Współpraca reklamowa @wydawnictworomantyczne.
"Dziedziczka pecha" to jeden z tych tegorocznych debiutów, na który czekałam z niecierpliwością. Już po przeczytaniu opisu byłam zachwycona pomysłem autorki, na stworzenie kraju, którego mieszkańcy nawet po dziesięcioleciach żyli w ciągłym strachu przed możliwym atakiem ze strony przeklętych wyrzutków, co nieco skojarzyło mi się z innym literackim dziełem, a mianowicie Igrzyskami Śmierci autorstwa Suzanne Collins. Czy zatem świat wykreowany przez Małgorzatę "Demmoni" Karpiak również przypadł mi do gustu? Zanim odpowiem na to pytanie, postaram się pokrótce przybliżyć Wam fabułę książki, nie zdradzając najważniejszych kwestii, aby nie psuć Wam radości z czytania.
Główną bohaterką "Dziedziczki pecha" jest Loreta Vero. Dziewczyna, która marzyła o tym, by pójść w ślady swojego ukochanego dziadka i stać się jednym z najlepiej wyszkolonych wojowników. Jedyne, co mogło pokrzyżować jej plany, było odziedziczenie kształtu duszy, po ojcu, którego tożsamości nie znała. Niestety, jak to zwykle w takich historiach bywa, najgorsze obawy dziewczyny postanowiły się ziścić, a Loreta okazała się pierwszym od dziesięcioleci faranem z duszą czarnego kota. Czy owo połączenie okaże się na tyle pechowe, że dziewczyna będzie musiała pożegnać się ze swoimi marzeniami?
Aby w ogóle móc egzystować w społeczeństwie, Loreta musi zgodzić się na związanie swoje życie ze swoim kompletnym przeciwieństwem, czyli jednym z białych kotów — Halenem. Odtąd dziewczyna będzie mogła opuszczać przydzielony jej pokój tylko w jego obecności. Czy moc, jaką dysponuje Halen, będzie wystarczająca, aby poskromić tę należącą do Lorety? Czy dwójce zupełnie obcych sobie osób, uda się normalnie funkcjonować w nowej rzeczywistości? Odpowiedzi na te pytania otrzymacie, sięgając po debiut literacki Małgorzaty "Demmoni" Karpiak.
Muszę przyznać, że autorka zrobiła na mnie naprawdę dobre wrażenie, tworząc niezwykle oryginalny świat, którego domeną jest nieco skomplikowany, ale jak najbardziej zrozumiały system polityczny, który ma ogromny wpływ na społeczeństwo. Wszystko, co zostało w tym ustroju politycznym stworzone, ma swój określony ład i porządek. Ustanowiona władza ściśle kontroluje to, co mieszkańcy wykreowanego świata mogą, a czego nie mogą robić, a nieprzestrzeganie ustanowionego prawa, ma swoje daleko idące konsekwencje, co jest genialnym nawiązaniem do totalitaryzmu.
Świetnym pomysłem było również stworzenie Akademii, która ma za zadanie szkolić nowe pokolenia w jednej z czterech specjalizacji, tak, aby młodzi farani, byli przydatni do ewentualnej walki z przeklętymi wyrzutkami. Zresztą samo posiadanie kształtów dusz było ciekawą koncepcją, szkoda, że nie zostało to bardziej rozwinięte, a różnice między konkretnymi kształtami nie zostały omówione bardziej szczegółowo na przykładzie pobocznych bohaterów całej historii, ale być może wydarzy się to w kolejnych częściach.
Bardzo podobała mi się także kreacja trójki głównych bohaterów, których po prostu nie da się nie lubić. Każde z osobna jest intrygujące i pełne nieoczywistości, ale razem stanowią naprawdę interesujące trio, które jeszcze do końca nie pokazało, na co ich tak naprawdę stać. Jestem bardzo ciekawa, jak potoczą się ich dalsze losy, szczególnie po tym, co autorka sprezentowała nam w epilogu tej części.
Zaczęłam od plusów, więc teraz przyszedł czas również na minusy. Otóż bardzo denerwowało mnie słowotwórstwo autorki. O ile takie określenia, jak faran, czy dufon dobrze wpasowały się w tekst, tak pisecka, pocićkać, fronszenie czy opeto były dla mnie zupełnie zbędne i właściwie tylko wybijały mnie z płynności czytania. Wręcz odbierałam je jako strasznie infantylne. Kolejnym słowem, które działało mi na nerwy, było określenie twarzy mianem ryj. Być może nie zwróciłabym na to uwagi, gdyby wszelkiego rodzaju wulgaryzmy występujące w książce były napisane wprost, a nie za pomocą stworzonych przez autorkę określeń.
Dużym minusem, jest również kwestia redakcji i korekty książki. Uważam, że wydawnictwo powinno przykładać do tego większą wagę. Nie wiem, czy odpowiedzialne za to panie otrzymują za swoją pracę wynagrodzenie, ale jeżeli tak, to uważam, iż nie wywiązały się ze swojego zadania. Nie uwzględniłam tego jednak w swojej ogólnej ocenie książki, ponieważ trudno winić za to samą autorkę.
Myślę, że "Dziedziczka pecha" sprawdzi się jako historia dla osób, które dopiero zaczynają swoją przygodę z gatunkiem fantasy oraz dla miłośników takich motywów jak slow burn i fake dating. Zatem, jeżeli macie ochotę odkryć, czy czarny kot faktycznie okaże się pechowcem, serdecznie zachęcam Was do sięgnięcia po debiutancką książkę Małgorzaty "Demmoni" Karpiak.