Plus za to, że kompletnie nie można byłoby na to wpaść. Jednak samo w sobie jest dziwne, obrzydliwe i ogólnie rzecz biorąc pasujące w swojej brzydocie i samym pomyśle do całości książki.
Gdybym miała ogólnie podsumować książkę, to zdecydowanie dla mnie była to pozycja, z której czytaniem bardzo się męczyłam. Gatunek, który uwielbiam, pomysł na fabułę świetny, ale powolność akcji i te wszechobecne szczegółowe opisy mnie umęczyły. Z jednej strony świetna kreacja tła dla rozgrywających się wydarzeń, z drugiej strony nuda, mnóstwo konfabulacji i za dużo męczących, długich opisów. Jednym zdaniem: ciekawy temat przedstawiony w nieciekawy sposób. Jakoś do końca dobrnęłam i jestem mimo wszystko zadowolona z przeczytania tej pozycji, bo dzięki niej wiem, że twórczość owego autora mi nie podpasowała i będę go prawdopodobnie unikać. Zatem ja książki nie polecam i nie rozumiem jej fenomenu. Jeśli jednak czytaliście wcześniejsze pozycje tego autora i Wam się podobały, jego styl Wam pasuje - to sądzę, że i z tej będzie mocno zadowoleni.